Antoni Piechniczek – doktor honoris causa!

Znakomity śląski szkoleniowiec, jeden z najlepszych selekcjonerów w historii polskiego futbolu, zostanie uhonorowany przez katowicką Akademię Wychowania Fizycznego, z którą przez lata był związany.


Życie jest grą, świat boiskiem, Bóg sędzią. Taka tabliczka zawieszona jest na płocie posesji Antoniego Piechniczka w Wiśle. Teraz najpozytywniejszy z możliwych osądów względem 79-letniego szkoleniowca wydaje środowisko akademickie. Dziś uroczyście nadany zostanie mu tytuł Doctora Honoris Causa na Akademii Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki w Katowicach, z którą związany był przez znaczną część życia – od szczytu popularności wywołanej medalem na mundialu 1982 aż po emeryturę, na którą przeszedł w 2019 roku.

Zaprosił go dr Szyngiera

– W sumie na AWF Katowice spędziłem 35 lat, z 10-letnią przerwą na pracę trenerską za granicą – mówił Piechniczek na łamach „Dziennika Zachodniego”, gdy kończył pracę na uczelni.

– Inicjatorem mojego zatrudnienia na AWF Katowice był dr Władysław Szyngiera. Na uczelni spotkałem wielu ciekawych ludzi i mnóstwo wspaniałych wykładowców. Z dużym sentymentem wspominam współpracę z rektorami Joachimem Raczkiem i Stanisławem Sochą oraz trenerem Władysławem Żmudą. Cieszę się, że mogłem pracować na jednej uczelni razem z taką osobowością jak prof. Zbigniew Czajkowski. Praca ze studentami zmuszała mnie do refleksji, jak teoretyczną wiedzę zgłębianą na uczelni przekazywać w praktyce piłkarzom.

Jeśli na koniec mojej kariery wykładowcy akademickiego mogę dać jakąś radę obecnym zawodnikom, to sugeruję im, żeby z rozpoczęciem zdobywania uprawnień trenerskich nie czekali do końca kariery. Dzięki zdobytej wiedzy łatwiej im będzie zadbać o siebie jako o czynnego zawodnika i łatwiej będzie podjąć decyzję o przejściu z roli sportowca do roli szkoleniowca.

Z Lipin do stolicy

Trener Piechniczek bazuje tu na własnym doświadczeniu. On sam łączył studia dzienne z grą w piłkę na ekstraklasowym poziomie. W 1961 roku dostał się na warszawską Akademię Wychowania Fizycznego.

– Kiedy analizuję moją karierę zawodową, to wiem, że nigdzie nie dostałem takiego przyspieszenia, jak w Warszawie. W cztery lata zostałem magistrem wychowania fizycznego, trenerem II klasy, grałem w Legii i reprezentacji młodzieżowej – opowiadał Piechniczek w swojej biografii „Tego nie wie nikt”, autorstwa Beaty Żurek i Pawła Czado.

Przez pierwsze miesiące zajęcia na uczelni i mieszkanie w stołecznym akademiku bynajmniej nie uniemożliwiały Piechniczkowi kontynuowania gry w… drugoligowym Naprzodzie Lipiny. Już wtedy jednak o nastolatka dopytywała Legia i Polonia, a w swoich szeregach widział też naturalnie trzecioligowy zespół warszawskiej AWF. Ostatecznie padło na Legię, co swego czasu mogło zakończyć się… wyrzuceniem z uczelni, która koniecznie chciała go w swoim zespole. Nie przynosiły efektu wycieczki działaczy klubu z Łazienkowskiej do rektora, sprawę załatwiła dopiero jasna komenda z Ministerstwa Obrony Narodowej.

W Legii chorzowianin dzielił szatnię głównie z wojskowymi, ale w linii obrony występował z innym studentem: Jackiem Gmochem, przyszłym magistrem inżynierem komunikacji ze specjalizacją budowy dróg i mostów, uzyskanej na Politechnice Warszawskiej. Co ciekawe, prócz Gmocha i Piechniczka, przy Łazienkowskiej grali jeszcze dwaj przyszli selekcjonerzy: Henryk Apostel i Władysław Stachurski.

