Pewni swego?

Anglicy jadą na mistrzostwa świata pełni nadziei. Tym razem ich optymizm wydaje się jednak delikatnie przesadzony.


W 1966 roku, podczas turnieju rozgrywanego na angielskich boiska, reprezentacja „Synów Albionu” – jedyny raz w historii – zdobyła mistrzostwo świata. Do dziś turniej ten, którego finał odbył się na stadionie Wembley, jest dla Wyspiarzy Kamieniem Milowym.

Wspomnienie z przeszłości

Wszystko przez to, co wydarzyło się właśnie w decydującym spotkaniu. Przypomnijmy, że był to jedyny w historii mundiali finał, w którym padł hat trick, a strzelcem trzech goli został Geoff Hurst. Jedno z trafień wzbudziło olbrzymie kontrowersje i do dziś nie jest do końca przesądzone czy bramka padła. Piłka, po strzale Hursta, odbiła się bowiem od poprzeczki, a następnie trafiła w linie bramkową i wyszła w pole. Gol został uznany, Anglicy wygrali 4:2 i zostali mistrzami świata.
Bobby Moore, ten sam, który siedem lat później na Stadionie Śląskim w Chorzowie popełnił koszmarny błąd, a Włodzimierz Lubański strzelił bramkę na 2:0, odebrał z rąk królowej Elżbiety II Puchar Świata. Od tamtej chwili, a minęło już 56 lat, Anglicy z rozrzewnieniem wspominają swój sukces.

Jak będzie w Katarze?

– Jesteśmy faworytem, tak bym powiedział. Czuję, że powinniśmy nim być. Mamy więcej niż wystarczająco by wygrać. Ja bardzo ciężko walczyłem, aby dostać się do składu na Euro. Czułem, że muszę udowodnić ludziom, że się mylą, co do mojej osoby. Znalezienie się w kadrze, a następnie doznanie kontuzji było bolesne – powiedział Trent Alexander-Arnold, boczny obrońca Liverpoolu, jak i reprezentacji Anglii. Zawodnik ten rozegrał w koszulce z trzema lwami na piersi 17 meczów i strzelił jedną bramkę.

Anglia bardzo dobrze spisała się podczas zeszłorocznych mistrzostw Europy. Dotarła aż do finału, który przegrała – po rzutach karnych – z Włochami. W marcu tego roku „Synowie Albionu” zaprezentowali się dwukrotnie bardzo korzystnie w meczach towarzyskich. Wygrali ze Szwajcarią i Wybrzeżem Kości Słoniowej, ale w czerwcu było dużo gorzej, a już całkiem źle jesienią.

Southgate pod pręgierzem

Anglia nie wygrała ani jednego spotkania w Lidze Narodów. Dwa razy uległa Węgrom, przegrała również z Włochami, a trzy spotkania zremisowała. Takie rezultaty nie mogły zwiastować niczego dobrego. Anglicy spadli do Dywizji B UEFA Nations League i z całą stanowczością takie rozstrzygnięcie należy nazwać sensacją. Sugerowano nawet, we wrześniu br., że może dojść do zmiany na stanowisku selekcjonera reprezentacji. Zgrało się to w czasie ze zwolnieniem z Chelsea Thomasa Tuchela i pojawiły się informacje, że to właśnie Niemiec mógłby zastąpić na stanowisku Garetha Southgate’a. Tak sensacyjne doniesienia zostały jednak bardzo prędko zdementowane przez Debbie Hewitt, czyli pierwszą w historii kobietę, która stoi na czele The Football Association, czyli najstarszego piłkarskiego związku na świecie. Książę Walii, czyli starszy syn króla Karola, pełni oficjalnie funkcję prezesa federacji, ale jest to jedynie sprawa reprezentacyjna. Przedstawiciel rodziny królewskiej nie podejmuje bowiem żadnych ważnych decyzji. Nie od niego również zależeć będzie powodzenie reprezentacji Anglii na mistrzostwach świata. Niedawno Pałac Buckingham poinformował zresztą, że następca tronu do Kataru, na mistrzostwa świata, w ogóle się nie wybiera. W ten sposób zaprotestuje przeciwko łamaniom praw człowieka w kraju gospodarza najważniejszego turnieju piłkarskiego czterolecia.


Na zdjęciu: Trent Alexander-Arnold jest przekonany, że reprezentacja Anglii odegra ważną rolę w Katarze.
Fot. Pressfocus.pl