Bartłomiej Konieczny: Zespół potrzebuje leczenia

Rozmowa z Bartłomiejem Koniecznym, byłym obrońcą Podbeskidzia.


Jak ocenia pan postawę bielszczan w rundzie jesiennej sezonu 2020/21? Zderzenie z ekstraklasą okazało się dla „górali” dosyć bolesne…
Bartłomiej KONIECZNY:
– W trakcie rundy, a nawet pod jej koniec, były symptomy dobrej gry. Myślę tutaj o meczach czy to z Zagłębiem Lubin czy to Śląskiem Wrocław. Wydaje się jednak, że te spotkania uśpiły nieco czujność. Trzy ostatnie mecze to już jednak zimny prysznic. Wysokich porażek było za dużo. Najbardziej mi brak w tym zespole liderów z prawdziwego zdarzenia, zwłaszcza w środku pola. Ale gdyby wziąć pod uwagę oś zespołu: na środku obrony Baszłaj i Rundić, przed nimi Kocsis, dalej Ubbink, a z przodu Roginić, to mamy taką… „afrykańską mieszankę”. Tam nikt z nikim nie rozmawiał, nie było komunikacji. Nie było tego słychać przy pustych trybunach. Ci gracze może i nadawaliby się piłkarsko, ale na brak charakteru trudno cokolwiek zaradzić.

Jesienią w 14 meczach Podbeskidzie straciło aż 38 bramek. To przerażająca liczba…
Bartłomiej KONIECZNY:
– Styl gry, a także wyniki, byłyby lepsze, gdyby Podbeskidzie inaczej wyglądało od tyłu. Tymczasem stoperzy… uciekali od światła bramki, a defensywni pomocnicy szybciej wracali, gdy widzieli, że dzieje się coś niebezpiecznego. Jeżeli tak się dzieje, to cała gra ofensywna leży. Podbeskidzie starało się trzymać do pierwszego ciosu, a po nim wszystko się sypało. Ogromna niefrasobliwość przed własną bramką powodowała to, co się później działo. Gdyby reszta zespołu wiedziała, że stoperzy trzymają ramę, to Podbeskidzie byłoby dziś w zupełnie innym miejscu.

Czy brak konkretnych wzmocnień po awansie na najwyższy poziom rozgrywkowy miał znaczący wpływ na postawę zespołu?
Bartłomiej KONIECZNY:
– To nie był przypadek, że ci zawodnicy, którzy przyszli latem do klubu, trafili akurat – z całym szacunkiem – do Podbeskidzia, a nie poszli do lepszych klubów. Runda obnażyła ich braki. Za mało mamy w Podbeskidziu liderów, a za dużo piłkarzy, którzy chcą coś osiągnąć bez komunikacji. Zrozumiałbym to, gdyby jakość piłkarska była dużo większa. Z drugiej strony klub dokonał siedmiu transferów, to wcale nie jest tak mało, ale wolałbym, aby zmiany nastąpiły na trzech pozycjach, za to o piłkarzy dwa razy lepszych. No, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Generalnie moja rola, komentując to wszystko, jest trochę niewdzięczna. Mam swoją agencję menedżerską i chcę Podbeskidziu pomagać. Z drugiej jednak strony prawda jest prawdą i nie można się gryźć w język.

Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed nowym szkoleniowcem Robertem Kasperczykiem?
Bartłomiej KONIECZNY:
– W pierwszej kolejności wysłać tych, którzy nie potrafią języka polskiego, na jakieś nauki. Nie może być tak, że trener mówi po polsku, a połowa nie wie, o co chodzi. Szkoleniowiec nie może się zastanawiać, w ilu językach ma mówić, bo powinien rzucać jedno hasło i wszyscy mają wiedzieć, o co mu chodzi. Jestem przekonany, że trener Kasperczyk weźmie się za grę obronną. W szczególności za grę stoperów. Biegają jak wolne elektrony, kiwają się pod własnym polem karnym, a później robi się bałagan na całym boisku. Trener Kasperczyk słynął z budowania drużyny od solidnej defensywy. Pamiętam, że jak przyszedł do nas na pierwsze zajęcia, to wszystkie gry odbywały się po ziemi. Jak piłka szła powyżej kolan, to była strata. Ponadto jestem przekonany, że nowy szkoleniowiec zwróci uwagę na dyscypliny. I na zawodników, którzy przypominają… najedzone tygrysy, którym nie chce się biegać. W Płocku, w ostatnim meczu jesieni, Podbeskidzie niby biegało za piłką, a przebiegło mniej kilometrów od rywala. O czymś to świadczy.


Przeczytaj jeszcze: Zmiana powoduje… zmiany

Rozumiem, że obrona to ten obszar, gdzie Podbeskidzie potrzebuje wzmocnień?
Bartłomiej KONIECZNY:
– Aleksander Komor jest zawodnikiem, który ma dobre podstawy. Jest wysoki, silny i szybki, ale potrzebuje mieć przy sobie lidera, kogoś doświadczonego, kto będzie mu podpowiadał. Dmytro Baszłaj, to tykająca bomba. Nie wiadomo, kiedy i kogo wysadzi w kosmos. To jeden z tych piłkarzy, którego ekstraklasa obnażyła, pierwsza liga tego nie zrobiła. Boki, zarówno obrony, jak i pomocy, wydają się zabezpieczone.

Teoretycznie. Jeżeli chodzi o ofensywę, to Podbeskidzie strzelało za mało goli, ale to efekt tego, że ma… jednego napastnika. To Kamil Biliński. Marko Roginić jest bowiem napastnikiem uciekającym ze światła bramki i nie chce zdobywać goli. Najchętniej odbiera piłki, ale do strzelania, to już tak średnio. Jeżeli taki jest styl gry, to powinien go zmienić. Potencjał ma duży, ale musi wpoić sobie, że więcej da zespołowi, kiedy będzie grał w świetle bramki. Jestem przekonany, że trener Kasperczyk mu to uzmysłowi. Napastnik jest od tego, żeby strzelać.

Mówi się, że „górale” pożegnają się niebawem z niektórymi piłkarzami. Po tym, co można było zobaczyć jesienią, ma pan swoich „kandydatów”, którzy powinni znaleźć się na liście transferowej?
Bartłomiej KONIECZNY:
– Nie chcę wchodzić w nieswoje kompetencje. Ktoś tych ludzi zatrudnił i ktoś będzie musiał ich zwolnić. Pytanie, ile to będzie kosztować? Środek obrony już wyjaśniłem, jakąś czystkę należy tam zrobić. Nie sprawdził się niestety Bartek Jaroch. Jeżeli chodzi o bramkarzy, to jest ich zbyt wielu, a klub ma swoje koszty. Podobnie zresztą jak w środku pola, chociaż Rafałowi Figlowi dałbym szansę, bo to wzór profesjonalizmu. Tomek Nowak jest doświadczonym zawodnikiem, ale ma już swoje lata. Generalnie za taką rundę do każdego zawodnika można byłoby mieć pretensję. Podbeskidzie jest w takim miejscu, że potrzebuje poważnego leczenia. Mam nadzieję, że ono się uda. Trener Kasperczyk stoi przed niełatwym wyzwaniem, ale liczę na to, że tąpnięcie w szatni nastąpi i wszyscy staną na baczność.


Fot. Bartłomiej Konieczny