Studia dały mu pewność

Ostatni mecz w Legii Antoni Piechniczek rozegrał 30 czerwca 1965 z Pogonią Szczecin. Dzień później bronił pracy magisterskiej „Analiza społeczna piłkarzy kadry narodowej”, napisanej w oparciu o kwestionariusze, które rozdał zawodnikom kadry, gdy przebywała na zgrupowaniu w Rembertowie. Ówczesny selekcjoner, Ryszard Koncewicz, nie miał nic przeciw. Piechniczek wypytywał o pochodzenie, rodzinę, ścieżkę kariery, pieniądze, osiągnięcia, plany, pieniądze.

Jego promotorem był socjolog Kazimierz Doktór z Polskiej Akademii Nauk, były… rezerwowy bramkarz Legii, w barwach której zagrał okrągłą minutę w ekstraklasie. W latach 80. Doktór uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. Antoni Piechniczek zaś jako magister opuścił stolicę i wrócił do rodzinnego Chorzowa.

– Studia dały mi pewność siebie. Każdego w drużynach, które prowadziłem, chciałem czegoś nauczyć. Każdemu coś podpowiadałem od strony czysto sprawnościowej. I nie chodziło o uwagi typu: „Musisz być szybszy”, bo to truizm. Ważne, żeby powiedzieć dokładnie, co robić, żeby być szybszym. Nie można do pewnych rzeczy dojść samodzielnie, jeśli nie ma się odpowiedniego przygotowania – opisywał Piechniczek, który w Ruchu nieraz zaczynał treningi z opóźnieniem, jako że… czekał na dokształcających się i przygotowujących do matury kolegów z drużyny. Bywało, że prosili go o pomoc przy pisaniu… wypracowań.

FIFA i UEFA robią błąd

Rola edukatora towarzyszyła Piechniczkowi na różnych etapach kariery. W 1979 roku, mieszkając w Opolu, co było pokłosiem jego trenerskiej pracy w Odrze, został szefem wyszkolenia Okręgowego ZPN w Katowicach. Wiązało się to z kontrolą klubów ligowych (w ekstraklasie grało wtedy 7 przedstawicieli województwa śląskiego!), nadzorem nad pracą z młodzieżą, szkoleniem śląskich trenerów oraz współpracą z AWF. Kilka lat później, już jako będący na piedestale selekcjoner, który doprowadził reprezentację do trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w Hiszpanii 1982, związany był z katowicką uczelnią ściślej. Już z perspektywy trenera na emeryturze nieraz żałował, że Akademie Wychowania Fizycznego, uczelnie, zostały odsunięte od kształcenia trenerów i wydawania licencji.

– To niesamowity błąd popełniony przez FIFA i UEFA. Uważają, że mają monopol na mądrość dotyczącą piłki nożnej, że oni wiedzą wszystko lepiej. Akademiom trzeba oddać, że być może nie mają aspiracji czysto piłkarskich, ale mają aspiracje pedagogiczne, psychologiczne, medyczne czy teorii sportu. Mają do zaoferowania trenerom mnóstwo mądrości, które są im bardzo potrzebne.

Dodałbym jeszcze, że w dzisiejszych czasach mają rzecz, która kiedyś była traktowana marginalnie, czyli zdolności socjologiczne. FIFA i UEFA wymyśliły sobie, że na kształceniu trenerów będą mieli jeszcze jeden komin, który dostarcza im duże zyski – przekonywał w wywiadzie dla Weszło Junior.

Narzućmy schematy

Sam pojawiał się w Szkole Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej, co nie zmieniało jego zdania w materii kursów na licencję UEFA Pro. – Ministerstwo Kultury oraz Ministerstwo Edukacji oddały sprawę bez walki, bo trzeba było przekonać władze FIFA i UEFA, że przy współpracy z PZPN możemy ten kurs zrobić na jeszcze wyższym poziomie. Z ludzi, którzy chcą zostać trenerami, robi się kolejną dojną krowę, czyli wyciąga od nich pieniądze. Jeśli dyplom UEFA Pro kosztuje 13 tys. zł – bez kosztów dojazdów do Białej Podlaskiej – to nie każdego na to stać – podkreślał.

W swojej książce przedstawiał też swoją ideę na kształcenie trenerów. – Płacimy za błędy w szkoleniu trenerów. Kiedyś zajmowały się tym AWF-y. Ale błąd polegał na tym, że każdy absolwent był samodzielnym, wszechstronnie wykształconym pracownikiem. Dawano im absolutną dowolność. Ja uważam, że każdemu nowemu trenerowi odgórnie powinno się narzucać schemat, według którego powinien pracować. Oczywiście każdy może wnieść coś od siebie, ale to powinno być najwyżej 20 procent. Reszta powinna być wcześniej ustalona – przekonywał.

