Babskim okiem. Stało się, stało…

No i co tu powiedzieć? – załamała ręce moja ulubiona sąsiadka. – I niech mi nikt nawet nie próbuje wmawiać, że nic się nie stało, bo wtedy wpadam w furię.  Ewentualnie, sarkastycznie, stwierdzić można – jak to uczynił nasz słynny bramkarz Jan Tomaszewski, ten który kiedyś zatrzymał Anglię – że właściwie to my ten mecz z Senegalem… wygraliśmy?! 3:0! Bo tak naprawdę, to przecież my strzeliliśmy te wszystkie bramki. A niech to… Marna pociecha.

Tak z ręką na sercu, to ja jednak przyznać muszę, że już przed tym meczem niezłego pietra miałam. Senegalczycy, drużyna spod znaku lwa i baobabu. Chłopy jak dęby. Szybcy i zwinni. Ale najbardziej obawiałam się… marabutów. Jak to nie wiecie co to takiego? W Senegalu to tacy lokalni specjaliści, którzy potrafią wpływać na losy zdarzeń. Taki dodatkowy, podobno świetnie działający, czynnik magiczno-mistyczny. A oni przed spotkaniem z Polską na pewno ostro wzięli się do pracy. Przesądna jestem. Myślę więc, że to wiara w ich moc sprawiła, że nasi rywale tak pewnie poczynali sobie na boisku, a nasi grali tak, jak Senegalczycy chcieli. Zaś na ulicach Dakaru – podobno najczęściej – typowano wynik 3:0 dla Senegalu. No i niewiele brakowało. Osobiście próbowałam coś z tym zrobić, ale nasze zwykłe spluwanie przez lewe ramię zupełnie na te czary nie działało. Na koniec to mi nawet śliny zabrakło. A może jednak trochę pomogło i tego jednego gola dla nas strzeliliśmy. Ale i tak fatalnie wyszło.

A miało być tak pięknie i wielka szkoda, że teraz przed nami znów mecz o wszystko. I jak to będzie w niedzielę z Kolumbią? Jak to w ogóle przeżyć? Przede wszystkim o mojego starego się boję. Właśnie wyczytałam, że w czasie emocjonującego meczu z udziałem Polaków, ryzyko zgonu u mężczyzn może wzrosnąć nawet o 25 procent. Tak w każdym razie wynika z badań kardiologów ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, którzy jako pierwsi w naszym kraju przeprowadzili analizę wpływu transmisji sportowych na umieralność. Aż strach się bać. Jak nasze Orły znów taką makabreskę nam zafundują, to przecież mogą mieć na sumieniu zdrowie i życie niewinnych kibiców. Więc panowie piłkarze, w trosce o życie i zdrowie narodu, który tak wiernie, spontanicznie, bezinteresownie i masowo wam kibicuje, bierzcie się do roboty. Na szczęście nie wszystko jeszcze stracone.