Arkadiusz Woźniak: Obgryzłem wszystkie paznokcie

Rozmowa z Arkadiuszem Woźniakiem, najstarszym zawodnikiem GieKSy.

Hat trick i asysta ze Stalą Rzeszów… Zostać bohaterem meczu, w którym przypieczętowało się awans, to jest coś!

Arkadiusz WOŹNIAK: – Bardzo się cieszę, że zdobyłem trzy bramki, ale bez kolegów by mnie nie było. Nie jestem w stanie w pojedynkę wziąć piłki i wygrać meczu. Ktoś jeszcze musi dograć. Chwała chłopakom. Zasłużyliśmy na takie chwile tym sezonem. Były dobre momenty, były też bardzo dobre, ale okres poprzedzający mecz z Bytovią, 3 kolejki temu, był ciężki. Drużynę poznaje się po tym, jak kończy. Gdy nie szło, 2-3 tygodnie temu, mówiłem: „Chłopaki, spokojnie. Teraz nie punktujemy, ale nie schodźmy z tej ścieżki, nie rezygnujmy z naszej pracy, z obranej drogi, taktyki i sposobu gry. To jeszcze da nam punkty, jeśli tylko będziemy cierpliwi”. I co? W trzech najważniejszych meczach strzeliliśmy 11 goli!

Ta trzecia z rzędu wygrana, ze Stalą, mimo wyniku 4:1 wcale nie przyszła łatwo…

Arkadiusz WOŹNIAK: – Bo też Stal nie jest łatwym przeciwnikiem. To taki zespół… skrajny. Potrafi przegrać 4:5, ale też wygrać 7:3. Ma nietypowe ustawienie, ofensywne, z rombem w środku, bez klasycznych skrzydłowych, a z dwoma napastnikami operującymi po bokach. Wymagający rywal, dobrze operujący piłką. Chcieliśmy go też trochę wpuścić, by skontrować. To wyszło. Stal na pewno do końca będzie się biła o baraże, choć teraz będzie jej ciężko.

Zastępował pan w ataku pauzującego za kartki Filipa Kozłowskiego. Mimo wszystko nieczęsto w GieKSie gra pan na tej pozycji.

Arkadiusz WOŹNIAK: – Chłopaki w szatni powtarzają, że ze mnie to jest taka „dziewiątka” z duszą „dziesiątki”. Grałem kiedyś w ataku – bodaj do 24. roku życia – ale zawsze schodziłem po piłkę, próbowałem być pod grą. Nie jestem typową „dziewiątką”, która będzie tylko stała w polu karnym i czekała na sytuacje. Ja nie „Pippo” Inzaghi. Lubię zejść na skrzydło, pograć, poczuć piłkę. Gdy przez kilkanaście minut jej nie mam, to nie czuję się komfortowo.

Po przegranym meczu w Lublinie dostał pan czerwoną kartkę za – ujmijmy – dyskusje z sędziami. Ten poniedziałkowy występ to forma rehabilitacji?

Arkadiusz WOŹNIAK: – Po awansie powiedziałem na gorąco w TVP Sport, że podczas tych dwóch meczów, w których nie grałem, siedziało we mnie mnóstwo emocji. Gdy oglądałem transmisję z Chojnic, żona nawet nie mogła się do mnie odezwać. Obgryzłem wszystkie paznokcie, jakie mogłem, proszę zobaczyć! Wiedziałem, że powinienem tam być z chłopakami, by im pomóc. Gdy wygraliśmy 3:0, spadł mi kamień z serca. Moje myśli potem były skupione tylko na Stali, by nie tyle się zrehabilitować, co po prostu dać tej drużynie coś od siebie. Czerwona kartka w Lublinie… Stało się, mocno mi zależało, przegraliśmy mając mecz pod kontrolą, tłumaczyłem to trenerowi. Oczywiście zje… była totalna, bo jako najbardziej doświadczony gracz w nie powinienem się tak zachować. Ale to już zostawmy. Historia.

No to ze Stalą dał pan od siebie trzy gole.

Arkadiusz WOŹNIAK: – Najważniejszy był ten mój pierwszy. Zeszliśmy do szatni z wynikiem 2:1, a rzeszowianie byli wkur…, że brakło im dwóch minut, by do przerwy mieć remis i nie musieć gonić. Na początku drugiej połowy się odkryli i szybko strzeliliśmy dwa kolejne gle. Najładniejszy z moich trzech był ten z głowy, na 4:1. Bo ze mną to już tak jest, że lepiej mi wrzucać na głowę niż na nogę.

Dwa lata temu głowa bramkarza Bytovii zrzuciła was do II ligi. Jak trudno było wrócić!

Arkadiusz WOŹNIAK: – To wiadomo. Jesteśmy GKS-em, reprezentujemy klub, którego miejsce na pewno nie jest i nie było w II lidze. Gdy jednak rozmawiam luźno ze znajomymi z ekstraklasy, to mówię: „Ta druga liga to jest gorsza od pierwszej!”. W pierwszej jest więcej kultury gry, zespoły są bardziej poukładane. A tu było ciężko. Poza tym, generalnie jest tak, że awansować trudno. W tej lidze było 18 zespołów na to liczących. Patrzmy, co się działo. Hutnik był spisywany przez wszystkich na straty, a odbierał punkty całej górze. Ważne jest łapanie serii. Nie ma co ukrywać, że siedem jesiennych wygranych z rzędu ustawiło nam ten sezon.

Co dalej z panem?

Arkadiusz WOŹNIAK: – Mam jeszcze kontrakt ważny przez rok. A jakie będą podejmowane decyzje, to już w gestii dyrektora, prezesa, trenera. Róbmy swoje, spokojnie, nie schodząc z tej drogi. Grajmy w piłkę. Z trenerem Górakiem to będzie szło. Zawsze nas je…, gdy wygramy. Ja to cenię. Bo fajnie jest, gdy wygrywasz, ale musisz wiedzieć, dlaczego to się stało. Trener po prostu ma to coś.


Fot. Tomasz Kudała/PressFocus