Babiarz: Już raz coś takiego przeżyłem

Krzysztof Brommer: Domyślam się, że komentarz do meczu, który kończy się porażką aż 0:6, nie jest ani przyjemny, ani łatwy. Jak pan wytłumaczy to, co zobaczyliśmy w niedzielny wieczór na stadionie w Sosnowcu?

Bartłomiej Babiarz: – Mnie i reszcie kolegów jest wstyd, zarówno przed sztabem szkoleniowym, prezesem i kibicami. Chciałem ich bardzo przeprosić za ten wynik. Początek meczu w ogóle nie wskazywał na to, że tak to się może skończyć. Prowadziliśmy grę i do momentu pierwszego gola dla Lecha można było powiedzieć, że na boisku była tylko jedna drużyna i było nią Zagłębie. To my mieliśmy dogodne sytuacje, ale co z tego, skoro ich nie wykorzystaliśmy, a potem ruszyła lawina. Lech był jak doświadczony bokser. Wytrzymał nasze początkowe ataki, a potem zadawał cios za ciosem. Nie nazwałbym tego nawet nokautem, bo to było coś większego i gorszego dla nas.

W szatni po spotkaniu było bardzo nerwowo?

Bartłomiej Babiarz: – Padło bardzo wiele męskich słów i nie tylko… Nie pierwszy raz zresztą, ale mam nadzieję, że tak jak w poprzednich trudniejszych chwilach, potem wszystko ruszy w dobrą stronę, bo potrafimy grać w piłkę. Coś może jest w głowach, bo jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do meczów. Lech na początku nie był stanie zrobić nic. Co jednak z tego?

Mówi się, że takie koszmary zdarzają się raz w życiu…

Bartłomiej Babiarz: – Ja już, niestety, na własnej skórze przeżyłem coś podobnego. Grając w Ruchu kilka lat temu przegraliśmy z Jagiellonią na wyjeździe w identycznym stosunku. Co ciekawe, wtedy też nie graliśmy źle, prowadziliśmy grę, ale także skończyło się pogromem 0:6.

Zbliża się koniec roku, ale w Zagłębiu wesoło nie jest nie tylko z powodu niedzielnego meczu, ale ogólnej sytuacji w tabeli, bo różnice punktowe na dole się powiększają…

Bartłomiej Babiarz: – Sytuacja nie jest ciężka, ale bardzo ciężka. Dzień przed meczem z Lechem byliśmy na zagłębiowskiej Wigilii i ja, gdy zobaczyłem te wszystkie osoby, które zbudowały ten klub, które kiedyś grały w barwach sosnowieckiego klubu, które zarządzały klubem lub po prostu mu kibicowały, poczułem, że musimy wydźwignąć się z dna tabeli. A po niedzielnym meczu jest mi tym bardziej przykro, głupio i wstyd. Wiem, że drużyna robiła co mogła, ale taki mecz nie miał prawda się wydarzyć w ekstraklasie. Powtórzę, że do 30 minuty z 95 procent kibiców, oprócz tych za Lechem, myślało, że jeden punkt będzie dla nas minimalną zdobyczą…

Czasu na rozpamiętywanie tej klęski nie macie jednak zbyt wiele.

Bartłomiej Babiarz: – To jest bardzo trudny moment dla drużyny. Już w czwartek gramy kolejny mecz, z Legią Warszawa u siebie i nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie zagrali lepiej i nie zapunktowali. Dobrze wchodzimy w mecz i przegrywamy go 0:6. Katastrofa! Wszystko jest teraz w naszych głowach, musimy wziąć się w garść i w czwartek wyjść na boisku i grać swoje, tak jak na początku meczu z Lechem. Nie możemy już zagrać tak, jak w II połowie spotkania z poznaniakami.

 

Na zdjęciu: Bartłomiej Babiarz na tle swoich kolegów i tak zaprezentował się nieźle, ale jakie to ma znaczenie, gdy przegrywa się 0:6?