Aleksander Matusiński: Nie zakładam, że coś jest niemożliwe

Odwołane zgrupowanie w Republice Południowej Afryki, zamknięte Centralne Ośrodki Sportu i Akademie Wychowania Fizycznego. Jak przygotowujecie się do sezonu – wciąż olimpijskiego?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Justyna na razie trenuje indywidualnie w Raciborzu zgodnie z planem i jakoś szczególnie nie traci. Na zgrupowaniu w RPA, na które nie polecieliśmy, miała robić treningi objętościowe, bardziej o charakterze tlenowym, tylko odcinki czasowe. Różnica jest tylko taka, że w Afryce trenowałaby na trawie i na wyższej wysokości. Na razie nie potrzebujemy intensyfikacji zajęć, bo miała bardzo dobry i mocny sezon halowy.

No właśnie, sezon, na który jeszcze w grudniu nie byliście zdecydowani…

Aleksander MATUSIŃSKI: – Bardzo się cieszę, że się na niego zdecydowaliśmy, bo gdyby Justyna nie startowała, to od grudnia miałaby za sobą tylko okres przygotowawczy nie wiadomo, do kiedy i zero startów – w obecnej sytuacji nie wiadomo przecież, kiedy na otwartym stadionie do takiego dojdzie. A tak miała fajny przerywnik, dobrze się „podbiła”.

W jaki sposób pracujecie, bo rozumiem, że tymczasem „na odległość”?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Jesteśmy w stałym kontakcie, objętościowo robi we własnym zakresie to, co planowaliśmy. Jak będzie potrzeba, wsiadamy w auta i spotkamy się gdzieś po drodze, w zależności od tego, gdzie będzie dostępna bieżnia do treningów, bez towarzystwa innych zawodników. Wszystkim rozpisałem plany w terenie, nie chcę ryzykować.

W końcu Justyna to priorytet…

Aleksander MATUSIŃSKI: – Zdecydowanie, najlepsza zawodniczka w tym sezonie halowym na świecie, zwyciężczyni World Athletics Indoor Tour.

Szybciej pobiegła Amerykanka Jonathas…

Aleksander MATUSIŃSKI: – Zaledwie o 5 setnych sekundy i uzyskała wynik w Albuquerque na dużej wysokości, gdzie powietrze jest rzadsze, z zasady urywa się ułamki sekund. W moim przekonaniu to nie są takie same warunkach jak na nizinie, w Toruniu.

Odwoływane są kolejne mityngi i pewnie jest żal, że tak świetna dyspozycja pod dachem może nie znaleźć przełożenia na sezon otwarty?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Na pewno trochę krzyżuje to nasze plany. Wydawało się, że sezon letni będzie należał do Justyny. Z drugiej strony lepiej mieć informację zwrotną, że w hali było super i wszystko jest OK niż taką, że było słabo albo nijak i nie wiadomo, co dalej. Dlatego nie ma co załamywać rąk. Justyna do sezonu letniego wystartuje ze znacznie wyższego pułapu niż inne zawodniczki, będzie jej łatwiej wejść na obroty niż tym, które się nie przetarły w hali.

Justyna Święty-Ersetic miała znakomity sezon halowy; aż żal, żeby ta forma nie znalazła „ujścia” na stadionach, włącznie z olimpijskim w Tokio…
Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

Pod dachem w ogóle nie startowały medalistki mistrzostw świata z Dauchy. Wie pan, co robią?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Pewnie gdzieś trenują, ale mistrzyni Salwa Eid Naser rzadko coś wrzuca na swoje media społecznościowe. Srebrna Shaunae Miller-Uibo z Bahamów trenuje w USA i pobija rekordy życiowe – w siłowni. Na razie biegała mistrzyni świata z Daegu (2011) Amantle Montsho z Botswany – w sobotę u siebie zrobiła 51,22. To dobry wynik, ale myślę, że 51,34 Justyny pod dachem jest bardziej wartościowe. Bieżnia w Toruniu jest co prawda bardzo szybka i trudno wyliczyć, ile setnych bądź dziesiątych z tego dałoby się uszczknąć na stadionie. Ale to wynik, który w ostatnich latach dawał medal halowych MŚ i to jest wymierne odzwierciedlenie jego klasy.

Gdy zapytałem Justynę, co musiałoby się stać, żeby zobaczyła się na podium olimpijskim w biegu indywidualnym, odpowiedziała, że to raczej nierealne, że skupia się na sztafecie, bo to w niej jako wicemistrzynie świata Polki są mocnymi kandydatkami do medalu. A pan widzi Justynę z medalem na 400 metrów?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Nigdy nie zakładam, że coś jest niemożliwe. Nie wiem, gdzie są granice Justyny, to po pierwsze. Poprawiła rekord Polski w hali prawie o pół sekundy, więc zakładałbym, że poprawi także ten na stadionie. Po drugie, nie wiadomo, jaki będzie poziom na igrzyskach, zwłaszcza przy obecnych kłopotach. Może jej wynik nie da nawet finału, a może sprawi, że będzie kandydatką do medalu? Może to naciągane, że szanse są równe, ale każdy sportowiec przyjeżdża na igrzyska po to, by wygrać, przechodzić kolejne etapy. Wielokrotnie udowadniały to dziewczyny w sztafecie – nikt nie dawał im szans, a one regularnie pokonują Jamajki, rok temu na IAAF World Relays w pobitym polu zostawiły same Amerykanki. Nie widzę sufitu. Przed Justyną nie było żadnej Polki w finale halowych mistrzostw świata, a ona była już w nim trzy razy. Zawsze musi być ten pierwszy raz.

Gdzie planowaliście pierwszy bieg?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Już wcześniej odrzuciłem propozycję menedżera startów w Diamentowej Lidze w Dausze i w Chinach (mityngi zostały przeniesione na jesień – przyp. red.). Pierwszym startem Justyny miał być Memoriał Janusza Kusocińskiego w Chorzowie 24 maja i tutaj zaczyna pojawiać się problem, choć to też nie miał być start najważniejszy i decydujący.

Decyzji o odwołaniu „Kusego” na razie nie ma.

Aleksander MATUSIŃSKI: – Ale moim zdaniem mityngi w maju i czerwcu zostaną poprzesuwane. Ale nie ma co martwić się na zapas, trzeba robić swoje i być w gotowości – nie na mityngi, ale na to, co najważniejsze, czyli na igrzyska.

Czy bez startów w zawodach, bez rywalizacji, można się dobrze przygotować do najważniejszej imprezy czterolecia?

Aleksander MATUSIŃSKI: – Jeżeli będzie zielone światło do igrzysk, to będzie też w końcu do mityngów. Ale odpowiadając – można. Zresztą Justyna już nieraz udowadniała, że nawet w pierwszym starcie w sezonie może pobiec szybko. Dwa lata temu w maju w Osace otarła się o rekord życiowy – 51,05. Potem wszyscy się zastanawiali, czemu go nie poprawia. Zrobiła to na najważniejszej imprezie sezonu, mistrzostwach Europy w Berlinie – 50,41. To jest taki typ zawodniczki, który bezpośrednio po przygotowaniach, bez przetarcia, robi minimum na najważniejszą imprezę. Niech się martwią inni, którzy potrzebują startów do osiągnięcia formy. Można też stymulować rywalizację inaczej, ale nie będę zdradzał tajemnic swojej kuchni.