„Anielska góra” wzywa

W Engelbergu polscy skoczkowie przeważnie radzą sobie bardzo dobrze. 4 zwycięstwa i 20 miejsc na podium.


Gross-Titlis-Schanze w Engelberu, czyli w „Anielskiej górze”, to stałe miejsce na szlaku uczestników rywalizacji w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Skocznia ta pojawiła się już w kalendarzu pierwszej edycji zmagań o „Kryształową Kulę”, w sezonie 1979/80. Później kilka razy szwajcarski obiekt omijano, ale następnie – nieprzerwanie od 1999 roku – co roku odbywają się na niej zawody.

Do tej pory rozegrano na niej aż 64 konkursy. Od wielu lat Engelberg jest jedynym miejscem w Szwajcarii, do którego zjeżdża się karawana PŚ. Ostatni raz w innych miejscowościach w tym kraju zawody tej rangi rozegrano w 1990 roku. Na obiektach w Gstaad i na olimpijskiej skoczni w Sankt Moritz. Oba obiekty od lat są już jednak wyłączone z użytkowania. Obiekt w Gstaad już nie istnieje, a za gruntowną przebudowę Olympiaschanze, Szwajcarzy jakoś nie potrafią się porządnie zabrać.

Małysz „dopiero” czwarty

Dlatego kraj, który przecież wychował czterokrotnego mistrza olimpijskiego, Simona Ammanna, który zresztą wystartuje – po raz pierwszy w tym sezonie – w Engelbergu właśnie – może organizować zawody najwyższej rangi tylko na Gross-Titlis-Schanze. Od 2001 roku konkursy te są przeważnie próbą generalną przed Turniejem Czterech Skoczni, a po raz pierwszy taka sytuacja miała mieć miejsce w 2000 roku, bo wcześniej skakano w Engelberu w styczniu, czyli po Turnieju. Wówczas jednak, 22 lata temu, konkursy nie doszły do skutku z powodu braku śniegu. Nie tylko Engelberg miał wówczas problem. Nie odbyły się również – z tych samych przyczyn – zawody w Ramsau i Libercu.

Dlaczego to ważne? Bo gdyby aura była inna, to pewnie wcześniej dowiedzielibyśmy się o znakomitej dyspozycji Adama Małysza. Bo był to właśnie ten sezon, w którym „Orzeł z Wisły” eksplodował już podczas niemiecko-austriackich zawodów. Co ciekawe przed tamtym T4S rozegrano zaledwie trzy zawody indywidualne i jeden konkurs drużynowy.

Małysz w Engelbergu błysnął po raz pierwszy rok później, choć po pierwszym konkursie byliśmy… zawiedzeni. Wiślanin zajął „dopiero” czwarte miejsce, a w pierwszych piciu zawodach sezonu był trzy razy pierwszy i dwa razy drugi. Następnego dnia wygrał już jednak zdecydowanie, o sześć punktów… Ammanna, który był rewelacją sezonu, a później dwa razy ograł Polaka na IO w Salt Lake City. To było jedyne zwycięstwo Małysza w Szwajcarii, który na podium w Engelbergu stawał pięć razy. Po raz ostatni – na trzecim stopniu – w pożegnalnym sezonie 2010/11.

Kubacki (jeszcze) bez podium

Równo rok później „na pudle” konkursu Gross-Titlis-Schanze zameldował się Kamil Stoch i trzeba przyznać, że obiekt ten jest jednym z ulubionych trzykrotnego mistrza olimpijskiego, bo był to pierwszy z dziesięciu przypadków na tej skoczni, kiedy to zawodnik z Zębu znalazł się w czołowej trójce. Skocznie ta jest dla najbardziej utytułowanego z naszych ważna z jeszcze jednego powodu. Otóż 21 grudnia 2013 roku, po zajęciu drugiego miejsca w konkursie, Stoch pierwszy raz w karierze nałożył żółtą koszulkę lidera klasyfikacji generalnej PŚ.

To był zresztą niesamowity weekend w wykonaniu Polaków. W sobotę właśnie wygrał Jan Ziobro, odnosząc swoje jedyne zwycięstwo w karierze, a drugi był Stoch. W niedzielę lider był już najlepszy, a Ziobro zajął trzecie miejsce, a w pierwszej dziesiątce pierwszego konkursu mieścili się jeszcze Klemens Murańka i Piotr Żyła.

Stoch ponownie wygrał w Engelbergu w 2019 roku. Rok wcześniej dwukrotnie drugi był Żyła, który tylko właśnie na szwajcarskim obiekcie, a także w Willingen, po trzy razy stawał na podium PŚ. Jak na razie jeszcze nigdy nie udało się na Gross-Titlis-Schanze wskoczyć do czołowej trójki Dawidowi Kubackiemu, ale wydaje się, że po tym weekendzie to się zmieni. Najlepsze miejsce na tej skoczni „Mustaf” zajął w sezonie 2018/19, kiedy to był piąty. W ubiegłym sezonie kończył oba konkursy po pierwszej serii. Nikt sobie nie wyobraża, że coś podobnego mogłoby się teraz powtórzyć.


Na zdjęciu: Kamil Stoch (z lewej) aż 10 razy stawał na podium w Engelbergu. Dawid Kubacki takiej sztuki jeszcze nie dokonał.

Fot. PressFocus