Airam Cabrera: W Cracovii na dłużej

Mateusz Miga: W meczu z Jagiellonią mógł zanotować pan pięć asyst, jednak koledzy marnowali sytuacje po pańskich świetnych podaniach.
Airam Cabrera: – Może pięć nie, ale trzy na pewno. W sezonie muszę mieć siedem, a wciąż mam zero! To niesamowite.

Mateusz Wdowiak gra ostatnio bardzo dobrze, ale ewidentnie ma problem ze skutecznością.
– Mateusz to bardzo inteligentny gracz, wie, kiedy ruszyć na wolne pole, a kiedy powinien wrócić. Z każdym meczem rozumiemy się coraz lepiej.W każdym meczu ma jedną, dwie sytuacje sam na sam z bramkarzem, więc to nie tylko kwestia szczęścia. On po prostu to czuje. Ma pecha pod bramką, ale to młody piłkarz, z pewnością jeszcze się rozwinie. Im szybciej tym lepiej dla Cracovii.

Cracovia wkrótce zarobi na jego transferze?
– Poczekajmy. Na razie pozwólmy mu grać tutaj, bo on przecież do tej pory nigdy nie grał tak regularnie. Musimy być cierpliwi. Ma jakość, jest szybki, ale potrzebuje czasu. Teraz jest w ważnym momencie kariery, zyskał ostatnio sporo pewności siebie.

Pan w Cracovii gra na środku ataku, ale w przeszłości często występował też na pozycji numer 10.
– Zawsze mówię, że nie jetem ani 10 ani typową 9. Coś w rodzaju 9,5, gdy mój zespół gra na dwóch napastników to ja jestem tym podwieszonym. Lubię tę pozycję, bo jestem często w grze, często mam kontakt z piłką. Oczywiście lubię asystować przy golach kolegów, ale na pozycji numer 9 też dobrze się czuje. Wszędzie, gdzie mogę pomóc zespołowi.

Potrafi być pan szczery. Po meczu z Piastem przyznał pan, że asysta do Sergiu Hanki była po prostu nieudaną próbą przyjęcia.
– Tak, ale prawda jest taka, że ćwiczymy tego typu akcje na treningach i jako napastnik jestem zobligowany, by schodzić na pierwszy słupek. Zrobiłem tak i dostałem piłkę. Gdyby mnie tam nie było, obrońca po prostu wybiłby piłkę, więc nie odbierajmy mi tej asysty. Chciałem przyjąć piłkę, ale nieszczęśliwie (lub szczęśliwie) moje przyjęcie zamieniło się w asystę.

Macie na koncie siedem wygranych z rzędów. To niesamowita seria.
– To wielki wyczyn, bez względu na ligę i poziom. To niezwykłe, a my chyba do końca nie wierzymy w to, co się dzieje. Nigdy nie sprawdzałem, czy kiedyś miałem taką serię, ale nie ma sensu szukać, bo jestem pewien, że to pierwszy raz. Warto jednak pamiętać, że każda wygrana przybliża nas do porażki.

Nie da się tego uniknąć, każda passa kiedyś musi się skończy.
– To prawda. Tak samo jest, gdy ciągle przegrywasz. Wtedy też każda porażka zbliża cię do wygranej. Mamy teraz kilka meczów „łatwiejszych” ale to futbol, nie możesz jechać tam z poczuciem, że jesteśmy wielką drużyną, bo spotka nas nieszczęście. Musimy trzymać motywację na odpowiednim poziomie i myśleć o tym, by zająć pierwsze miejsce. Czemu nie?

Wygrywanie chyba nie może się znudzić?
– Proszę spytać Guardiolę (śmiech). Nigdy. Musimy teraz ciągle pokazywać, że chcemy więcej. Siedem wygranych to super sprawa, ale z drugiej strony w tabeli jesteśmy dopiero na siódmym miejscu i to już nie jest super. Musimy chcieć więcej i dawać z siebie więcej.

Pamięta pan jeszcze, że we wrześniu byliście na dnie?
– Oczywiście, bo wtedy przychodziłem do Cracovii. Od tego czasy bardzo się rozwinęliśmy pod każdym względem – poprawiliśmy grę z piłką, bez piłki, pressing, wszystko. Trener wykonał wielką pracę. OK, to piłkarze wychodzą na boisko, ale nasz zespół gra tak dzięki trenerowi.

W jaki sposób utrzyma teraz u was odpowiednią motywację, byście nie poczuli się zbyt pewni siebie?
– Jeśli ktoś go zna to wie, że trener Probierz nie musi nic mówić, by utrzymać motywację. Wystarczy spojrzeć na jego twarz i już wiesz, co masz robić. Nie możemy teraz myśleć, że jesteśmy gwiazdami, jakąś Barceloną. W polskiej lidze każdy wynik jest możliwy. Jeśli gdzieś pojedziesz na mecz czując się jak gwiazdy to źle skończysz. My nie jesteśmy gwizdami.

Probierza można się wystraszyć?
– Lubię go, bo dobrze wie, kiedy można pożartować, a kiedy jest czas na pracę. Zapewniam, że to żaden potwór. Normalny człowiek, ale z silnym charakterem. Dogadujemy się bardzo dobrze, a zaraz po transferze Cracovii obdarzył mnie dużym zaufaniem.

