Angielska siła czeka

Kazimierz Mochlinski z Londynu

Anglicy wygrali 19 ostatnich spotkań eliminacji MŚ u siebie. Strzelili w nich 67 goli. Stracili tylko 6.


Anglicy zamknęli ostatni trening przed meczem z Polską. Nie wiadomo dlaczego nie chcieli być oglądani, ale czyżby miało to związek z nieszczęściem, jakie spotkało „biało-czerwonych”, których największym problemem jest brak Roberta Lewandowskiego? Wiadomo, że Polaków w Londynie czekałoby arcytrudne zadanie, gdyby nawet przyjechali w najsilniejszym składzie. Statystyki nie kłamią.

W ostatnich latach Anglicy radzą sobie na międzynarodowej arenie bardzo dobrze. To przecież półfinaliści mistrzostw świata, a spośród ostatnich 19 meczów eliminacji mistrzostw świata u siebie, wygrali wszystkie. Strzelając 67 goli, a tracąc zaledwie 6 bramek. Łącznie „Synowie Albionu” nie przegrali ani jednego z 23 ostatnich meczów eliminacji MŚ.

Kane’a przełamanie przed Polską

Nick Pope, golkiper Burnley, stał się w ubiegły weekend pierwszym angielskim bramkarzem w historii, który nie wpuścił gola w żadnym z sześciu pierwszych występów w zespole narodowym. A przecież to tylko rezerwowy, bo zastępuje między słupkami Jordana Pickforda. Na drugim krańcu boiska wszyscy w Europie zdają sobie sprawę z potęgi Harry’ego Kane’a. Może nie zawsze dorównuje on Robertowi Lewandowskiemu, ale w niedzielę strzelił 33 gola w narodowych barwach.

Choć wcześniej był w reprezentacji nieskuteczny, bo na trafienie czekał od listopada 2019 roku. Przerwa trwała 500 dni, a na boisku Kane spędził bez gola 496 minut. Ale teraz trafił i polski pech polega na tym, że wraca do wysokiej dyspozycji. To nie jedyna niedobra dla Polaków wiadomość. Niedawno 150 bramkę w seniorskiej karierze zdobył Raheem Sterling. 136 goli zdobył dla klubów: Liverpoolu i Manchesteru City, a 14 dla reprezentacji. Co gorsza dla „biało-czerwonych” 12 spośród wszystkich goli dla drużyny narodowej strzelił w 14 ostatnich występach. Wcześniej w reprezentacji tak skuteczny nie był.

To jednak wciąż nie wszystkie atuty ofensywne Anglików. Dominic Calvert-Lewin został pierwszym od 147 lat piłkarzem z… podwójnym nazwiskiem, który w reprezentacji Anglii strzelił dwa gole w jednym spotkaniu. Poprzednim był William Bromley-Davenport, który takiej sztuki dokonał w 1884 roku, w meczu z Walią. Kolejną historyczną kartę zapisał ostatnio Reece James. Jego debiut w drużynie oznaczał, że po raz pierwszy w historii, w reprezentacjach Anglii kobiet i mężczyzn, zagrało rodzeństwo, bo wcześniej występy w drużynie żeńskiej zaliczyła jego siostra, Laureen.


Czytaj jeszcze: Na Wembley bez kapitana!

Nie boją się stawiać na młodych

Sporo mówi się też w Anglii o Judzie Bellinghamie, który w zeszłym roku został trzecim najmłodszym reprezentantem Anglii w historii. Kibice „Synów Albionu” mocno ucieszyli się, kiedy zawodnik ten dostał zgodę na przyjazd z Niemiec, bo sytuacja przypominała nieco tę, jaka miała miejsce z udziałem Lewandowskiego.

Młody piłkarz staje się na Wyspach bardzo popularny. M.in. dlatego, że przechodząc do Borussii Dortmund wybrał numer 22. Dlaczego? Bo może grać zarówno na pozycji numer 4, numer 8, jak i 10! Po zsumowaniu tych liczb otrzymamy właśnie liczbę 22. Tymczasem w ubiegły czwartek na Wembley, w meczu z San Marino, Bellingham wszedł na boisko z numerem… 23. Bo 22 należy do trzeciego bramkarza Sama Johnstone’a.

Anglicy uwielbiają liczby, a Gareth Southgate osiągnął ostatnio coś, co jeszcze nikomu się nie udało. Został pierwszym człowiekiem z ponad 50 meczami w reprezentacji zarówno jako piłkarz, a także jako trener. Zagrał w drużynie 57 razy, a dziś poprowadzi ją po raz 52. Paulo Sousa dla Portugalii zagrał 51 razy, a Polskę poprowadzi po raz trzeci. Ale, podobnie, jak Southgate, nie boi się stawiać na młodych zawodników. W meczu z Andorą wystawił przecież Kacpra Kozłowskiego, który zadebiutował w zespole w wieku 17 lat i 163 dni. Bellingham w listopadzie ub. roku liczył sobie 17 lat i 136 dni, a 18 lat skończy dopiero za niecałe trzy miesiące.


Fot. Lukasz Laskowski / PressFocus