Antoni Piechniczek: Płakać się chce

Taką sromotną porażkę i to, co obecnie dzieje się w klubie, wy, byli piłkarze, trenerzy, którzy pisaliście wspaniałą historię Ruchu znaczoną czternastoma gwiazdkami, przeżywacie nad wyraz mocno?
ANTONI PIECHNICZEK: Cóż powiedzieć? Serce się kroi. Płakać się chce. Siedlce uczą nas grać w piłkę. Coś nieprawdopodobnego… Boli tym bardziej, że taki cios spadł na nas w dniu pięknego jubileuszu 98 urodzin. Ilu z nas dożyje stu lat? A Ruch doczeka „setki”, tylko w jakiej lidze, w jakiej kondycji? A jadąc z Wisły, gdzie mieszkam, na mecz, jechałem przez Chorzów Batory mijając po drodze Dom Kultury, gdzie rodził się Ruch, gdzie zaczynała się legenda. Pomyślałem sobie – to mogą być piękne urodziny.

Niestety, nie były.
ANTONI PIECHNICZEK:  Przeciwnik w każdym elemencie był lepszy. Miał lepszy arsenał zagrań w ataku, był szybszy, bardziej wybiegany, lepszy w pojedynkach jeden na jeden. No, ale jeśli montuje się skład drużyny z łapanki, to nawet Guardiola nie pomoże, nie da rady.

Kto za ten stan odpowiada?
ANTONI PIECHNICZEK: Patrzyłem na Grzegorza Tomasiewicza, chłopaka, który szkolony był w Chorzowie, ale odszedł do Legii, a teraz gra w Siedlcach. Jak on zasuwał, jak walczył na boisku. Strzelił bramkę i nadal walczył jak o życie. Ilu takich chłopaków od nas odeszło. Ilu jest poza Chorzowem i dlaczego nie grają dla Ruchu? Na to sobie trzeba odpowiedzieć…