Aż pięć miesięcy i cztery dni czekał na ligowy występ
Przed rokiem ZAKSA i PGE Skra również spotkały się w finale. Wówczas (rywalizacja odbywała się do trzech, a nie dwóch zwycięstw jak obecnie) kędzierzynianie wygrali wszystkie trzy spotkania. – Mamy z nimi rachunki do wyrównania – mówił przed tegorocznym finałem Srećko Lisinac, środkowy PGE Skry. I bełchatowianie są na najlepszej drodze, by zrewanżować się ekipie z Opolszczyzny. W pierwszym spotkaniu u siebie wygrali nadspodziewanie łatwo do zera, prezentując wyborną formę. Byli lepsi w każdym elemencie. Zaskoczyli rywali z Kędzierzyna-Koźla determinacją, precyzją i siłą, zdecydowanie lepiej też serwowali. Goście nie byli w stanie przełamać dominacji gospodarzy. – Obie drużyny grały dobrą siatkówkę. Byliśmy blisko, ale marnowaliśmy okazje do kontrataku. Skra różnicę robiła świetną zagrywką – powiedział po pierwszym meczu Benjamin Toniutti, rozgrywający ZAKSY.
Kędzierzynianom mocnej zagrywki zabrakło, dlatego miejscowi bez problemu radzili sobie z przyjęciem serwisów, dzięki czemu ich rozgrywający Grzegorz Łomacz miał spore pole do popisu. A mając za partnerów takie asy, jak Srećkę Lisinaca na środku oraz Mariusza Wlazłego na skrzydle z łatwością oszukiwał blok rywali. – Bełchatowianie pokazali swoją siłę fizyczną, zamykając nawet pojedynczym blokiem naszym skrzydłowym przestrzeń i ci nie mieli gdzie atakować – wyjaśnił przyczyny porażki Paweł Zatorski, libero ZAKSY.
Największą przewagę Skra miała jednak w walce na siatce. Zaliczyła 11 punktowym bloków, przy trzech ZAKSY. – Jesteśmy drużyną zbudowaną bardziej technicznie, a rywale są bardziej fizyczni, choć techniki też im nie brakuje i musimy sobie z tym radzić – ocenił libero kędzierzynian i reprezentacji Polski.
ZAKSA chcąc doprowadzić do trzeciego, decydującego spotkania musi dziś we własnej hali wygrać. Porażka będzie oznaczała złoto dla PGE Skry. – Zwycięstwo w pierwszym spotkaniu nic jeszcze nie znaczy. Mam nadzieję, że w Kędzierzynie wykorzystamy okazję do skończenia rywalizacji, ale każdy z nas wie, jak trudno będzie ich pokonać na ich parkiecie – powiedział Mariusz Wlazły, atakujący Skry. – Nie możemy popadać w hurraoptymizm, broń Boże. Za nami dopiero pierwszy mecz, pierwszy kroczek. Przed nami jest jeszcze bardzo trudne kolejne spotkanie – dodał Grzegorz Łomacz, rozgrywający PGE Skry.
Kędzierzynianie nie załamali się pierwszym niepowodzeniem. Zapowiadają, że łatwo nie oddadzą mistrzowskiej korony, którą noszą od dwóch lat. – Rywalizacja jeszcze się nie skończyła. Oczywiście, nie będzie łatwo zatrzymać bełchatowian, ale mistrzostwo zdobędzie ten, kto wygra dwa, a nie jeden mecz. Mamy przewagę własnej hali i mam nadzieję, że ją wykorzystamy – nie traci nadziei na sukces Rafał Buszek, przyjmujący ZAKSY, dla którego jest to prawdopodobnie ostatni sezon w jej barwach. Mocno interesuje się nim bowiem Asseco Resovia.
Finał (do 2 zwycięstw); pierwszy mecz 3:0 dla PGE Skry
Sobota, 5 maja
KĘDZIERZYN-KOŹLE, 20.30: ZAKSA – PGE Skra Bełchatów
Ewentualnie niedziela, 6 maja
KĘDZIERZYN-KOŹLE, 20.30: ZAKSA – PGE Skra Bełchatów.