Artur Derbin: Cztery plusy

Rozmowa z trenerem GKS-u Tychy Arturem Derbinem


Jak wyglądał pana dzień po przegranym meczu barażowym?

Artur DERBIN: Najpierw była długa, nieprzespana noc w domu. Po spotkaniu w klubie posiedzieliśmy jeszcze chwilę. Wypiłem jedno piwo i wróciłem do siebie, żeby pomyśleć o tym co się stało…

Znalazł pan odpowiedź?

Artur DERBIN: Znalazłem cztery plusy. Pierwszy to taki, że w końcu GKS Tychy był postrzegany jako walczący o awans. Dotknęliśmy tego, do ostatniej kolejki będąc w grze o miejsce w pierwszej dwójce i grając w barażach. A jeżeli do tego dodam, że bezpośredni awans wywalczyły drużyny, które roku temu grały w barażach to zaczyna się już pozytywne myślenie na temat tego co nasz czeka. Po drugie mogę być zadowolony ze zdecydowanej poprawy gry obronnej. Straciliśmy 27 goli i pod tym względem tylko Radomiak był od nas lepszy. Nie znaczy to jednak, że tylko bramkarz i obrońcy wykonali swoje zadania. Zadowolony jestem z tego, że do gry defensywnej udało się włączyć także zawodników z ataku od „dziewiątki” zaczynając. Także nasze skoki pressingowe i agresywna gra w środku boiska wyglądały lepiej i to jest kolejny pozytyw. Jako trzeci na tej liście plusów zapisałem sobie rozwój zawodników.

Codzienna praca zaowocowała nie tylko tym, że wypłynęli bracia Piątkowie czy Kamil Kargulewicz. Ale ona zapewniła także wysoką formę doświadczonym zawodnikom. Podkreślił to Bartosz Szeliga i widziałem to w grze Sebastiana Stebleckiego. To był zawodnik, który zimą został „skazany” na rolę drugiej „dziesiątki”, a ponieważ Łukasz Grzeszczyk spisywał się w tej roli bardzo dobrze „Stebel” musiał czekać na swoją szansę. Nie czekał jednak z założonymi rękami tylko pracował dając z siebie wszystko na każdym treningu i dlatego „Grzeszczu” czując oddech konkurenta był cały czas na wysokich obrotach, a gdy musiał pauzować to mieliśmy bardzo dobrego zastępcę i ta wysoko forma zaprezentowana przez Sebastiana na finiszu też jest dla mnie jako trenera tej drużyny dużym pozytywem. Ale najbardziej cieszę się z tego, że udało się zbudować kolektyw. Mieliśmy wspólny cel, do którego szliśmy jedną drogą i wszyscy czuli się odpowiedzialni.

Czego zabrakło do awansu?

Artur DERBIN: Na początku goniliśmy czas, bo budowanie drużyny zaczęliśmy rok temu praktycznie nie mając możliwości normalnego letniego przygotowania do sezonu. Łapaliśmy więc rytm już w trakcie biegu i dlatego kończyliśmy rundę jesienną na siódmym miejscu. Zimą przygotowaliśmy się do wiosennej batalii i goniliśmy rywali. Nawet w ostatniej kolejce, w której ŁKS, grając z nami, już zbierał siły na baraże my jeszcze walczyliśmy o bezpośredni awans.

Na pewno odbiło się to na naszej dyspozycji w meczu z Górnikiem Łęczna i w końcówce ten spadek energetyczny dał się nam we znaki i pozostał ból oraz wyzwanie na kolejny sezon, do którego zaczniemy przygotowania 5 lipca. Zaczęliśmy o nim myśleć już dzień po meczu z Górnikiem Łęczna, bo spotkaliśmy się z prezesem Leszkiem Bartnickim i Krzyśkiem Bizackim na ławeczce w Paprocanach, żeby podyskutować o tym co nas czeka, bo piłka toczy się dalej…


Fot. Dorota Dusik