Nikt tego nie podważy

Piechniczek lata spędził poza Polską – w Tunezji, Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich – po powrocie krótko pomagał jeszcze Józefowi Dankowskiemu w Górniku Zabrze jako koordynator, aż pełną parą poszedł w działalność pozatrenerską. Przygoda z polityką też stała jednak pod znakiem sportu, Jako radny i wiceprzewodniczący sejmiku województwa był zastępcą przewodniczącego komisji sportu, turystyki i rekreacji. To m.in. z inicjatywy Piechniczka powstało boczne boisko przy Stadionie Śląskim. Rola senatora zaś skończyła się dla niego porażką… całego regionu, czyli przegraną walką o organizację Euro.

Sporo czasu spędził w PZPN jako wiceprezes ds. szkolenia. Wiele kontrowersji wywołała jego decyzja zabraniająca samodzielnej pracy Markowi Wleciałowskiemu w Chorzowie i Janowi Furtokowi w Katowicach. Piechniczek argumentował, że nie mają do tego uprawnień i powoływał się na swój przykład, gdy grał i kończył dziennie warszawską AWF.

Chwilowy rozbrat z PZPN-em miał po nominacji Leo Beenkakkera – optował wtedy za pozostawieniem Pawła Janasa, uważając, że selekcjonerem powinien być Polak. Definitywnie rozstał się ze związkiem, gdy prezesem został Zbigniew Boniek. Mówił, że skupi się teraz na pracy dla katowickiej uczelni. Dziś zostanie przez nią uhonorowany.

Do szeregu tytułów i odznaczeń – są nimi m.in. Krzyż Oficerski i Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski czy honorowe obywatelstwo Chorzowa i Opola – dojdzie kolejne. Ale Piechniczek wie, co jest najważniejsze:

– Tego, co osiągnąłem, nikt nie może podważać. Wiem, że to efekt mojej pracy i wsparcia rodziny. Każdy może zachwycać się tytułami, nagrodami, a dla mnie największym sukcesem w życiu są dzieci – podkreślał w swojej książce.
(WChał)


Na zdjęciu: Antoni Piechniczek na swoim ukochanym Stadionie Śląskim, gdzie niegdyś – jeszcze przed modernizacją – miał swoje biuro senatorskie.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus



5. TYTUŁ doktora honoris causa wyda we wtorek katowicka AWF. Przed kilkoma tygodniami uhonorowała prof. Jana Chmurę. Przed nim tego zaszczytu dostąpili prof. Zbigniew Czajkowski, prof. Michał Toborek oraz prof. Mark Latash (USA).


Laudacja profesora Waśkiewicza

Dzisiejsza uroczystość rozpocznie się o godz. 11.00 na katowickiej AWF w Auli im. Lechosława Deca przy ul. Mikołowskiej 72a. Wystąpi rektor prof. Grzegorz Juras, laudację wygłosi prof. Zbigniew Waśkiewicz, a po nadaniu tytułu i przemowie Antoniego Piechniczka głos zabiorą także zaproszeni goście.


Doktor dla zaszczytu
Doctor honoris causa (łac. „doktor dla zaszczytu”) – akademicki tytuł honorowy, nadawany przez uczelnie osobom szczególnie zasłużonym dla nauki i kultury. Nie wymaga posiadania formalnego wykształcenia, ale nadawany jest zazwyczaj osobom o wysokim statusie społecznym lub naukowym. Osoby obdarzone tytułem mają prawo dodawać do nazwiska skrót dr h.c..
(za: wikipedia)

Antoni PIECHNICZEK
Urodzony 3 maja 1942 w Chorzowie. Wychowanek Zrywu Chorzów. Grał w Naprzodzie Lipiny, Legii Warszawa, Ruchu Chorzów i francuskim Chateauroux. Mistrz Polski z Ruchem (1968). 3-krotny reprezentant Polski (1967-69). Karierę trenerską zaczął w 1973 roku w BKS-ie Stali Bielsko-Biała. Prowadził jeszcze Odrę Opole, Ruch, Górnika Zabrze, zespoły z Tunezji, Emiratów i Arabii Saudyjskiej. Selekcjoner reprezentacji Polski (1981-86, 1996-97), Tunezji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Doprowadził biało-czerwonych do 3. miejsca na mundialu w Hiszpanii 1982. Był wiceprezesem PZPN, radnym sejmiku, senatorem. Wykładał na katowickiej AWF.