Anglia. Rodgers i jego Waterloo

Już tylko kilkadziesiąt godzin pozostaje do wznowienia rozgrywek Premier League, które ruszą dokładnie 100 dni po tym, jak odbył się ostatni mecz.


Najsłynniejsze 100 dni w brytyjskiej historii dotyczy tego, co wydarzyło się w okresie pomiędzy marcem a czerwcem… 1815 roku. 205 lat temu znane z historii 100 dni Napoleona, które w rzeczywistości trwały nieco dłużej, a zostały zakończone klęską wojsk francuskich pod Waterloo, położyły kres słynnego przywódcy, a wielką rolę w całym tym przedsięwzięciu odegrali Brytyjczycy, którzy byli trzonem VII koalicji antyfrancuskiej. Cesarz Francuzów został pobity. Koronawirus jeszcze nie, ale rozgrywki angielskiej ekstraklasy – w środę zostaną rozegrane dwa pierwsze spotkania – zostaną wznowione dokładnie po… 100 dniach. Ostatni mecz, Leicester pokonał u siebie 4:0 Aston Villę, rozegrany został 9 marca. Jutro na boisko ponownie wyjdzie zespół „The Villans”, który zmierzy się z Sheffield United. Będzie to pierwszy z dwóch środowych meczów. Po nim Manchester City zagra z Arsenalem. Żeby było ciekawiej, stęsknieni kibice śledzić będą długo wyczekiwane spotkania w… wigilię 205. rocznicy bitwy pod Waterloo.

Idealny kandydat

Pewna symbolika jest zatem doskonale wyczuwalna. Przed przeszło dwoma wiekami dowodzonym przez księcia Wellingtona, na którego cześć nazwano później stolicę Nowej Zelandii, brytyjskim wojskom udało się ujarzmić wroga. Kto teraz będzie w stanie wejść w rolę wielkiego przywódcy? Trudnym zadaniem jest wskazanie jednej postaci. Sądząc jednak po pochodzeniu tym kimś wcale nie musi być… Anglik! Otóż Arthur Wellesley, późniejszy książę Wellington, miał korzenie irlandzkie. Urodził się zresztą w Dublinie, a w momencie bitwy liczył sobie 46 lat. Poszukać należy zatem w gronie trenerów i – co ciekawe – postać o podobnych „parametrach”, czyli wieku i pochodzeniu, można znaleźć! Chodzi o Brendana Rodgersa, który w tym roku skończył 47 lat i jest Irlandczykiem, z północnej części „Zielonej wyspy”. Były szkoleniowiec Liverpoolu śmiało może zostać współczesnym Wellingtonem. Również dlatego, że jest trenerem po przejściach.

Przeżył dramat

To za jego kadencji, w 2015 roku, „The Reds” zmierzali po mistrzostwo, ale w pamiętnym meczu przeciwko Chelsea pośliznął się Steven Gerrard, a tytuł trafił do Manchesteru City. To był trudny dla Rodgersa moment, ale – z całą pewnością – nie tak trudny, jak to, co niedawn szkoleniowiec przeżył. Pod koniec maja Brendan Rodgers przyznał się, że dwa miesiące wcześniej był… zakażony koronawirusem!


Przeczytaj jeszcze: Mistrz na ostatniej prostej


– Ledwo mogłem chodzić. Czułem się, jakbym wchodził na Kilimandżaro. Czym wyżej wchodzisz, tym masz większe problemy z oddychaniem – przyznał Rodgers.

– Przez trzy tygodnie nie miałem węchu ani smaku i na nic nie miałem siły. Po czymś takim doceniam, że jestem zdrowy i w dobrej formie fizycznej – podkreślił szkoleniowiec Leicesteru.

Obronić zapas punktowy

Jego zespół rozgrywki wznowi w najbliższą sobotę; zagra na wyjeździe z Watfordem. Klub z King Power Stadium jest jednym z tych, które są zaangażowane w walkę o cel. Przypomnijmy, że drużyna Brendana Rodgersa zajmuje 3. miejsce, a Jamie Vardy – jej napastnik – przewodzi klasyfikacji strzelców. Do drugiego Manchesteru City Leicester traci 4 punkty i raczej nie zamierza ścigać wicelidera. Ale jednocześnie „Lisy” mają 5 punktów przewagi nad 4. Chelsea i 8 nad 5. Manchesterem United. Sytuacja jest zatem dobra, a drużyna – z całą pewnością – skupi się na tym, by jak najmniej z wymienionych zapasów punktowych stracić. Będzie to oznaczało grę w Lidze Mistrzów. Przypomnijmy bowiem, że 5. miejsce na finiszu rozgrywek pozwoli na występy w Champions League w związku z wyrzuceniem z niej Manchesteru City. Dla Leicesteru udział w najbardziej prestiżowych zmaganiach w Europie – choć raz, i to jako mistrz Anglii, już w nich grali – będzie nie mniejszym sukcesem, aniżeli triumf pod Waterloo.

Na zdjęciu: Brendan Rodgers, niczym książę Wellington, chce poprowadzić Leicester do sukcesu w trudnych czasach.
Fot. PressFocus