Barcelońska gilotyna

Inter przegrał już na San Siro z byłą drużyną Roberta Lewandowskiego, we wtorek spotka się tam z obecną i musi wygrać.


Trzynastka okazała się pechowa dla Roberta Lewandowskiego i Barcelony. 13 września doznali pierwszej, i jedynej jak dotąd, porażki ulegając w Monachium Bayernowi 0:2. Kolejne dni były bardziej pomyślne, bo zaraz po przerwie dla reprezentacji „Barca” została liderem LaLiga dzięki zwycięstwu z Mallorcą po bramce Lewandowskiego. Mieć Real za plecami – bezcenne, zwłaszcza przed „El Clasico”, do którego dojdzie już 16 października w Madrycie.

Z meczów reprezentacji z kontuzjami powrócili Memphis Depay, Frenkie de Jong, Jules Kounde i Ronald Araujo, których zabrakło w meczu ligowym. Nie będzie ich także na San Siro, gdzie Barcelona zagra dzisiaj z Interem, ale przy takim bogactwie kadrowym nie jest to wielki problem dla trenera Xaviego.

Włoski zespół jest na zupełnie innym poziomie emocjonalnym. Stadio Meazza nie jest żadną twierdzą, w sobotę zdobyła go Roma wygrywając 2:1, wcześniej Bayern zwyciężył tam na inaugurację Ligi Mistrzów 2:0. Inter przegrał też derby z Milanem 2:3. Sezon dopiero się rozpędza, a „nerazzurri” mają już 5 porażek na koncie, z tego cztery w 6 ostatnich meczach. Pojawiły się sugestie, że trener Simone Inzaghi może zostać zwolniony.

– Czy czuję się zagrożony? Co tydzień jesteśmy zagrożeni – oświadczył po meczu z Romą. Wiele będzie zależeć od wyników jakie uzyska z Barceloną dzisiaj u siebie i za 8 dni na Camp Nou. To mogą być dwa zbyt trudne mecze, jak na obecne możliwości „nerazzurrich” i dyspozycję Barcelony. Kataloński „Sport” napisał, że Barcelona trzyma w rękach gilotynę nad głową włoskiego trenera. To ma być „piłka meczowa” dla Inzaghiego. Włosi uważają, że czas na wyprostowanie kursu ma do mundialu.

Inter jest ostatnim włoskim triumfatorem Ligi Mistrzów, wygrał ją w 2010 roku, a potem było już tylko źle. Raz zagrał w ćwierćfinale, dwukrotnie w 1/8 finału, dwa lata temu był ostatni w grupie.

Kontuzja Romelu Lukaku osłabiła siłę uderzeniową Interu, a do tego problemy ma także Lautaro Martinez. Argentyńczyk ostatniego gola w klubie zdobył w sierpniu z Cremonese, pod koniec września uzyskał bramkę dla reprezentacji w meczu z Hondurasem i sądzono, że się odblokował. Jednak Romie nie tylko gola nie strzelił, ale jeszcze doznał naciągnięcia mięśnia i jego występ stanął pod znakiem zapytania. Pozostają w ataku Edin Dżeko i Joaquin Correa. Bośniak w tym sezonie zdobył w Serie A tylko jednego gola (z Milanem), a drugiego w Lidze Mistrzów w Pilznie, gdzie Inter pewnie sięgnął po pierwsze punkty w tej edycji wygrywając 2:0. Correa też ma dwie bramki, obie w lidze, ostatnią strzelił przed miesiącem.

Można było latem wzmocnić atak jego rodakiem Paulo Dybalą, któremu skończył się kontrakt z Juventusem. Zwolennikiem transferu był prezes Steven Zhang, ale Inzaghi wolał Correę. Dybala poszedł do Romy i w sobotę strzelił Interowi gola przyczyniając się do jego kolejnego niepowodzenia.

Inter musi dzisiaj wygrać, mając w perspektywie wyjazdy do Barcelony i Monachium. Jednak trudno w tej sytuacji liczyć na korzystny wynik, zwłaszcza mając przed sobą w bramce Marca-Andre ter Stegena. Niemiec w tym sezonie w lidze hiszpańskiej puścił jednego gola, czyste konto zachowuje od ponad 500 minut.

Zdecydowanego faworyta ma drugi mecz w grupie, który zostanie rozegrany w Monachium. Bayern podejmuje Viktorię Pilzno. Mistrz Czech dzielnie walczy, ale w spotkaniach z Barceloną i Interem niewiele miał do powiedzenia i trudno oczekiwać sensacji na Allianz Arenie. Bayern w piątek zagrał w Bundeslidze z innym uczestnikiem Ligi Mistrzów Bayerem Leverkusen i już do przerwy zaaplikował „Aptekarzom” trzy piguły, wygrywając na koniec 4:0. Na boisku szalał Jamal Musiala (gol i dwie asysty), Thomas Mueller miał bramkę, asystę i… koronawirusa, co wykazał test po meczu. Razem z Joshuą Kimmichem udali się na kwarantannę.

Na zdjęciu: Od postawy piłkarzy Interu może zależeć przyszłość ich trenera.

Fot. PressFocus