Azja też potrafi!

Japonia i Korea Południowa, choć odpadły z katarskiego mundialu, tak zdołały sporo namieszać.


Wystarczy jeden rzut oka na skład Azjatyckiej Konfederacji Piłkarskie (AFC), aby uzmysłowić sobie, że nie mamy w niej do czynienia z wybitnymi reprezentacjami, które decydują o obliczu światowej piłki. Mimo to na uboczu piłkarskiego świata powoli budują się zespołu, które w bliżej lub trochę dalszej przyszłości będą bić się o czołowe lokaty w mistrzostwach świata. Nie powalają one poziomem piłkarskim, ale dzięki dyscyplinie, koncentracji i „scementowaniu” zespołu mogą osiągnąć sukces. Wszystko zaczęło się w 2002 roku. Była to data przełomowa tak dla Japonii, jak i Korei, które reprezentowały Azję w fazie pucharowej mundialu.

20 lat minęło…

Wówczas to te dwa państwa gościły najważniejszą piłkarską imprezę na świecie. Dodatkowo obie wyszły z grupy. Oczywiście, można mieć wiele zastrzeżeń wobec sędziowania, szczególnie w kontekście Koreańczyków, którzy dzięki pomocy arbitrów wywalczyli historyczne czwarte miejsce. Coś jednak drgnęło w obu przypadkach. Obie kadry meldowały się już na kolejnych mistrzostwach świata. Tak też działo się wcześniej (Korea debiutowała na MŚ w 1986 roku, a Japonia w 1998), jednak za każdym razem przygoda obu kończyła się na fazie grupowej.

Udany turniej na własnej ziemi był przełomem. Japończycy od tamtej pory w 1/8 finału meldowali się w 2010, 2018 i 2022 roku. Korea do fazy pucharowej awansowała podobnie jak „Niebiescy Samurajowie” w 2010 i 2022 roku. W tamtych przypadkach jednak trafiali na rywali słabszych, którzy zdecydowanie byli w ich zasięgu. Tegoroczny mundial w Katarze udowodnił jednak, że tak Japonia, jak i Korea są w stanie pozbawić nadziei teoretycznie silniejszego przeciwnika.

Europa nie taka straszna

Hajime Moriyasu po ostatnim gwizdku spotkania z Chorwacją, którego jego kadra wcale nie musiała przegrać, ukłonił się kibicom. Selekcjoner poprzez „otsukaresama” chciał przeprosić kibiców za wynik, ale i wyrazić szacunek i podziękowanie za wsparcie, jakie płynęło z trybun przez cały czas trwania mundialu. Nie można mu się dziwić. Jego drużyna była spisywana na straty już w momencie losowania.

Kto by się spodziewał, że w „grupie śmierci” to oni będą używać kosy? Raczej niewielu. Po trudnym meczu odwrócili oni losy spotkania z Niemcami. Mimo wpadki z Kostaryką udało im się pokonać Hiszpanię i awansować z pierwszego miejsca w grupie. Kto wie, czy triumf nie był ich przekleństwem. Być może Marokańczycy byliby dla nich łatwiejszym rywalem od Chorwacji (choć mecz z Hiszpanią udowodnił, że niekoniecznie byłaby to prawda) i to Japonia cieszyłaby się z pierwszego w historii meczu w ćwierćfinale. Historii jednak się nie zmieni. Mimo porażki z Chorwatami udowodnili, że dzięki dobrej organizacji gry i dyscyplinie taktycznej są w stanie walczyć z najlepszymi. To dobry prognostyk przed przyszłorocznym Pucharem Azji i kolejnymi mistrzostwami świata.

Do ostatniej chwili

Koreańczycy mieli zdecydowanie trudniej awansować do 1/8 finału. Grupa H była niezwykle wyrównana. Mimo to drużyna Paulo Bento także skazywana była na porażkę w starciach z Urugwajem i Portugalią. Los chciał jednak inaczej. Zespół prowadzony przez Portugalczyka zaskakiwał. Mimo że przegrywał z Ghaną, potrafił dzięki swojej determinacji, choć na moment doprowadzić do wyrównania. Ostatecznie zaznał jednak goryczy porażki.

Wywalczył jednak remis z Urugwajem, a w ostatnim meczu mimo przewagi Portugalii zdobył decydującą bramkę w doliczonym czasie gry. To wystarczyło do awansu. Podobnie jak z Ghaną, Koreańczycy także przegrywali z Portugalią. Chart ducha wystarczył, aby wyjść z grupy. W 1/8 finały los pozbawił ich jednak nadziei, parując ich z Brazylijczykami, którzy urządzili sobie strzelecki festiwal. Mimo to trzeba docenić fakt, że wyszli z grupy. Całość daje nam więc obraz dwóch zespołów, które po 20 latach od organizacji mistrzostw na swojej ziemi sukcesywnie się rozwijają i w przyszłości mogą zaskakiwać największych.


Na zdjęciu: Japonia była blisko awansu do ćwierćfinały mistrzostw świata.

Fot. Grzegorz Wajda