Babskim okiem. Przedświąteczny maraton

Pewnie zgodzicie się ze mną, że czas przedświąteczny to czas szczególny. Ja – tak dla siebie – nazwałam go… przedświątecznym maratonem. Dlaczego? To dość proste i oczywiste.


Bo czyż te nasze długie wędrówki po sklepach, w poszukiwaniu najlepszych – no i także nie najdroższych produktów – nie przypominają prawdziwego maratonu? Sporo czasu trzeba na to poświęcić. Nałazić się człowiek musi tak, że często aż nogi bolą. No chyba, że mamy za sobą stosowny trening i w ogóle kochamy zakupy, a sklepy odwiedzamy systematycznie, a nie od święta.

Doskonale przecież wiadomo, że to trening czyni mistrza. No więc podstawowym sportem przedświątecznym jest maraton. Ale jeśli czegoś kupić zapomnimy i przypomnimy sobie o tym w ostatniej chwili, a jest to rzecz niezbędna do tego, aby nasze święta były udane, to konieczny jest i sprint. Bo trzeba pobiec wtedy bardzo, naprawdę bardzo szybko, żeby zdążyć nim nam sklepy zamkną. Dobre fizyczne przygotowanie – i mocne nogi – są też niezbędne, jeśli przyjdzie nam spędzić trochę czasu w kolejce, bo czas przedświąteczny to okres prawdziwego runu na sklepy. Wszak robimy wtedy nie zwykłe, cotygodniowe zakupy, tylko takie świąteczne, czyli parę razy obfitsze. No a potem jest targanie tych wypakowanych wszelkim dobrem siat do domu.

To wymaga niezłej kondycji. I silnych rąk. Rzec można, że są to takie małe mistrzostwa w podnoszeniu, a właściwie dźwiganiu ciężarów. Ale jakie tam małe? Taki sportowy mistrz dźwignie sobie ciężar, albo podrzuci, i po sprawie. A tu trzeba się z tym wszystkim przemieścić. I czasem jest to przynajmniej średni, a często i długi, dystans. No i – uwaga! – żadnych gwałtownych ruchów wykonywać nam nie wolno ani raptownie niczego stawiać. Podłoże bywa najczęściej twarde, no i jajka mogą się potłuc albo słoiki z majonezem czy musztardą. I wtedy klops…

Mocne, znakomicie wytrenowane nogi, bardzo się nam też przydadzą, kiedy przyjdzie postać nieco dłużej przy kuchni, gdy mieszać będziemy potrawy, bacząc pilnie, żeby nam się – broń Boże – nie przypaliły… Zaś mocne ręce będą jak znalazł przy wyrabianiu ciasta – na przykład – na pierogi. A taki sport jak curling? Toż to znakomity trening przed myciem czy froterowaniem podłóg. Naprawdę.

A gimnastyka? Jak to dobrze być wygimnastykowanym, kiedy przyjdzie nam wycierać kurze, a już szczególnie w tych najmniej dostępnych zakamarkach. A przy wieszaniu świeżo wypranych firanek trzeba być czasem nawet prawdziwym akrobatą. I jak to już wszystko uda się nam jakoś ogarnąć i zasiądziemy wreszcie przy pięknym, świątecznie udekorowanym stole, uginającym się od wszelkiego jadła i napitku, kiedy będziemy mogli sobie wreszcie podjeść, to smacznego, ale…

Pamiętajmy, że nam od tych frykasów bardzo szybko, tu i ówdzie, kochanego ciałka przybyć może. Nie ma co ukrywać. Na pewno przybędzie. No więc wstańmy od stołu i wyjdźmy sobie na dłuuuugi spacer. I to koniecznie.


Na zdjęciu: Biegnij! Dla zdrowia! Dla siebie!

Fot. PressFocus