Awansował, ale się nie cieszył. Kto go zastąpi?

Mityczny król Midas zamieniał w złoto wszystko, czego dotknął. Takim trenerskim Midasem jest Marcin Kaczmarek – tam, gdzie podejmuje pracę, szybko pojawia się awans. Tak jak ostatnio w Widzewie.


Okazuje się jednak, że sam awans już nie wystarczy, bo po ostatnim meczu Widzewa w II lidze został zwolniony. „Cel, jakim był awans do wyższej klasy, został zrealizowany, ale rezultaty poszczególnych meczów i dyspozycja sportowa drużyny w minionych tygodniach znacznie odbiegały od oczekiwań” – czytamy w komunikacie wydanym przez klub. Jeżeli się spojrzy na jego trenerski życiorys, można spodziewać się, że długo bez pracy nie zostanie, bo zawsze znajdzie się klub, który myśli o w miarę szybkim awansie.

Już pierwsza samodzielna praca Marcina Kaczmarka w seniorskiej piłce – w Lechii Gdańsk – zakończyła się dwoma kolejnymi awansami z IV ligi do trzeciej i z trzeciej do drugiej w latach 2004-2006. Potem był epizod w szczecińskiej Pogoni, która odradzała się po upadku spółki Antoniego Ptaka – formalnie awans firmował kto inny, ale Kaczmarek zostawił zespół na pierwszym miejscu w IV lidze.

Dalej było jeszcze lepiej: Olimpię Grudziądz przeprowadził z III ligi do pierwszej w ciągu trzech sezonów 2008-2012, a płocką Wisłę, w której pracował pięć lat (2012-2017) – z drugiej do pierwszej i potem do ekstraklasy. Jeżeli dokładnie policzyć, to wychodzi na to, że z awansu swoich podopiecznych cieszył się już osiem razy. Za dziewiątym razem – w minioną niedzielę na stadionie Widzewie – nie miał się z czego cieszyć, bo wiedział już, że niezależnie od wyniku zostanie zwolniony. A miał być trenerem na lata, aż do powrotu do ekstraklasy…

Skoro przed rokiem z innym trenerem było podobnie (Widzew stracił na finiszu 11-punktową przewagę), czy to on jest najbardziej winien tej widzewskiej kompromitacji? Nie poradził sobie z przygotowaniem zespołu po przerwie wywołanej epidemią – to fakt, z którym trudno dyskutować. Dwanaście punktów w 12. meczach to bilans lepszy tylko od zdegradowanych Gryfa i Legionovii oraz – o dziwo – Resovii, która też robiła wszystko, by nie awansować. Legionovia i Resovia zresztą z Widzewem tego lata wygrały. Po zwycięstwie w Łęcznej 2:1 Widzew wszedł w rok 2020 z pięcioma punktami przewagi nad Górnikiem i sześcioma nad GKS-em Katowice i Resovią!


Czytaj jeszcze: Gaz zamiast fajerwerków!


To nie on jednak miał decydujący wpływ na dobór zawodników. Planowane walne zebranie członków stowarzyszeni RTS Widzew, właściciela ligowej spółki, przyniesie na pewno serię dymisji i zwolnień. Dyrektor sportowy (formalnie doradca prezesa do spraw sportowych) Rafał Pawlak już wcześniej podał się do dymisji, ale została ona do końca sezonu odroczona. Niezadowolenie z rządów Martyny Pajączek, żelaznej damy polskiej piłki, opromienionej sukcesami w Miedzi, PZPN i I Lidze Polskiej, jest w klubie coraz większe.

Uzyskany w tym sezonie awans jest chyba najdroższy w historii futbolu. Porównywalny z ekstraklasowym budżet został roztrwoniony – słychać taki zarzut – poprzez finansową rozrzutność, zwłaszcza w płacach dla piłkarzy. Trzeba w tym miejscu dodać, że i sam RTS wymaga reformy. Stowarzyszenie składa się z 21 członków, z których każdy uważa się za prezesa i ma swoje zdanie, o nieformalnych, ale skutecznych „grupach nacisku” z trybun nie wspominając.

Widzew wróci więc teraz chyba do wcześniejszych pomysłów z Leszkiem Ojrzyńskim, Bogdanem Zającem i Maciejem Bartoszkiem (co tam, panie, słuchać w Koronie?). Bez pracy są też Dominik Nowak, zwolniony z Miedzi, łodzianin z urodzenia, przed studiami junior w ŁKS oraz Kazimierz Moskal, który jednak raczej nie zaryzykuje swojej reputacji wśród kibiców i przeprowadzki na drugą stronę Łodzi już po trzech miesiącach od zwolnienia z ŁKS. Nowy trener, biorąc pod uwagę atmosferę w klubie i niezmiernie rozbudzone aspiracje Widzewa, musi być przede wszystkim bardzo odważny. Kibol nie wybacza i gotów jest dać w pysk nawet po awansie.

Nowy szkoleniowiec będzie musiał autorsko ułożyć nową drużynę, bo skończyły się kontrakty obu bramkarzy Wojciecha Pawłowskiego i Patryka Wolańskiego oraz Sebastiana Rudola, Bartłomieja Poczobuta, Łukasza Turzynieckiego, Huberta Wołąkiewicza i Christophera Mandiangu, a także wypożyczenie Kornela Kordasa. Marcin Możdżeń i Henrik Ojamaa mają kontrakt jeszcze na następny sezon i trzeba ich będzie odpowiednio „zagospodarować”, bo w tym nie spełnili oczekiwań. Zostają też Marcin Robak i Rafał Wolsztyński, a także Konrad Gutowski.


Na zdjęciu: Awans Widzewa do 1. ligi był dla trenera Marcina Kaczmarka wyjątkowo gorzki.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus