Apolinarski: Na wszystko trzeba zapracować

Pierwszy mecz w drużynie Rakowa rozegrał Pan dopiero pół roku po transferze z Polonii Środy Wielkopolskiej. Jednak otrzymał Pan swoją szansę i to od razu w Ekstraklasie. Jakie to było uczucie do 20-letniego zawodnika zagrać na wielkim stadionie, 12 tys. kibiców na trybunach a przeciwko sobie mieć Jagiellonię Białystok?
Jakub APOLINARSKI: -Niesamowite przeżycie, zapamiętam to do końca życia. Jednak teraz ta radość schodzi na dalszy plan. Na pierwsze miejsce wchodzi ciężka systematyczna praca, taka jak w Warcie Poznań, jak w Polonii Środzie Wielkopolskiej. Gdyby nie wysiłek w tamtych drużynach to nie znalazłbym się w Rakowie. Z kolei, gdyby nie codzienna ciężka praca w okresie przygotowawczym w Czstochowie to zapewne nie otrzymałbym szansy od trenera Papszuna w Białymstoku, a jeszcze trzeba jej sporo wykonać, aby to nie był jedyny występ…

Oczywiście cieszę się z tego, niewielu chłopaków w moim wieku ma szanse na debiut w Ekstraklasie w meczu na takim obiekcie, przeciwko wymagającemu rywalowi, jakim jest Jagiellonia. Emocje oczywiście były, ale trzeba było uspokoić głowę. Na szczęście czasu było wystarczająco. Widziałem na treningach, że prezentuje się dobrze, że to może być ten mecz, w którym dostanę szansę. Rozmawiałem z trenerem w piątek przed mecze, prosił mnie, abym był gotowy, więc już czułem po sobie, że to będzie ten mecz. Najgorszy był właśnie dzień przed meczem czy poranek, wtedy wiele emocji i myśli kotłowało się w głowie. Jednak przed wejściem na rozgrzewkę to wszystko uciekło i mam nadzieję, że nie było widać tego na murawie.

Debiut może cieszyć, ale rywalizacja na pozycji wahadłowego w Rakowie jest ogromna, oprócz Pana jest przecież Daniel Bartl czy Piotr Malinowski, jednak obaj zmagali się z urazami w ostatnich tygodniach. Czy ten występ przeciwko Jagiellonii był podyktowany ich problemami, czy jednak zapracował Pan na szansę od trenera?
Jakub APOLINARSKI: -To była decyzja trenera Papszuna więc nie wiem, czy była to konieczność z powodu urazów Piotra i Daniela, czy jednak szansa. Na pewno urazy kolegów troszeczkę przyspieszyły debiut, ale wydaje mi się, że dzięki mojej postawie w okresie przygotowawczym wywalczyłem sobie pozycję w zespole i ta szansa z Jagiellonią była zasłużona.

W meczu z Cracovią ponowie usiadł Pan na ławce rezerwowych i tam spędził Pan cały mecz. Nie było smutku, że ponownie czekała Pana ławka?
Jakub APOLINARSKI: -Bardziej sportowa złość. Patrzymy jednak jako drużyna, jeżeli trener podjął taką decyzję, to oznacza, że kierował się dobrem drużyny i uważał, że takie zestawienie składu było odpowiednie na to spotkanie. Trzeba po prostu pracować dalej, pokazywać się z jak najlepszej strony na treningach i wtedy kolejna szansa nadejdzie.

Mimo porażki z Cracovią i Koroną można odnieść wrażenie, że w szatni panuje bardzo dobra atmosfera, co widać na treningach czy słychać po nim z szatni.
Jakub APOLINARSKI: -Tak to prawda. Przede wszystkim pierwszy mecz nam nie wyszedł, nie zagraliśmy po prostu najlepiej. Kolejne dwa spotkania były już zupełnie inne, wyglądało to bardzo dobrze, więc zespół nie ma powodów do smutku. Wiemy, że gramy fajnie w piłkę, tylko musimy popracować nad skutecznością, bo jednak z Cracovią zabrakło nam szczęścia w wykończeniu, jak i w defensywie. Gdybyśmy nie popełnili błędów w obronie, a poprawili celność to wynik z 1-3 mógłby zmienić się na 3-1.

„Sport” typuje wyniki 4. kolejki ekstraklasy!

Co jest siłą Rakowa: styl, jaki Raków prezentuje, może specyfika pracy pod okiem trenera Papszuna i jego kontakt z zawodnikami czy charakterystyczne dla Was stałe fragmenty gry?
Jakub APOLINARSKI: -Co do trenera Papszuna myślę, że pojawiające się w mediach pozytywne słowa w jego kierunku to prawda. Pod jego opieką nauczyłem się bardzo dużo, w końcu do Rakowa przechodziłem z trzeciej ligi i pół roku później zadebiutowałem w Ekstraklasie. Sama drużyna zrobiła progres, bo pomimo tego, że jeszcze do niedawna graliśmy w pierwszej lidze a teraz gramy w najwyższej klasie rozgrywkowej i w jakości gry nie widać pogorszenia, a poprawę.

To oczywiście nie tylko zasługa trenera Papszuna, ale również całego sztabu szkoleniowego. Jesteśmy prawdopodobnie jedynym zespołem w Polsce, który potrafi grać z trzema obrońcami. Oglądając nasze spotkania widać pewne schematy, nasze stałe fragmenty gry i mnogość ich rozwiązań – to nasza siła. Nie ma co się oszukiwać – potrafimy grać w piłkę, znamy swoją wartość. Te przegrane mecze nas nie załamują, po prostu pracujemy dalej i liczy się dla nas kolejne spotkanie.

Jaki jest „sufit” Jakuba Apolinarskiego – czy jest w stanie wskoczyć na jeszcze wyższy poziom niż teraz i na stałe wejść do jedenastki Rakowa i stać się jego przodującą postacią?
Jakub APOLINARSKI: -Możliwe jest wszystko. Skoro udało mi się zrobić przeskok z 3. ligi do Ekstraklasy, to nie ma rzeczy niewykonalnych. Po prostu na wszystko trzeba zapracować. Niezbędna jest konsekwencja, nie można się poddawać. Sam miałem w głowie różne myśli – byłem w klubie pół roku, nie dostałem swojej szansy na grę w pierwszej lidze, ale jednak się udało i wypracowałem sobie debiut. Gra w Ekstraklasie nie jest czymś niemożliwym. Sufit można przesuwać, sami go sobie ustalamy i korygujemy pod wpływem ciężkiej pracy.

Jaki cel ma Raków – spokojne utrzymanie w lidze, czy jednak mierzycie trochę wyżej?
Jakub APOLINARSKI: -Spokojne utrzymanie. To jest ten główny cel. Oczywiście, jeżeli nadarzy się okazja na coś więcej, to chętnie z niej skorzystamy – każdy sportowiec, wchodząc na stadion czy hale ma w sobie głód zwyciężania i chciałby osiągnąć jak najwięcej, tak samo my. Koncentrujemy się na najbliższym spotkaniu w Zabrzu. Będzie to ciężki mecz, ale na pewno damy z siebie wszystko, aby to spotkanie wygrać. Czekają nas w najbliższym czasie kolejne ciężkie przeprawy z Lechią, Lechem czy Legią. Liczę na to, że grając swoim stylem, osiągniemy swoją grą jak najlepsze wyniki w tym sezonie i z zadowoleniem po rozgrywkach zobaczymy Raków w całkiem dobrym miejscu tabeli.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem