Przy Bukowej robią swoje

Oficjalnie Dziółka jest drugim trenerem GieKSiarzy, tym razem jednak był wpisany w protokół jako opiekun gości. Oczywiście za sprawą przymusowej „banicji” Jacka Paszulewicza, będącej efektem kary Komisji Dyscyplinarnej PZPN za wysłanie go na trybuny w końcówce poprzedniego spotkania z Zagłębiem.

Ekspresja przy linii

Paszulewicz tym razem – miast na ławce – zajął miejsce… w jej sąsiedztwie. Na tyle bliskim, że możliwy był i „kontakt wzrokowy” między nim a sztabem. Stosowny przekaz – również werbalny – docierał więc do jego podopiecznych tak – w razie potrzeby – w trakcie gry, jak i nawet w przerwie. Dziółka – ten, który zwykle siedzi „w budzie”, śledząc poczynania zespołu – tym razem dyrygował drużyną w sąsiedztwie linii bocznej. Z równie wielką ekspresją, jak czyni to zazwyczaj „Paszul”. – Dyrygent jest jeden, zazwyczaj robi to pierwszy trener. Innym osobom z ławki zabraniają tego przepisy – przypomina Jakub Dziółka. Dla niego owa ekspresja nie jest jednak niczym niezwykłym. – To przecież jasny sygnał, że trener jest z drużyną; z piłkarzami na murawie. W Skrze zawsze na stojąco oglądałem grę podopiecznych – II trener GKS-u nawiązuje w ten sposób do swej ponadtrzyletniej przygody z częstochowskim trzecioligowcem. Przygody, którą przecież… wciąż ma „z tyłu głowy”; zwłaszcza teraz, gdy jego byli już podopieczni – kandydat do awansu do II ligi – u progu wiosny potrzebowali trochę czasu, by „odpalić”. – Czasami rozmawiamy telefonicznie i parę razy w tygodniu – mówi o swych kontaktach z ekipą spod Jasnej Góry nasz rozmówca. – Ostatnio porównywaliśmy obecną sytuację do tej sprzed roku, kiedy to również Skra zaliczyła „falstart” u progu wiosny.

Mankamenty u zwycięzców

Te rozmowy najwyraźniej przyniosły efekt, bo Skra „odbiła się” po dwóch porażkach – i Jakub Dziółka znów ma szansę na… dwa awanse w trakcie jednego sezonu: częstochowian do II ligi i GKS-u do ekstraklasy. Ale o tak odległej przyszłości on sam na razie nie chce rozmawiać. – Na razie przy Bukowej po prostu „robimy swoje”, starając się twardo stąpać po ziemi. Oczywiście wygrana w Suwałkach cieszy, podobnie jak seria pięciu wygranych. Ale na pewno nie powiemy, że tacy jesteśmy świetni. Zbyt wiele wciąż jeszcze w naszej grze mankamentów – podkreśla. Można by oczywiście to ostatnie zdanie traktować czy to jako nadmierną skromność, czy odrobinę… kokieterii, gdyby nie fakt, że Jakub Dziółka bardzo konkretnie owe mankamenty wylicza. – W pierwszej połowie byliśmy za mało agresywni, za mało odebranych piłek mieliśmy na koncie. No i pozwalaliśmy przeciwnikowi na zbyt wiele pod naszą bramką, z czego brało się sporo dobrych okazji dla Wigier. Do tego jeszcze faulowaliśmy za często, fundując rywalom wiele stałych fragmentów – analizuje II trener GKS-u.

Powrót „pierwszego”

Stosowne uwagi w przerwie dotarły jednak do zespołu. Efekt był widoczny na murawie w drugich 45 minutach. Przede wszystkim zaś – widoczny jest dziś w tabeli ligowej! A Jacek Paszulewicz? W najbliższą sobotę (godz. 17.45) poprowadzi już swój zespół z ławki w hitowo zapowiadającym się starciu ze Stalą Mielec!