Mistrzostwa Polski. Arkadiusz Michalski zgarnął wszystko

Wystawiliśmy 7-osobową kadrę i wszyscy zdobyli medale. To się nazywa skuteczność, prawda? – uśmiechał się dyrektor Budowlanych Opole i legendarny szkoleniowiec, Ryszard Szewczyk. Przy wsparciu Krzysztofa Siemiona jego podopieczni triumfowali w pięciu kategoriach wagowych, co do tej pory nie miało miejsca. Do złotego medalu zdobytego w piątek przez Joannę Łochowską (kat. 55 kg), w sobotę i niedzielę dołączyła Katarzyna Kraska i jej koledzy klubowi.

Najwartościowszy wynik – co było zresztą do przewidzenia – uzyskał Arkadiusz Michalski, zwyciężając w kategorii +109 kg (zwykle startuje w 109 kg, ale miał 1,2 nadwagi) oraz w klasyfikacji open.

– Wiedziałem, ile punktów zdobył w sobotę Krzysiek Zwarycz i miałem świadomość, ile kilogramów muszę uzyskać w dwuboju, by go wyprzedzić. Po wyrwaniu 172 kg, wystarczyło mi podrzucić 211 kg, ale na tyle dobrze się czułem, że na tym ciężarze nie zamierzałem poprzestać. Ostatecznie stanęło na 216 kg, co jest dobrym prognostykiem przed dalszą częścią przygotowań do wrześniowych mistrzostw świata. Zaliczyłem 6 podejść, z czego bardzo się cieszę. Technicznie nie były one do końca udane, w rwaniu brakowało przyśpieszenia na biodrze, ale potwierdziło się, że idę w dobrym kierunku. Do startu MŚ pozostało 14 tygodni, więc teraz czeka mnie spokojna praca na zgrupowaniach reprezentacji – powiedział ubiegłoroczny mistrz Europy. Michalski walczył tylko ze sztangą, bo rywale nawet się do niego nie zbliżyli.

 

Fundament Zwarycza

Całkiem przyzwoity występ zanotował wspomniany przez Michalskiego Krzysztof Zwarycz, który nie miał konkurencji w kategorii 81 kg. Wicemistrz świata z 2017 roku dźwigał bardzo pewnie i zaliczył wszystkie podejścia. Ostatnim, do 188 kg, ustanowił rekord Polski w podrzucie.

– Jestem zadowolony, bo małymi krokami idę do przodu. 338 kg w dwuboju nie jest co prawda wybitnym wynikiem, ale stanowi pewnego rodzaju fundament, do którego będę dobudowywał kolejne kilogramy. Moim celem w tym roku są mistrzostwa świata w Tajlandii, gdzie będę walczył o punkty na igrzyska w Tokio. O poprzednich mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy już zapomniałem. Nie byłem na nich do końca zdrowy, miałem problemy z kręgosłupem i stąd wyniki poniżej możliwości. To ostatnie podejście nie było do końca czyste, ale pracuję nad tym, by w momencie wybijania sztangi stawy łokciowe były proste – wyjaśnił sztangista Budowlanych Opole, który na MP triumfował 4. raz z rzędu.

 

Wiśniewski jak wino

Z rekordem kraju w najlżejszej kategorii wagowej zakończył również swój występ Tomasz Komorowski. Podrzucając 111 kg, wymazał standard ustalony przez PZPC. Aż dwa rekordy ustanowił natomiast Damian Wiśniewski. Zawodnik ten na pewno się nie obrazi, jeśli nazwiemy go weteranem krajowych pomostów.

– Mam 33 lata i podnoszenie ciężarów nadal sprawia mi wiele przyjemności. Jestem żołnierzem, prowadzę zajęcia ze strażakami i grupę crossfitową. Za dwa lata chciałbym wystartować w mistrzostwach świata mastersów i po nich zakończyć karierę – przedstawił swoje plany 11-krotny mistrz Polski. Wiśniewski miał 6 udanych podejść, a podrzucając 154 kg oraz zaliczając w dwuboju 274 kg, wpisał się na listę rekordzistów kraju w kategorii 67 kg, nie mając w niej żadnej konkurencji.

 

Pewny Adamus

Sam ze sobą musiał również walczyć Bartłomiej Adamus. Zdolny i rokujący zawodnik dźwigał bezbłędnie, pewnie wygrywając kategorię 89 kg. Dla sztangisty z Opoczna wynik nie był jednak najważniejszy. Bardziej zależało mu na pierwszym tytule mistrzowskim wśród seniorów. Niedawno zawodnik ten był na Fidżi, gdzie startował na MŚ juniorów do lat 20 i i wywalczył brązowy medal. Na tej egzotycznej wyspie uzyskał 346 kg, a wczoraj w Ciechanowie o 15 kg mniej. W tej kategorii na seniorskich zawodach debiutował [Daniel Kołecki]. 18-letni syn Szymona, jednego z najbardziej utytułowanych naszych sztangistów, miał jednak tylko dwa udane podejścia i z rezultatem 283 kg (128+155) zajął 6. miejsce. – Rwanie zaliczyłem dopiero za trzecim razem, bo w dwóch pierwszych podejściach pogubiłem się technicznie. Ale pierwsze koty za płoty – uśmiechnął się Kołecki junior, marzący z pewnością o sukcesach, jakie osiągał jego ojciec.

 

Bez ryzyka

Rzadko się zdarza, by w aż dwóch kategoriach każde udane podejście dawało medal, a tak było, gdy na pomost wychodziły panie ważące mniej niż 76 i 87 kg, których w sumie zaprezentowało się 6. Tę pierwszą kategorię zdecydowanie wygrała Małgorzata Wiejak. W trzecim podejściu atakowała 101 kg, chcąc ustanowić rekord kraju, ale…

– Trochę się tego przestraszyłam i przeciągnęłam sztangę nad głową – wyznała sztangistka bydgoskiego Zawiszy, która w podrzucie zaliczyła 115 kg, rezygnując z dwóch podejść. – Poczułam ból w kolanie i nie chciałam ryzykować pogłębienia urazu. Zdrowie jest teraz najważniejsze, bo przygotowuję się do wrześniowych MŚ – dodała Wiejak.

Pod nieobecność przechodzącej rehabilitację po operacji nadgarstka Aleksandry Mierzejewskiej, wśród najcięższych najlepsza była Magdalena Karolak. Obroniła tytuł, ale z wynikiem znacznie odbiegającym od jej możliwości.

 

Zobacz jeszcze: Arkadiusz Michalski, czyli wierny kibic Tottenhamu Hotspur

Liga Mistrzów. Siłacz w „Koguty” zapatrzony

 

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