Arka Gdynia – Wisła Kraków. Mecz zmarnowanych nadziei

Gdynianie zmarnowali świetną okazję na poprawienie swojej sytuacji, a „Biała gwiazda” na odskoczenie od strefy spadkowej.


W ostatnich czterech meczach tych zespołów rozgrywanych w Gdyni Arka zawsze wbijała Wiśle co najmniej 3 gole. Nie zapowiadało się na taki scenariusz, tym bardziej że krótko przed meczem z gry wypadł ważny zawodnik arkowców, Marko Vejinović. Można było jednak liczyć, że w starciu na dnie tabeli gdynianie zrobią wszystko, by wygrać i dodać sobie nutki optymizmu.

Kuba robi dym

Od mocnego uderzenia rozpoczęła jednak Wisła. W 4 minucie Jakub Błaszczykowski wykonywał daleki rzut wolny i gdy wszyscy spodziewali się dośrodkowania, kapitan „Białej gwiazdy” strzelił płasko obok muru, trafiając w słupek. Zrobiło się zamieszanie, bo niekontrolowana piłka poleciała w stronę Adama Marciniaka, odbiła się od jego nogi i wróciła w stronę bramki. Doświadczony obrońca w ostatniej chwili zdołał poprawić się z wybiciem, choć w przerwie przyznał, że z jego perspektywy… był gol. Powtórki udowodniły jednak, że choć większość piłki faktycznie znajdowała się w bramce, to jej niewielka część stykała się z linią bramkową, więc gola nie było.

Mimo piorunującego początku, dalsza część meczu nie była tak imponująca. Dużo było walki wręcz i prób różnego rodzaju dośrodkowań, a brakowało precyzji i efektywności. Z dystansu strzelał Adam Deja, z drugiej strony – po indywidualnym rajdzie – sprzed „16” próbował Błaszczykowski. Spotkanie stało na dość niskim poziomie, ale mimo tego przyciągnęło… kibica, który jakimś cudem dostał się na stadion, wbiegł na boisko i został wyprowadzony przez służby porządkowe.

Ożywienie Turgemana

Druga połowa mogła zacząć się pozytywnie dla Arki, z tym że wbiegający w pole karne Michał Nalepa ani nie oddał strzału, ani nie podał do lepiej ustawionego kolegi, tylko zaplątał się z piłką i zaprzepaścił okazję. Wielu ofensywnych epizodów piłkarzy trenera Ireneusza Mamrota bynajmniej nie oglądaliśmy, bo jeśli już ktoś miał atakować, to była to Wisła, której też brakowało sporo jakości. Po godzinie gry dobrą okazję miał Błaszczykowski, który nieczysto trafił w piłkę, zaś kilka minut później świetnie na linii bramkowej zachował się Pavels Steinbors, odbijając uderzenie Lukasa Klemenza.

Pozytywny impuls w grę krakowian wniósł Alon Turgeman, który ostatnio więcej czasu spędzał na leczeniu niż na boisku. Izraelski zawodnik oddał łącznie trzy strzały, a oprócz tego ożywił statyczną grę wiślaków. Mimo że to Arce – gospodarzowi – powinno bardziej zależeć na odniesieniu wygranej, prześcignięciu przegrywającej Korony i dogonieniu „Białej gwiazdy”, to jednak Wisła wyglądała na zespół, któremu bliżej było do potencjalnej wygranej. Tej odnieść się nie udało, choć tuż przed końcem o centymetry od trafienia do siatki był Nikola Kuveljić. Gościom może być szkoda, że nie udało się „ukłuć” tak mizernej Arki, choć to Arka powinna bardziej żałować, że komplet punktów nie został nad Bałtykiem. Sytuacja gdynian jest obecnie skrajnie rozpaczliwa.

Arka Gdynia – Wisła Kraków 0:0.

Arka Gdynia: Pavels Steinbors – Damian Zbozień, Luka Maric, Adam Danch, Adam Marciniak – Maciej Jankowski (71. Kamil Antonik), Adam Deja (81. Frederik Helstrup), Michał Kopczyński (67. Oskar Zawada), Michał Nalepa, Mateusz Młyński – Dawit Szirtładze.

Wisła Kraków: Michał Buchalik – Lukas Klemenz, Rafał Janicki, Hebert , Mateusz Hołownia – Jakub Błaszczykowski, Nikola Kuveljic, Gieorgij Żukow (78. Chuca), Rafał Boguski (62. Alon Turgeman), Vukan Savicevic – Lubomir Tupta (71. Maciej Sadlok).

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Asystenci: Arkadiusz Kamil Wójcik (Warszawa), Dariusz Bohonos (Gdańsk). Czas gry 96 min (47+49). Żółte kartki: Jankowski (11. faul), Młyński (29. faul) – Janicki (54. faul), Kuveljić (60. faul).
Piłkarz meczu – Pavels STEINBORS


Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski zapewne miał świadomość, że jego drużyna mogła osiągnąć w Gdyni coś więcej.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus