Andrzej Grygierczyk: By poczuli oddech konkurencji…

Będę taki trochę nie na czasie. Otóż twierdzę, że trzeba dużej dozy niechęci lub złośliwości, by przynajmniej nie próbować dostrzec, że ta nasza poniewierana w minionych miesiącach reprezentacja ma w trakcie swoich występów przebłyski gry, które budzą nadzieję, że jednak „coś z tego będzie” i że – wbrew powszechnej opinii – Jerzy Brzęczek ma w zanadrzu na nią pomysł. Fakt, realizowany z największym trudem, w bólach, w powszechnym poczuciu irytacji, a jednocześnie z narastającą z każdym meczem presją, no bo przecież naród domaga się zwycięstw tu i teraz, a tych jak nie było, tak nie ma. Oczywiście pod tą presją w największym stopniu znajduje się właśnie selekcjoner.

Nie było zwycięstwa i wczoraj, w Portugalii, w ostatnim meczu tej edycji Ligi Narodów. Sprawił to jeden błąd w obronie, po stałym fragmencie gry. Ale widzieliśmy walkę, determinację, zaciskanie zębów, a w sumie właśnie wyraźne sygnały poprawy jakości gry. No i nie było porażki; za to była bardzo wiele mówiąca radość po wyrównującym golu Arkadiusza Milika. Co mówiąca? Ano to, że do konsolidacji tej grupy jest bliżej niż dalej.

Ważne jest i to, że będziemy rozstawieni na okoliczność losowania grup eliminacyjnych Euro 2020; na naszym remisie stracili Niemcy. Ale nie przywiązujmy się do tego aż tak bardzo. Jakkolwiek bowiem patrzyć, jesteśmy na takim etapie, że bez względu na towarzystwo, w którym znajdziemy się w wyniku losowania, znów musimy się… wspinać czy też odbudowywać, by każdy rywal znów zaczął się nas obawiać, doceniać, darzyć szacunkiem.

Czy to ktoś ze ścisłej europejskiej elity czy to z jej zaplecza – jak wielokrotnie się przekonywaliśmy za nie tak dawnych „dobrych czasów” – potrafi nam narobić kłopotów. Ergo: przy naszym obecnym potencjale trzeba przyjąć, że nie ma aż tak wielkiego znaczenia, z którego koszyka będziemy losowani.

Sięgając w najbliższą przyszłość, czyli właśnie gier eliminacyjnych do Euro 2020, nie sposób nie wspomnieć o tym, czego wczoraj dokonała młodzież. Jej zwycięstwo nad Portugalią w rewanżowym meczu barażowym nie tylko dało awans do finałów MME, ale i stanowiło zastrzyk optymizmu, sugerujący, że ta polska piłka nie taka ostatnia. Choć – paradoksalnie – jest ten awans swego rodzaju kłopotem, bo też potrzebą chwili wydaje się przesunięcie niektórych graczy drużyny Czesława Michniewicza do drużyny Jerzego Brzęczka, właśnie w perspektywie rywalizacji o Euro.

Nazwiska zostawmy sobie na później… Ale to oczywiste, że przy ubogim stanie osobowym naszego futbolu, to swoiste rwanie sukna z natury rzeczy musi być szkodliwe. Również z tej perspektywy, by zawodnicy pierwszej reprezentacji poczuli na plecach oddech konkurencji.

I na koniec jeszcze jedna, bardzo luźna uwaga: bardziej brakowało mi na boisku Kamila Glika niż Roberta Lewandowskiego.