Aluron Virtu Warta Zawiercie. Final Four jest sukcesem

Sama obecność zespołu z Zawiercia w turnieju finałowym Pucharu Polski jest wyróżniającym się – na tle historii tego klubu – osiągnięciem. Zespół trenera Marka Lebedewa przyjechał do Wrocławia z zadaniem zaprezentowania jak najlepszej siatkówki. W półfinale, przeciwko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, „Jurajscy rycerze” zdołali ugrać jednego seta. To nie był ani wynik ponad stan, ani też przypadek. Najwyraźniej na tyle – w danej chwili – stać było drużynę, która zresztą kilka razy w tym sezonie pokazała się z bardzo dobrej strony.

Tylko w jednym secie

Dwa pierwsze sety meczu z ZAKSĄ nie miały historii. Trzecia partia należała jednak do zawiercian i gdyby zespół ten potrafił utrzymać poziom, to mógłby pokusić się o sprawienie sensacji. Jednym z bohaterów trzeciej odsłony meczu we wrocławskiej hali Orbita był [Kamil Semeniuk], który popisał się znakomitą serią na zagrywce. – Chciałbym tak zagrywać w każdym meczu – uśmiechał się 24-letni przyjmujący, który urodził się w Kędzierzynie-Koźlu i jest wychowankiem ZAKSY. –

Po meczu lekki niedosyt się pojawił. Przede wszystkim po trzecim secie. Zagraliśmy bowiem w nim to, co tak naprawdę potrafimy. Wierzyliśmy, że możemy odwrócić losy tego spotkania. Nie udało się. ZAKSA jest niezwykle doświadczonym rywalem. W trudnych momentach potrafi grać swoją najlepszą siatkówkę. Nam udało się w jednym secie. Oni trzy partie zagrali po swojemu – przyznał po ostatniej piłce półfinału PP zawodnik, który z kędzierzyńskim klubem dwukrotnie świętował mistrzostwo Polski.

Najlepsi w PlusLidze

Bardzo podobne wrażenia towarzyszyły po spotkaniu [Marcinowi Walińskiemu]. Doświadczony przyjmujący Warty porażkę ocenił w sposób nieco bardziej obrazowy. – Mieliśmy w tym meczu swoje problemy. Kiedy nie przyjęliśmy piłki, to nie mogliśmy skończyć ataku. To było widać w dwóch pierwszych setach. ZAKSA grała z nami zupełnie inaczej, kiedy miała kilka punktów przewagi. W trzecim secie my zagraliśmy lepiej. Ale w czwartej partii wróciło to, co miało miejsce wcześniej – podsumował 29-letni zawodnik, który nie zgodził się ze stwierdzeniem, że porażka z ZAKSĄ była bolesnym doświadczeniem.

– Nie rozpatrywałbym tej przegranej w takich kategoriach. ZAKSA jest najlepszym zespołem w PlusLidze i na razie jeszcze nikt go nie pokonał. Każdy, kto staje naprzeciw tej drużyny, ma niezwykle ciężką przeprawę. Dla nas nagrodą był sam awans do turnieju finałowego. Szkoda, że od początku tego meczu się nie otworzyliśmy się. Mieliśmy grać na luzie i się nie spinać. Cóż, pracujemy dalej. Osiągnęliśmy cel w postaci kwalifikacji do grona czterech najlepszych drużyn PlusLigi. To jest dla nas bardzo ważne – zakończył Marcin Waliński.

Nasi kontra Skra

Wygląda zatem na to, że zawodnicy zespołu Marka Lebedewa są świadomi swoich umiejętności. Ale czy do tego, aby osiągnąć rzeczywisty sukces, nie potrzeba czegoś więcej? Dziś zespół z Zawiercia zmierzy się przed własną publicznością z Chemikiem Bydgoszcz. To mecz z kategorii tych, które trzeba wygrywać, jeżeli myśli się o tym, aby po sezonie zasadniczym uplasować się w czołowej szóstce PlusLigi.

Chociaż do końca tego etapu rozgrywek pozostało jeszcze sporo spotkań, to wpadka w starciu przeciwko – teoretycznie – słabszemu przeciwnikowi najpewniej okaże się brzemienna w skutkach.

Aluron Virtu Warta zajmuje obecnie piąte miejsce w ligowej tabeli. Ma na swoim koncie dokładnie tyle samo punktów, co szósta PGE Skra Bełchatów i zajmujący siódmą lokatę GKS Katowice. Ósmy Indykpol AZS Olsztyn traci do wymienionej trójki już 6 „oczek”, zatem wiele wskazuje na to, że batalia o dwa miejsca w czołowej szóstce rozegra się pomiędzy mistrzem Polski i dwoma zespołami z woj. śląskiego.

Na zdjęciu: Marcin Waliński (z prawej) nie traktuje porażki w półfinale Pucharu Polski w kategoriach bolesnej.