Badia: Będziemy grali jeszcze lepiej!

Coś nie leży wam ta Lechia. Przegraliście z nimi mecz o Superpuchar, w poprzednim sezonie także szczęście było po ich stronie w pierwszym meczu w Gdańsku. Teraz, w niedzielnym spotkaniu, wcale nie zasłużyliście na porażkę kończącą serię 20 meczów bez przegranej w Gliwicach. Zgadza się pan?
Gerard BADIA: – Dla mnie Lechia jest jednym z najtrudniejszych i najgroźniejszych drużyn w PKO Ekstraklasie. Znam dobrze wielu zawodników z Gdańska i muszę przyznać, że mają jakość i podoba mi się, jak grają. Są szybcy, zawsze mają plan, wyczekują na twoje błędy, żeby je później wykorzystać. W obronie są bardzo mocni. Szkoda jednak wyniku, bo pomimo ich dobrej gry, to my mieliśmy kilka naprawdę dobrych sytuacji strzeleckich.

Mógł, a nawet powinien pan zdobyć bramkę na 1:0 w pierwszej połowie, bo to była świetna okazja. Dlaczego się nie udało?
Gerard BADIA: – To była bardzo dobra okazja. Wydaje mi się, że… za dobrze trafiłem w pikę. Brzmi to śmiesznie, ale lepiej byłoby dla efektu, gdybym nieczysto w nią trafił, wtedy byłaby szansa oszukać Duszana Kuciaka. W drugiej połowie też byłem bliski gola, ale szczęście mi nie sprzyjało, bo futbolówka uderzyła w kolegę, Patryka Tuszyńskiego, który leżała na ziemi. Czasami tak jest, że gol nie chce paść. Lechia była skuteczniejsza i po prostu wykorzystała to, że ma po obu stronach ofensywy bardzo dobrych piłkarzy, jak Peszko, Haraslin czy Udoviczić.

Gra była niezła, ale można się przyczepić do celności i skuteczności waszych dośrodkować. Wiele razy, z prawej i z lewej wrzucaliście piłki, które jednak były łatwym łupem defensywy Lechii.
Gerard BADIA: – Muszę się zgodzić. Widzieliśmy, że np. Piotrek Parzyszek, który świetnie gra głową, dobrze ustawiał się w polu karnym, walczył z obrońcami i chcieliśmy mu dograć dobre piłki, ale nie dostał idealnego podania. Nie ma powodów do niepokoju, bo gra wciąż wygląda dobrze, trzeba jedynie skorygować kilka błędów i robić swoje.

Rekord z Superpucharem Polski

Pytałem o drużynę, to teraz muszę zapytać o pana postawę. Nie ukrywał pan ostatnio emocji z tego powodu, że wchodzi jedynie na końcówki spotkań. Z Lechią w końcu zagrał pan od początku…
Gerard BADIA: – Jestem zadowolony, bo każdy chce grać w pierwszym składzie i to była wyłącznie sportowa złość. – Oczywiście, że jak grasz tylko przez pięć minut, to nie jesteś zadowolony, bo nie masz zbyt wielu okazji do pokazania czegoś dobrego. Jedyną receptą było pokazanie na treningach, że jestem gotowy do gry w pierwszym składzie. Mogę się złościć, ale zawsze będę pomagał Piastowi, niezależnie ile minut będę przebywał na boisku.

Ostatnio Piasta grywa trochę innym ustawieniem z trójką stoperów i wahadłowymi. Pan w takim systemie jak się czuje?
Gerard BADIA: – Jak gramy trójką środkowych defensorów, to gra mi się trudno, bo ten system sprawia, że nie ma na boisku typowych skrzydłowych, za którego się uważam. Trener przygotowuje nas specjalnie pod każdy mecz i każdy może się przydać w odpowiednim momencie, odpowiednich warunkach. Ja się dostosowuję do planu nakreślonego przez trenera.

Rywalizacja w pomocy robi się coraz większa, bo przyszedł Tiago Alves, a za niedługo do zdrowia powróci Martin Konczkowski. Z jednej strony powrót kontuzjowanych będzie dużym bonusem dla trenera, z drugiej konkurencja jeszcze bardziej wzrośnie i o każdą minutę na boisku będzie ciężej.
Gerard BADIA: – Oczywiście, że tak. Rywalizacja musi być w zespole, bo to rozwija każdego z nas i pozwala nam stawać się lepszym, jako całość. Mamy coraz więcej opcji i różnorodności w ataku. Przyglądałem się grze Patryka Tuszyńskiego i kilka razy pokazał, że może nam wiele dobrego dać. W przyszłości będzie jeszcze lepiej. Czekam na Martina, na Daniego Aquino i resztę chłopaków. Mamy naprawdę szeroką kadrę.

 

Na zdjęciu: W niedzielę Gerard Badia (na pierwszym planie) po raz trzeci w tym sezonie zagrał w meczu ligowym od pierwszej minuty

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem