Arka nie wytrzymała narzuconego przez siebie tempa

Nie mogło być lepszego prezentu na urodziny dla Marcina Robaka, który akurat w niedzielę kończył 38 rok życia.


Kapitan Widzewa zrobił prezent kibicom łódzkiej drużyny, bo podarował im po kolejnych dwóch przegranych meczach zwycięstwo, a że strzelił akurat w urodziny, to przede wszystkim efekt dobre gry całej drużyny, ale między innymi także zasługa „Polsatu”, bo to przecież stacja telewizyjna układa terminarz rozgrywek. „Piątkowy” często Widzew tym razem zagrał w niedzielę.

Rzadko zdarza się oglądać mecz tak obustronnie rozgrywany ofensywnie. Co było widać gołym okiem, potwierdzają liczby: strzały 23-16, w tym celne 7-9, rzuty rożne 9-11. Notatki z meczu na pewno nie zmieściłyby się na paczce papierów (kiedyś niektórzy sprawozdawcy palili „Dukaty”, albo „Płaskie”, sprzedawane w tekturowych pudełkach, zadrukowanych tylko z jednej strony). Nie starczyło jednej strony w notesie, a na miejscach prasowych dzisiaj się nie pali.

Gdynianie zbyt odważnie podeszli do meczu. Rzucili się od razu do ataku i niewiele brakowało, by natychmiast zostali znokautowani szybką kontrą. W 4 minucie przed Marcinem Robakiem i Karolem Czubakiem był tylko jeden obrońca Arki, który został łatwo minięty podaniem, ale Czubak trafił tylko w słupek! Goście nie rezygnowali – między 13 a 20 minutą trzy kolejne szanse bramkowe miał Łukasz Wolsztyński, dobrze czujący się na widzewskim boisku, na którym spędził przecież dwa sezony i to on był drugim strzelcem drużyny po Robaku. Teraz nie miał szczęścia: Miłosz Mleczko bronił jego strzały.

Widzew nie dał się zepchnąć do obrony, na co liczyli gdynianie. Po drugiej stronie boiska w 22 minucie z kolei po rzucie rożnym Krystian Nowak trafił w słupek, a do dobitki najszybciej zerwał się Czubak, strzelając w ten sposób swojego pierwszego gola dla Widzewa. Dopiero po raz trzeci w tym sezonie Czubak wyszedł do gry w pierwszym składzie i okazało się, że w ataku może grać obok siebie dwóch takich wyborowych strzelców, jak on i Robak.

Arka nie wytrzymała narzuconego przez siebie tempa i tylko gong (w tym przypadku gwizdek) na przerwę uratował ten zespół od nokautu. W 44 i 45 minucie Widzew mógł zdobyć trzy bramki, bo znakomite okazje mieli Dominik Kun (dwukrotnie) i Michael Ameyaw.

15 minut odpoczynku i uwagi trenera pomogły gościom na tyle, że zdominowali oni początek drugiej połowy i już w 47 minucie uzyskali wyrównanie: po zagraniu Wolsztyńskiego celnie strzelił Mateusz Żebrowski. Zaczęła się wymiana ciosów – strzelali na zmianę to Młyński, to Robak i Ameyaw, potem znów Żebrowski i Letniowski, których dwa kolejne strzały w 55 minucie obronił Mleczko. W 61 minucie za faul na Robaku Widzew miał rzut wolny. Po dośrodkowaniu strzelił celnie Moźdżeń, Daniel Kajzer wprawdzie obronił, ale odbił piłkę od nogi Robaka, który takich szans nie marnuje.

Arka nie wytrzymała tego obustronnie szybkiego tempa i nie była już w stanie odpowiedzieć skutecznym atakiem. Widzew dominował do końca, goście w ostatnich minutach nie zbliżyli się już do łódzkiej bramki. „Zapomnijcie o historii, pozwólcie mi budować drużynę” – apelował przed meczem trener Dobi. I będzie mógł ją dalej spokojnie budować, chociaż już bez wsparcia pani prezes Martyny Pajączek, która przed upływem kontraktu, bo już z końcem tego roku, odchodzi z Widzewa.


Widzew Łódź – Arka Gdynia 2:1 (1:0)

1:0 – Czubak (22 min.) 1:1 – Żebrowski (47 min.), 2:1 – Robak (61 min.)

Widzew: Mleczko – Kosakiewicz, Grudniewski, Nowak, Stępiński – Kun (89 Ojamaa), Poczobut, Możdżeń (89. Mucha), Ameyaw (76. Mąka) – Robak, Czubak. Trener Enkeleid Dobi

Arka: Kajzer – Danch, Kwiecień, Marcjanik, Marciniak – Żebrowski (69. Siemaszko), Drewniak (69. Jankowski), Deja, Letniowski, Młyński – Wolsztyński. Trener Ireneusz Mamrot

Sędziował Tomasz Wajda (Żywiec); żółte kartki: Grudniewski, Kun, Możdżeń – Letniowski, Wolsztyński.

Piłkarz meczu – Marcin Robak.


Fot. Twitter.com/RTS_Widzew_Lodz/Wojciech Komorowski