To był transfer „last minute”, trafił pan do Cracovii już w trakcie sezonu.
– Trener zadzwonił i spytał, czy im pomogę. Nie miałem żadnych wątpliwości. Czułem, że przychodzę jako ktoś ważny i tak to wygląda, a teraz trzeba to kontynuować.

Gra pan w Cracovii na zasadzie wypożyczenia do końca sezonu. Niedawno mówił pan, że po sezonie na pewno wraca do Hiszpanii. Co teraz ma pan w głowie?
– Problem polega na tym, że z Extramadurą wciąż wiąże mnie kontrakt. Wszystko zależy od tego, jak im pójdzie, czy utrzymają się w LaLiga2. Ja chciałbym zostać w Krakowie. Dobrze się tu czuję, jestem doceniany przez klub, kolegów z zespołu i fanów. Dla mnie to bardzo ważne. Gdy mam takie wsparcie, jestem w stanie dawać z siebie sto procent. Tak było w każdym momencie mojej kariery. Gdy jestem szczęśliwy, daję z siebie wszystko.

Nie wszystko zależy od pana, ale jeśli to pan decydowałby o swojej przyszłości to co by wybrał?
– Oczywiście, chciałbym zostać tu na dłużej. Możemy o tym rozmawiać, ale co z tego, skoro decyzja należy do klubów. Może w Cracovii nie będą mnie chcieli?

W umowie wypożyczenia jest opcja transferu definitywnego?
– Nie.

Jest pan w kontakcie z trenerem Extramadury, Rodrim?
– Właśnie kilka dni temu odszedł z klubu! Są w bardzo trudnej sytuacji, do bezpiecznego miejsca brakuje im 4 punktów. Kiepsko to wygląda.

W meczu z Legią nie wykorzystał pan rzutu karnego. Na decyzję sędziego oczekiwał pan ponad 6 minut. Rozproszyło to pana?
– Tak, to nie był łatwy rzut karny, bo najpierw długo czekaliśmy na decyzję sędziego. Przez 10 minut 25 tysięcy osób gwizdało, a ja czekałem na karnego. Do tego to zdarzenie, o którym ludzie mogą nie wiedzieć. Gdy sędzia dał nam rzut karny, Artur Jędrzejczyk zachował się jak 15-letnie dziecko. Podszedł do punktu rzutu karnego i zniszczył go nogą. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie wiedziałem, gdzie postawić piłkę, bo w miejscu skąd powinienem strzelać powstał dołek. Ustawiłem piłkę na małym wzgórku i zdecydowałem się, by strzelać na siłę. Pech chciał, że trafiłem w słupek. Zdarza się.

Rozmawiał pan z nim o tej sytuacji?
– Po tym, gdy nie strzeliłem Jędrzejczyk podbiegł do mnie i zaczął krzyczeć mi prosto do ucha. Odpowiedziałem, że to nie jest potrzebne. OK, zrobiłeś tę głupią rzecz, pewnie teraz się cieszysz, ale nie podchodź do mnie i nie krzycz – powiedziałem. Jak widać w futbolu wszystko jest możliwe i nawet w wieku 31 lat możesz czuć się zaskoczony.

W meczu z Lechem kolejkę wcześniej Jędrzejczyk też rył boisko przed rzutem karnym dla Lecha.
– Dziwi mnie, że w meczu z nami sędzia nie ukarał go za to zachowanie, bo stał tuż obok. Nie wiem, co mówią przepisy, ale tak nie powinien zachowywać się zawodowy piłkarz. Do tego reprezentant i kapitan najlepszej drużyny w Polsce. Dla nie to niezrozumiałe. Niszczenie boiska? Równie dobrze mógłby zacząć niszczyć słupek bramki.

Podejdzie pan do kolejnego rzutu karnego?
– Oczywiście. Całą karierę wykonywałem karne, a pudła zdarzają się każdemu. Wiele karnych zmarnował Messi, Cristiano Ronaldo też, więc dlaczego nie ja? Decyzja będzie należeć do trenera, ale ja jestem gotowy.

W meczu z Piastem błysnął pan też efektownym golem z rzutu wolnego, choć od dawna tego nie robił.
– Nie strzelałem, bo w każdym zespole zawsze jest minimum jeden specjalista od rzutów wolnych. Teraz trener Probierz dał mi szansę, bo widział, że dobrze idzie mi w trakcie treningów. W meczu z Zagłębiem w grudniu też strzelałem, ale wtedy zabrakło kilku centymetrów.

Pochodzi pan z Teneryfy, a ta w Polsce kojarzy się głównie z wakacyjnymi wypadami. Dzieciństwo spędził pan na plaży?
– Oczywiście. Teraz też, gdy tylko wracam do domu, idę na plażę. Spacerem to tylko 5 minut. Dobrze się tam żyje, ale to… tylko wyspa. Jeśli spędzisz tam całe życie to jest OK, bo nie znasz nic innego. Ale, gdy wyjedziesz i wrócisz to czujesz, że to wyspa. Oczywiście, Teneryfa jet bardzo duża, mieszka tam milion ludzi, ale trudno tam tak w pełni otworzyć umysł. Na wakacje to idealne miejsce, ale gdy ja tam wracam czuję, że jest za małe. Chciałbym zamieszkać w Kadyksie, skąd pochodzi moja dziewczyna. Mamy tam dom i być może tam zostaniemy na stałe.