Artur Pląskowski: Mój gol numer jeden

Rozmowa z Arturem Pląskowskim, napastnikiem Ruchu Chorzów.


Strzelił pan jedynego gola w derbach Ruchu z GieKSą. Telefon dzwoni częściej niż zwykle?

Artur PLĄSKOWSKI: – To fakt. Sporo było gratulacji, wywiadów i tak dalej… Przyjemne uczucie, można się z tego cieszyć. Dla mnie to gol numer 1. Zdarzyło się zdobyć bramkę w derbach Rzeszowa, które jako Stal zremisowaliśmy w drugiej lidze z Resovią 1:1 przy pięciu tysiącach ludzi, ale ta sobotnia z GKS-em jest najważniejsza. Czuć było, że to trochę inny mecz niż zawsze. Każdy życzył powodzenia, bramki w derbach, a wszyscy widzieli też naszą reakcję, gdy padła. To było naturalne, niczego przecież nie planowaliśmy. Tak duża radość całego zespołu świadczyła o tym, że jest to coś ważnego.

Jak zapamiętał pan moment z 69 minuty?

Artur PLĄSKOWSKI: – Skakałem do piłki wrzuconej z prawej strony, która spadła do Tomka Wójtowicza. Gdy szykował się do strzału, nastawiałem się, że może mi spaść pod nogę. Byłem na to przygotowany, widać to na powtórce. Piłka odbiła się od słupka i była trochę za mną, musiałem ją lekko gonić, nie było to jakieś superłatwe uderzenie, któryś z rywali nawet stanął w bramce. Dobrze, że w nikogo nie trafiłem, tylko wpadło do siatki.

Pojawił się pan na murawie w II połowie w miejsce Łukasza Janoszki, od razu oddał pan celny strzał z dystansu.

Artur PLĄSKOWSKI: – To było fajne wejście. Dobrze się czułem przez cały tydzień, byłem w formie i wbiegając na boisko od razu też to poczułem. Po pierwszym strzale wiedziałem, że może być dobrze. Tak się skończyło. Ważne jest to pierwsze zagranie. Gdy masz je odpowiednie, później gra się lepiej.

Na gorąco powiedział pan o tej wygranej, że była zasłużona. Trener GKS-u Rafał Górak stwierdził, że z boiska był to mecz na remis.

Artur PLĄSKOWSKI: – Bo z pewnością był wyrównany. Równie dobrze, gdyby to GieKSa zdobyła bramkę, mogłoby zakończyć się odwrotnie. Mimo wszystko jestem zdania, że stworzyliśmy sobie trochę lepsze sytuacje, a przede wszystkim jedną wykorzystaliśmy. Równy mecz, minimalnie przechylający się na naszą stronę. Oglądaliśmy wcześniejsze spotkania GKS-u. Wiedzieliśmy, że gra bardzo dobrze w obronie i trudno będzie strzelić nawet jednego gola, ale też zdawaliśmy sobie sprawę, że trochę gorzej wygląda jego gra do przodu.

To prawda, że w tygodniu mieliście dwie analizy GieKSy?

Artur PLĄSKOWSKI: – Pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja, że trener zrobił nam jeszcze jedną, dodatkową analizę, pokazując, na co mamy zwrócić w tym meczu uwagę. To przyniosło skutek. Trochę czasu zostało poświęcone, ale wyszło nam to na dobre. Motywacja była nieco większa niż na inne mecze, ale też nie przesadzajmy. Nie można dać się zwariować. Staraliśmy się podejść do derbów spokojnie, ze swoim planem.

Zastanawialiście się, czy derby odbędą się z udziałem kibiców GKS-u, których ostatecznie zabrakło przy Cichej?

Artur PLĄSKOWSKI: – Rozmawialiśmy o tym, ten temat przewinął się przez szatnię, ale nie był dla nas jakimś priorytetem. Trzeba skupić się na tym, jak chcemy grać. Przyznam szczerze, że dla mnie nie ma większej różnicy, czy gramy z kibicami rywali, czy nie. Wiadomo jednak, że kibice zawsze powinni mieć możliwość wspierania swojej drużyny, na każdym stadionie, u siebie i na wyjeździe. Z tego, co wiem, GKS taką możliwość miał, ale z niej nie skorzystał.

Pan za to nie zawsze ma możliwość gry w podstawowym składzie. Wystąpił pan w tej rundzie we wszystkich dotychczasowych meczach, ale tylko 4 razy od pierwszej minuty. Jest pan zadowolony ze swojej roli w drużynie?

Artur PLĄSKOWSKI: – To naturalne, że chciałoby się grać wszystko od początku, najlepiej po 90 minut, ale nie ja decyduję o składzie. Mogę tylko ze swojej strony robić wszystko, by wchodząc z ławki dawać sygnał trenerowi, że może na mnie liczyć. Mam 3 bramki i 2 asysty – w przeliczeniu na liczę minut mogę stwierdzić, że są to dobre statystyki. Jesteśmy z Danielem Szczepanem we dwójkę, czasami ktoś musi wejść z ławki. Częściej pada na mnie, ale dążę do tego, by grać w pierwszym składzie.

Nieraz w drugich połowach jesteście ze Szczepanem na boisku obaj. Jak układa się wtedy współpraca?

Artur PLĄSKOWSKI: – Mogę powiedzieć za siebie: z Danielem gra mi się dobrze. Jest innym typem zawodnika, częściej schodzi w boczne sektory, ja raczej trzymam się mocniej pola karnego. Myślę, że ta współpraca pozytywnie nam wychodzi i widać to po efektach. W meczach z Podbeskidziem czy Wisłą, gdy dawałem zmiany i przechodziliśmy na dwóch napastników, „Szczepek” strzelał gole.

Był pan dla niego wsparciem, kiedy długo czekał w tej rundzie na pierwsze trafienie?

Artur PLĄSKOWSKI: – Tak, bo jesteśmy drużyną, a oczywiste, że „Szczepek” wykonuje dla niej dobrą robotę Na początku nie zdobywał bramek, ale przełamał się i już je ma. Najważniejsze i tak, by wygrywać mecze. Czuć, że najważniejszy jest ten cel zespołowi. Raczej nikt nie spodziewał się, że będziemy walczyć o awans. Wykonujemy dobrą pracę, każdy gra dla drużyny, to jest nasza siła.

„Walczycie o awans” – coraz trudniej gryźć się w język?

Artur PLĄSKOWSKI: – Skoro jesteśmy w czołówce po 16 kolejkach, to nie możemy myśleć inaczej. Nie jest to cel, który był przed sezonem postawiony i musimy go zrealizować, ale bardzo byśmy chcieli. Idzie nam dobrze, każdy chce o to powalczyć.

To zaskoczenie?

Artur PLĄSKOWSKI: – Przychodząc latem do Ruchu nie spodziewałem się, że będziemy grali o najwyższe miejsca. Szybko jednak przekonaliśmy się, że nie ma między nami a częścią pierwszej ligi takiej różnicy, byśmy nie mogli sobie dobrze radzić. Po pierwszych kolejkach znaleźliśmy się w „czubie” i widzieliśmy, że jest szansa powalczyć o coś więcej.

Do Chorzowa trafił pan z Chojniczanki, która – jak Ruch – awansowała z drugiej ligi, ale bez baraży i uchodząc za silniejszy zespół. Teraz chojniczanie plasują się w dole, a wy na podium. W czym tkwi sekret?

Artur PLĄSKOWSKI: – Tworzymy fajną drużynę, fajnych ludzi, dotyczy to też sztabu i zarządu. W całym klubie panuje dobra atmosfera i coś takiego, co trudno nazwać. Sama wielkość klubu, kibice wokół – to dodatkowo motywuje, bardzo pomaga w tym, by grać o najwyższy cel. W tym tkwi duża różnica między Ruchem a pozostałymi beniaminkami. Tego, że Ruch jest beniaminkiem, w ogóle przecież nie czuć, a atmosfera na trybunach jest na najwyższym poziomie.

Wychodząc na mecz nie ma czasem refleksji, że rywale więcej zarabiają, mają ładniejsze stadiony, funkcjonują w lepszych realiach niż Ruch, mający jeden z najniższych budżetów w pierwszej lidze?

Artur PLĄSKOWSKI: – Zdajemy sobie z tego sprawę, ale co możemy zrobić? Jedyną opcją, by nam też się poprawiło, są zwycięstwa, stawianie kroków do przodu. Z każdym kolejnym wygranym meczem jesteśmy bliżej tego, by osiągnąć coś dla klubu i indywidualnie. Może jest skromnie, ale wszystko na czas, regularnie i niczego nam nie brakuje, zaczynając od odpowiedniego boiska treningowego. W klubie nie wszystko jest najnowsze, ale czego potrzebujemy – to mamy. Nikt nie martwi się, czy dostaniemy pensje, czy nie. Wszystko jest naprawdę dobrze zorganizowane.

Jesień kończycie dwoma wyjazdami – do Tychów i Bełchatowa.

Artur PLĄSKOWSKI: – Możemy zapewnić sobie na zimę supersytuację – pod warunkiem, że oba te mecze wygramy. Zdecydowanie nie będzie to łatwe, nikt niczego nie da nam za darmo, ale zrobimy wszystko, by na przerwę wyjeżdżać w jak najlepszych nastrojach i móc z optymizmem patrzeć na rundę rewanżową.

W Tychach odwiedzi pan stare śmieci.

Artur PLĄSKOWSKI: – Byłem tam pół roku. Co prawda zrobiliśmy awans do pierwszej ligi, ale nie grałem zbyt wiele. Przygoda z GKS-em trwała krótko, życie potoczyło się dalej. Teraz wrócę tam i zrobię wszystko, by Ruch wygrał. Oby gol z GieKSą to był początek czegoś jeszcze lepszego, kop do przodu.


Na zdjęciu: Artur Pląskowski to żelazny zmiennik dla trenera Jarosława Skrobacza, który wprowadzał go tej jesieni z ławki aż 12-krotnie.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus