Arkadiusz Piech: Nie byłem gotowy, by kończyć z graniem

 

Kontrakt z Odrą podpisał pan nietypowo, bo w październiku. Czy jest pan zadowolony z początku opolskiej przygody?
Arkadiusz PIECH: – Wszystko na plus! Gdy tu trafiłem, Odra miała problemy ze skutecznością, brakowało punktów, start sezonu nie był dobry. Teraz jednak możemy być zadowoleni. Rok zakończyliśmy z 20 „oczkami” i nadzieją na utrzymanie. Mój dorobek co prawda nie jest duży, bo zdobyłem tylko jedną bramkę, rozegrałem siedem meczów, ale trzeba pamiętać, że przez pięć miesięcy nie miałem klubu. Treningi indywidualne czy z zespołem czwartoligowym to nie to samo, co mecze na szczeblu centralnym. Decydując się na Odrę, patrzyłem na to wszystko na chłodno. Miałem świadomość, że muszę też spróbować wpłynąć na szatnię; na to, by podnieść morale. I by chłopaki uwierzyli, że mogą regularnie łapać punkty.

Jest taka teoria, że zakontraktowanie Piecha zbiegło się z poprawą wyników. Liczby nie kłamią…
Arkadiusz PIECH: – Rozmawialiśmy z prezesami i padły takie słowa, że moje przyjście ma pokazać, że jeszcze nic nie jest stracone. Że walka o utrzymanie Odry w pierwszej lidze trwa. Miałem dodać szatni doświadczenia, bo trochę w piłkę gram, a w Opolu jakiś czas nie było takiego zawodnika. Nie będę sobie jednak przypisywał zasług. Po prostu cieszę się, że fajnie to wszystko wyszło. Można było spokojnie zacząć urlop, do wiosny będziemy się przygotowywać z optymizmem.

Poprzednie dwa sezony spędził pan w Śląsku Wrocław. Dlaczego tak długo szukał pan nowego klubu?
Arkadiusz PIECH: – To było dla mnie duże zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że po zakończeniu kontraktu w Śląsku będę miał takie problemy. Jak to się mówi – gdybyś wiedział, że się przewrócisz, to byś nie wstawał… Może powinienem szukać czegoś już od stycznia, a nie dopiero latem? Pewnie byłoby mi łatwiej. Nie ma co ukrywać – ostatni sezon we Wrocławiu miałem słaby. Kilka bramek zdobyłem, ale nie było ich tak wiele, co w pierwszym sezonie, gdy trochę z Marcinem Robakiem postrzelaliśmy. Sądziłem jednak, że bez kłopotów znajdę sobie nowe miejsce. Patrząc nawet na innych wiekowych zawodników – bo sam już do takich się zaliczam – nie pomyślałbym, że przez pięć miesięcy będę bez klubu. Życie napisało jednak swój scenariusz, złapałem nowe doświadczenia.

Odrzucił pan wiele ofert?
Arkadiusz PIECH: – Nie byłem wybredny, propozycji było mało. Wiele klubów z ekstraklasy dawało mi nadzieję, ale następnie przeciągało wszystko w czasie. To nie tajemnica, że mogłem trafić do Grecji, do AS Lamia, który gra w najwyższej lidze. Przedstawiono mi oficjalnie ofertę kontraktu, ale zasięgnąłem języka i trochę się tego bałem. Odradzano mi ten kierunek. Zrezygnowałem i to okazało się dobrą decyzją, bo wkrótce zwolniono stamtąd trenera, z którym znałem się z Cypru.

Ale długo był pan na lodzie. Jak mijał czas?
Arkadiusz PIECH: – Czułem się dziwnie. Nie byłem gotowy na to, by kończyć z graniem. Zgoda, miałem słabszy rok, ale przecież każdy wcześniejszy sezon w ekstraklasie był w miarę OK. Bywało gorzej w Legii czy Turcji, ale wszędzie indziej – w miarę poprawnie. Byłem zszokowany, że z dnia na dzień, w wieku 34 lat, można tyle stracić. Zdrowie mi dopisuje, omijają mnie poważne kontuzje, częste urazy. Nie żyło mi się dobrze, ale starałem się szukać pozytywów. Przez wiele lat żyłem daleko od rodziny, teraz spędzałem czas z żoną i córką. Budowaliśmy też w Świdnicy dom, więc trochę było przy tym roboty. Miałem się czym zająć. Dopieszczałem ogród, nie nudziłem się.

