Aluron Virtu CMC Zawiercie. Potrzebny ostatni szlif

 

Dla „Jurajskich rycerzy” udział w Memoriale był ostatnim poważnym sprawdzianem przed rozpoczynającymi się w najbliższy weekend rozgrywkami PlusLigi. W mocno obsadzonej stawce – wystąpili m.in. Jastrzębski Węgiel i PGE Skra Bełchatów – zajęli drugą pozycję. W finale przegrali po tie breaku z Projektem Warszawa.

– To był bardzo pożyteczny sprawdzian. Mieliśmy dużo okazji do gry, do przećwiczenia różnych ustawień i zgrywania się przed ligą. W pierwszym meczu zagraliśmy tylko trzy sety – Aluron Virtu CMC pokonał 3:0 PGE Skrę Bełchatów – więc nie było odczuwalne zmęczenie. Nie wygraliśmy finału, ale mimo to dobrze zaprezentowaliśmy się w turnieju. Oczywiście przytrafiały nam się przestoje, głupie błędy, ale to się zdarza. Będziemy starali się je wyeliminować do następnego meczu. Najważniejsze jest to jak zaprezentujemy się w przyszły weekend – powiedział Marcin Kania, środkowy Aluronu Virtu CMC, który nie miał okazji spotkać się z Arkadiuszem Gołasiem.

– Kiedy Arek grał, byłem małym chłopcem, więc nie pamiętam go za bardzo. Ale w video czy wspomnieniach kolegów dużo o nim słyszałem. Taki turniej jest dobrą okazją do tego, aby go upamiętnić. Cieszymy się, że mogliśmy wziąć w nim udział – dodał.

W ekipie z Zawiercia bardzo dobrze spisał się zwłaszcza Mateusz Malinowski. Atakujący przeciwko zespołowi z Warszawy wywalczył aż 33 punkty. Został też uznany najlepszym atakującym turnieju.

– To był finał, więc trzeba było się do niego przyłożyć. Lubię grę na większych emocjach, w której jest dużo trudnych i wymagających piłkach. Dobrze się w takiej grze czuję. Gra zaczęła nam się układać. Trochę żałuję końcówki jednego z setów, w której daliśmy ciała. Mieliśmy go na wyciągnięcie ręki, a jednak go przegraliśmy.

Wiemy nad czym mamy pracować – ocenił główny bombardier „Jurajskich rycerzy”. Z taką formą, jaką zaprezentował podczas Memoriału powinien wygrać rywalizację o miejsce w podstawowym składzie z Grzegorzem Boćkiem.

W rozgrywanych w podpoznańskim Zalesewie zawodach zawiercianie zaprezentowali wysoką dyspozycję. Wszystko zatem wskazuje na to, że znów będą się bić o czołowe lokaty. Przed rokiem zajęli czwarte miejsce, teraz ich ambicje sięgają medalu, tym bardziej, że zespół niewiele się zmienił, a doszli gracze doświadczeni i o uznanej renomie. Patryk Czarnowski, Wojciech Ferens, Nikołaj Penczew oraz Pieter Verhees występowali w wielu klubach i powinni być dużym wzmocnieniem drużyny. – Ten turniej odzwierciedlił naszą formę. Jest ona na dobrym poziomie. Delikatne szlify w ciągu tygodnia pozwolą nam wejść w ligę z dużym animuszem – przekonywał Malinowski.

Na zdjęciu: Mateusz Malinowski na progu sezonu imponuje siłą i precyzją ataków.