Artur Derbin: Kilka spraw do wyprostowania

Rozmowa z Arturem Derbinem, nowym trenerem GKS Tychy.


W jakiej roli oglądał pan ostatni mecz I-ligowego sezonu 2019/2020?

Artur DERBIN: – Powiem szczerze, że tego stanu emocjonalnego, jaki towarzyszył mi podczas oglądania spotkania GKS Tychy – GKS Bełchatów, nie potrafię do końca określić. Znam siebie dość dobrze, ale patrząc z boku na to, co się działo na murawie byłem nieswój.

Kibicował pan bełchatowianom?

Artur DERBIN: – Powiem raczej, że miałem rozdarte serce. GKS Bełchatów był moim klubem przez ostatnie 2 lata. Rok temu świętowałem w nim awans na zaplecze ekstraklasy. Pożegnałem się z klubem dwa miesiące temu, ale zostali w nim ludzie, z którymi przeżyłem owocny czas i zżyliśmy się, a na odchodnym uroniliśmy nawet łezkę. Obserwowałem jak radzą sobie na finiszu i denerwowałem się, bo nie chciałem żeby spadł. Wyobrażałem sobie co czują zawodnicy po ostatnim gwizdku, bo rok temu też byliśmy w podobnej sytuacji, tylko, że… na drugim biegunie tabeli. Zremisowaliśmy ostatni mecz sezonu z Błękitnymi w Stargardzie i czekaliśmy na wiadomości z Torunia, gdzie Elana grała z Olimpią Elbląg. Przegrała 1:2 i mogliśmy świętować. Teraz też był ten moment niepewności i oczekiwania, a po informacji, że Olimpia Grudziądz bezbramkowo zremisowała z Sandecją i została w strefie spadkowej, na pewno w drużynie zapanowała radość. A ja mam szacunek dla tych wszystkich, którzy przy tych wszystkich problemach organizacyjno-finansowych walczyli do końca i sportowo udowodnili, że ten zespół zasługuje na grę w I lidze.

A jak pan ocenił grę GKS-u Tychy, czyli swojego nowego zespołu?

Artur DERBIN: – W sobotę jeszcze nie mojego… Tyszanie wygrali zasłużenie. Wypracowali więcej sytuacji, strzelili gola w pierwszej połowie i mogli „zamknąć” wynik, ale zabrakło zimnej krwi, albo jak kto woli umiejętności czy tego błysku, który decyduje o tym, co w piłce jest najważniejsze, czyli zdobywaniu bramek. Ale jeżeli spojrzymy na skład GKS-u Tychy w tym meczu, to brak doświadczenia od razu rzuci się w oczy.

Ile w wyjściowej jedenastce GKS-u było przymiarki Artura Derbina do nowego sezonu?

Artur DERBIN: – Kilka spraw trzeba wyprostować, bo rodzą się plotki… Wyjściowa jedenastka i taktyka na mecz z GKS-em Bełchatów była „made in” Tomasz Horwat – Jarosław Zadylak. Oni decydowali o wszystkim. To był ich autorski pomysł, który realizowali od początku swojej „dwójkowej” współpracy, jako trenerzy GKS-u Tychy. Do końca pracowali na swoje nazwiska i szczerze powiem, że szkoda mi straconych przez ich zespół punktów na finiszu sezonu, na przykład w Olsztynie w przegranym meczu ze Stomilem czy wcześniej w Grodzisku Wielkopolskim w zremisowanym spotkaniu z Wartą, bo mogli jeszcze być dalej w grze, a ja bym im nadal kibicował. Oczywiście rozmawialiśmy ze sobą po każdym meczu, wymienialiśmy uwagi, ale jeszcze raz podkreślę, wszystko co działo się do końca sezonu 2019/2020 należało do ich kompetencji.


Na zdjęciu: Artur Derbin trenerem GKS-u Tychy


Wystawienie szóstki młodych tyszan także?

Artur DERBIN: – Gdyby Maciek Mańka nie uległ kontuzji to myślę, że na boisku byłoby siedmiu wychowanków w rozumieniu regulaminu Pro Junior System, czyli będących w klubie minimum trzy sezony. To świadczy o zapleczu, a gra Adriana Odyjewskiego, którego wcześniej pewnie nikt nie znał świadczy o tym, że jeszcze nie wszystkie atuty został wyciągnięte z tej kadrowej talii. Młody bramkarz w swoim debiucie spisał się bardzo dobrze, a w końcówce wybronił drużynie zwycięstwo.

Jak zaplanował pan przygotowania do nowego sezonu?

Artur DERBIN: – Na razie są to jeszcze plany, które pewnie wkrótce oficjalnie ujawnimy. Byłem już jednak w takiej sytuacji, po której pozostało kolejne nieporozumienie i też chciałbym go wyprostować. Nie byłem trenerem Stomilu, bo choć uzgodniliśmy wiele spraw okazało się, że nie zostaną one zrealizowane i w tej sytuacji nie podpisałem kontraktu. Mimo to Stomil gdzie się tam w mojej trenerskiej biografii pojawił, choć w nim nie pracowałem. Nie byłem też asystentem Jerzego Wyrobka w Zagłębiu Sosnowiec i to kolejna poprawka dla statystyków. Zacząłem pracę szkoleniowca, jako grający trener w Unii Dąbrowa Górnicza, a w Zagłębiu zacząłem jako asystent Mirosława Kmiecia. Później współpracowałem z Mirosławem Smyłą, a następnie razem z Robertem Stankiem i Tomkiem Łuczywkiem tworzyliśmy szkoleniowe trio Zagłębia. Prowadziłem go też samodzielnie i to w czasach, w których cztery lata temu doszliśmy do półfinału Pucharu Polski. W ćwierćfinałowym meczu pokonaliśmy Cracovię, a w półfinale po porażce 0:1 w Poznaniu, zremisowaliśmy u siebie z Lechem 1:1. Naprawdę niewiele brakowało żebyśmy to my jako I-ligowiec zagrali w finale na Stadionie Narodowym z Legią.

Czy te mecze były na razie najważniejszymi wydarzeniami w pana trenerskiej karierze?

Artur DERBIN: – Takich meczów, które miło wspominam było sporo. Zwycięstwo GKS-u Bełchatów z Widzewem 3:1, albo ten wspomniany na początku moment radości sprzed roku w Stargardzie po awansie do I ligi. To już jednak historia, a ja otwieram właśnie nowy rozdział. Na razie zawodnicy GKS-u Tychy mają tydzień czasu na regenerację, a w drugim tygodniu będą już indywidualnie wchodzić w rytm treningowy, bo wspólne zajęcia rozpoczniemy 10 sierpnia, zaczynając od diagnostyki. 5 dni później zagramy w I rundzie Pucharu Polski więc przygotowania do sezonu będą ekspresowe i muszą być zoptymalizowane.


Na zdjęciu: Artur Derbin wiele sobie obiecuje po pracy w Tychach.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl