Badia: Czegoś takiego nie pamiętam

W tym tygodniu w półfinałach Ligi Mistrzów byliśmy świadkami niezwykłych emocji. W niedzielę przy Okrzei kibice mieli podobne odczucia po szalonej końcówce…
Gerard BADIA: – To co się stało… to trudno odpisać. Odkąd gram w Piaście jeszcze takiego meczu, takich emocji i takiej końcówki nie pamiętam. Nie wiem czy ktoś nam pomaga tam u góry, czy może cała Polska tak mocno trzyma za nas kciuki, ale dzieję się rzeczy niezwykłe. Wydaje mi się, że mamy tak dużo pozytywnej energii w klubie i mówię o piłkarzach, trenerach, działaczach i kibicach, że to nas niesie.

Co było bardziej niesamowite, gol na 2:1 tuż po straconej bramce z rzutu karnego czy obrona karnego przez Jakuba Szmatułę w ostatniej akcji meczu?
Gerard BADIA: – Nie wiem! Gol Jodłowca był niezwykły, bo to było bardzo trudne uderzenie, a piłka jakimś cudem wpadła do bramki. Dwa rzuty karny mogły nas podciąć, ale Kuba najpierw był blisko obrony, a potem tego dokonał. Niesamowite! Od kiedy jestem w Piaście nie wiedziałem takiej radości i euforii po golu, że aż wszyscy wpadliśmy na murawę, żeby się cieszyć po bramce Jodłowca. Widziałem emocje i łzy u moich kolegów z drużyny i u kibiców.

Szmatuła dołożył swoją cegiełkę być może do mistrzostwa Polski?
Gerard BADIA: – To był dla niego specjalny mecz. Frantiszek Plach w poprzednich meczach bronił świetnie, cały mecz ma świetny. Kuba musiał cierpliwie czekać na swoją szansę i ją dostał. Przed meczem z nim rozmawiałem i powiedziałem mu, że to będzie jego meczu. On już w przeszłości tak wiele zrobił dla tego klubu i teraz broni tak ważnego karnego… Gratulacje dla niego, po potrzebował takiego meczu. Wszyscy jesteśmy drużyną i pokazujemy to w kolejnym spotkaniu.

https://sportdziennik.com/piast-jagiellonia-relacja/

Gdy to wszystko działo się w końcówce ty już byłeś na ławce rezerwowych. Jak z takiej perspektywy przeżywa się zmianę wyniku?
Gerard BADIA: – To jest straszne. Na ławce jest masakra. Siedzisz i tylko patrzysz na zegar, jak minuty wolną upływają. Nic nie możesz zrobić tylko oglądać wydarzenia na boisku. Najważniejsze jednak, że szczęśliwie to się wszystko zakończyło. Teraz presja na Legii i Lechii jest jeszcze większa.

Po gwizdku zanim zaczęliście świętować zwycięstwo z kibicami, doszło do sporych przepychanek z piłkarzami Jagiellonii. Co tam się konkretnie wydarzyło?
Gerard BADIA: – Chyba wszystko zaczęło się od spięcia Imaza z Dziczkiem. On chyba za bardzo celebrował tego karnego i zwycięstwo. Dyplomatycznie odpowiem, że obaj się za bardzo nie kochają… i tyle. Teraz czas na krótką radość po tym zwycięstwie i jeszcze dwa mecze przed nami.

 

Na zdjęciu: Gerard Badia zaliczył asystę przy pierwszym golu. Emocje w końcówce przeżywał już z ławki rezerwowych.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