Anczok był pierwszy

Pierwszym zwycięzcą Plebiscytu Sportu na Piłkarza Roku niespodziewanie był obrońca Polonii Bytom Zygmunt Anczok.


Dlaczego niespodziewanie? Zygmunt Anczok, rocznik 1946, miał wtedy przecież dopiero 20 lat i grał na pozycji lewego obrońcy. Dodatkowo Polonia Bytom, którą wtedy reprezentował nie była główną siłą w ekstraklasie. W lidzie niepodzielnie rządził wtedy zdobywający kolejne tytuły Górnik Zabrze. Polonia z Anczokiem w składzie owszem, była w czołówce, sezon 1965/66 skończyła na 3 miejscu, to samo powtórzyła trzy lata później, ale na szczyt wdrapać się, jak w 1954 i 1962 roku już się nie udało.

Mecz życia

Jak więc było to w 1966 roku?

– To był czas, kiedy wszelkie laury, wszelkie plebiscyty wygrywał Włodek Lubański. Dlaczego więc w tym pierwszym plebiscycie wygrałem ja? Wyszedł mi wtedy mecz życia na Stadionie Śląskim z Anglią – wspomina dzisiaj 76-letni Zygmunt Anczok.

„Sport” o pierwszym zwycięzcy plebiscytu na Piłkarza Roku.

W roku piłkarskich mistrzostw świata na angielskich boiskach biało-czerwoni mierzyli się z późniejszym mistrzem świata aż dwukrotnie. W styczniu 1966 roku niespodziewanie zremisowali na Goodison Park w Liverpoolu 1:1. Anczok w tamtym meczu nie zagrał. Wystąpił za to pół roku później w mecz rozegranym 5 lipca 1966 roku na Śląskim. Dla drużyny prowadzonej przez Alfa Ramseya by to ostatni sprawdzian przed VIII MŚ, które zaczynał się u nich sześć dni po meczu w Chorzowie.

– Mieliśmy być dla nich takim chłopcem do bicia, a postawiliśmy się. Graliśmy bardzo dobrze. Również mnie wyszedł dobry mecz – wspomina pan Zygmunt. Powstrzymywał wtedy ataki Alana Balla czy Rogera Hunta. Wyspiarze, późniejsi mistrzowie świata, wygrali 1:0 po trafieniu Hunta. Biało-czerwoni zebrali jednak wtedy świetne recenzje, a Anczok – jeden z trzech obok Waltera Winklera i Jana Liberdy piłkarz Polonii w wyjściowym składzie naszej reprezentacji – należał do najlepszych na boisku.

Równie dobre opinie zebrał miesiąc wcześniej, kiedy nasza reprezentacja udała się na tournée po Ameryce Południowej. W czerwcu 1966 roku dwukrotnie zmierzyliśmy się z dwukrotnym wtedy mistrzem świata reprezentacją Brazylii. W Belo Horizonte przegraliśmy 1:4, potem na słynnej Maracanie „Canarinhos” z Pele i Garrinchą w składzie ograli nas 2:1. Drugą z bramek strzelił legendarny „Mane” Garrincha. Mecz na stadionie w Rio de Janeiro oglądało wtedy 130 tys. kibiców i jest to największa widownia, która kiedykolwiek obserwowała w akcji biało-czerwonych w historii.

Najlepsza 40 polskich piłkarzy w 1966 roku.

Zaraz potem graliśmy za Oceanem kolejne spotkanie z finalistą mundialu w Anglii reprezentacją Argentyny. Nasi zremisowali z silnym zespołem w Buenos Aires 1:1. Dlaczego silnym? W lipcu „Albiceletes” awansowali do ćwierćfinału MŚ. Tam zmierzyli się z gospodarzami i turnieju i… zostali skrzywdzeni przez niemieckiego sędziego Rudolf Kreitleina, który murawę Wembley opuszczał w asyście policji. Anglicy wygrali wtedy po skandalicznym sędziowaniu 1:0.

Zdecydowali dziennikarze

Ale wróćmy do naszego Zygmunta Anczoka. Pochodzący z Lublińca zawodnik, zresztą wychowanek tamtejszej Sparty, został uznany najlepszym Piłkarzem Roku „Sportu”. Nasza gazeta poinformowała o tym na pierwszej stronie w poniedziałek 19 grudnia 1966 roku.

„Zygmunt Anczok piłkarzem roku. 5 zabrzan i 6 napastników w I dziesiątce” – informował „Sport”. Dalej nasza gazeta pisała. „Plebiscyty, ankiety i przeróżne ankiety obwieszczają zmierzch starego roku. Urodzaj na tego rodzaju bilanse mamy w tym roku wyjątkowy. Typują bohatera sezonu wielkie agencje, typują znane dzienniki sportowe. „Sport” ma również swój tradycyjny challenge. Zwał się kiedyś „Żółtą koszulką” – od trzech sezonów jego zwycięzcy otrzymują prawdziwe piłkarskie insygnia – „Złote buty”. Kiedy mistrzostwa ekstraklasy odbywały się systemem wiosna – jesień, zdobywca „Złotych butów” był praktycznie piłkarzem roku” – pisał „Sport”.

Po przejściu na system rozgrywek jesień – wiosna, co miało miejsce w rozgrywkach 1962 – 1963, sytuacja się zmieniła.

– Jak pamiętam, to w tym pierwszym plebiscycie „Sportu” o wszystkim decydowali dziennikarze. Potem nie pamiętam już kiedy to było, głosowali czytelnicy. W 1966 to mnie przyznano pierwsze miejsce. Dostałem pamiątkowego buta, taką statuetkę. To było miłe wyróżnienie – mówi dzisiaj Zygmunt Anczok, który wyprzedził plejadę napastników.

Nasza redakcja sklasyfikowała wtedy najlepszą 40. Za lewym obrońcą Polonii Bytom znalazł się Andrzej Jarosik. Trzeci był Zygmunt Szołtysik, a czwarty Ernest Pol (taka była wtedy pisownia jego nazwiska). Na 6 miejscu był Włodzimierz Lubański, a 7 Jan Liberda, który strzelał gola Brazylijczykom i Argentyńczykom. Pierwszą dziesiątkę zamykał Stanisław Oślizło.

– Kto wgra teraz? Mnie podobała się gra naszego bramkarza Szczęsnego na mistrzostwach w Katarze. Ale jak będzie i kto wygra w tym roku, to nie wiem, bo parę innych nazwisk, z Lewandowskim na czele, też przecież jeszcze jest – kończy Anczok, późnej obrońca Górnika, złoty medalista igrzysk olimpijskich z Monachium z 1972 roku.


Na zdjęciu: Zygmunt Anczok – najlepszy polski piłkarz 1966 roku, 48-krotny reprezentant Polski.
Fot. gornikzabrze.pl