Jak utrzymywał pan formę?
Arkadiusz PIECH: – Najpierw trenowałem indywidualnie, potem poszedłem do czwartoligowej Polonii Świdnica. Nie ukrywam, że byłem bliski trafienia tam na stałe. Rozmawialiśmy o tym z żoną, że może trzeba dograć jesień w czwartej lidze i zobaczyć, co przyniesie zima. Udało się jednak dogadać z Odrą, która dała mi szansę powrotu do grania, przypomnienia się ludziom.

Długo nie było pana na zapleczu ekstraklasy. Jest trudniej niż się pan spodziewał?
Arkadiusz PIECH: – A w ogóle tu byłem? W Widzewie spędziłem dosłownie chwilę, miałem problemy ze zdrowiem, szybko odszedłem do Chorzowa. To inna liga, specyficzna, pozbawiona takiej otoczki, jaka towarzyszy ekstraklasie. Stadiony wyglądają tak, jak kilkanaście lat temu w ekstraklasie. Ale ciekawych zawodników nie brakuje. Niektórych z czystym sumieniem można polecić na wyższy poziom. W Odrze też są co najmniej dwie, trzy takie osoby.

Do liczby 200 występów w ekstraklasie brakuje panu dziewięciu. Czy jeszcze jest nadzieja…?
Arkadiusz PIECH: – Fajnie by było, ale takimi statystykami człowiek nie żyje. Póki co chciałbym przyczynić się do utrzymania Odry w pierwszej lidze, zdobyć wiosną trochę bramek i sprawić, by wszyscy byli ze mnie zadowoleni. Zobaczymy, co będzie później. Czy pierwsza liga, czy ekstraklasa… Najważniejsze, by dopisywało zdrowie. Fajnie byłoby móc zakończyć granie w ekstraklasie, ale powrót do niej nie jest moją obsesją. Nie zamykam się na to, że mój pobyt w Opolu potrwa dłużej niż do końca sezonu.

Z Legią wygrał pan mistrzostwo Polski, na Cyprze świętował pan zdobycie krajowego pucharu, był też debiut w kadrze. Czuje się pan spełniony?
Arkadiusz PIECH: – Na Cyprze były nawet dwa puchary, bo jeszcze superpuchar! (śmiech). Czy jestem spełniony? Mogłem wycisnąć więcej, zwłaszcza jeśli mowa o kadrze. Tego trochę szkoda, ale żałować nie mam czego. Wiele udało się zrobić, nie ma powodów do wstydu. Trzeba być zadowolonym.

Ze spokojem patrzy pan w przyszłość?
Arkadiusz PIECH: – Wiemy, że po zakończeniu grania bywa niełatwo. Miałem już tego namiastkę w ostatnich miesiącach, za szybko to wszystko przyszło. Zawodowa przyszłość? Coś z żoną planujemy, ale nie dopuszczam do siebie innej myśli niż ta, że jeszcze kilka lat pogram. Do czterdziestki będzie ciężko, ale spróbujemy (śmiech).

Są zawodnicy, którzy mówią, że poniżej szczebla centralnego grać nie będą.
Arkadiusz PIECH: – Ja się do nich nie zaliczam. Zobaczymy, jak to przebiegnie.

Kibice w Chorzowie nie tak dawno ożywili się na wieść szansy powrotu Łukasza Janoszki. Pan to inny z przedstawicieli tamtej starej gwardii…
Arkadiusz PIECH: – Śledzę to, co dzieje się w Ruchu. I trzymam mocno kciuki, bo tak zasłużony klub nigdy nie powinien znaleźć się w trzeciej lidze. Wierzę mocno, że znajdą się ludzie, którzy poukładają go na tyle, by wrócił do elity. Patrząc kibicowsko, to się po prostu Ruchowi należy i nawet nie ma co o tym dyskutować. Takie derby z Górnikiem na odnowionym Stadionie Śląskim – to byłoby coś! Nie wiem, czy w najbliższych latach do nich dojdzie, ale mocno na to liczę. A co do pytania – wiadomo, że kiedyś miło byłoby do Chorzowa wrócić, bo przeżyłem tam kawał pięknego czasu.

Na ekrany kin wszedł niedawno film „Niebieskie Chachary” o kibicach Ruchu. Jedna ze scen przedstawia ich wyprawę na pański ślub.
Arkadiusz PIECH: – Oczywiście widziałem tę scenę! Zapraszano mnie kilka tygodni temu na premierę, ale jeszcze nie było mi dane pójść na cały film. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja. Z chęcią go obejrzę, bo ciekawi mnie ta historia opowiedziana w kamerze – tym bardziej, jeśli samemu jest się jakąś jej małą częścią.

Na zdjęciu: Arkadiusz Piech dał Odrze pozytywny impuls. W 4 ostatnich meczach zdobyła 10 punktów.