Bartosz Bosacki: Wierzę w chłopaków i trenera

Rozmowa z Bartoszem Bosackim, 20-krotnym reprezentantem Polski.


Swego czasu pracował pan z trenerem Czesławem Michniewiczem w Amice Wronki i Lechu Poznań. Macie ze sobą teraz kontakt?

Bartosz BOSACKI: – Niezbyt częsty, ale gdy na siebie wpadniemy, to porozmawiamy. Z trenerem Michniewiczem pracowałem dawno temu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło…

Jak pan zareagował, gdy ogłoszono go selekcjonerem?

Bartosz BOSACKI: – Pomyślałem, że to dobry wybór. Trener Michniewicz może dać kadrze coś dobrego, bo pokazywał to zarówno w klubach, jak i w reprezentacji młodzieżowej. Powiem jednak szczerze, że na tym stanowisku wyobrażałem sobie kogoś innego, kogoś takiego, jak Leo Beenhakker. O kogoś takiego w bieżącej sytuacji było trudno, bo była mowa o trenerze na dwa mecze, co również miało wpływ na poszukiwania kandydata.

Co miał pan na myśli, mówiąc „kogoś takiego, jak Beenhakker”?

Bartosz BOSACKI: – Trener Michniewicz lub ktokolwiek, kto znalazłby się na jego miejscu, nie będzie miał czasu, aby popracować z reprezentacją. Bardziej chodzi o zbudowanie atmosfery i dobrej energii, które mogłyby spowodować, że wygramy mecz barażowy, a kimś takim był właśnie Beenhakker. On mi najbardziej odpowiadał. Ja go naprawdę cenię i na mojej „drabince” jest on na najwyższym miejscu, jeśli chodzi o podejście do drużyny i poszczególnych piłkarzy. Niewątpliwie jest to też poparte kosmiczną wręcz wiedzą i doświadczeniem, bo nieprzypadkowo pracował w wielkich klubach.

A jaki jest największy atut Michniewicza?

Bartosz BOSACKI: – Potrafi zbudować atmosferę i zmotywować zawodników. Pamiętam, że miał na to różne sposoby, które funkcjonowały. Nie wiem, jak to teraz wygląda, ale wtedy na pewno był osobą, która słuchała tego, co dzieje się wokół, i co ludzie podpowiadają. Chłonął wiedzę. Dziś nie potrafię powiedzieć, czy jest bardziej zamknięty, czy nadal się uczy i jeździ, podpatrując, jak pracują najlepsi trenerzy. Poza tym trzeba wymienić dobre rozpracowanie przeciwnika. Wszyscy trenerzy, z którymi pracowałem, podkreślali – gdy mierzyliśmy się z zespołami trenera Michniewicza – że na pewno zostaliśmy dobrze „odczytani”, a rywal jest przygotowany na to, co chcemy zagrać.

Jak pan podchodzi do sytuacji z barażem? Dyskwalifikacja Rosji, przesunięcie Polski do finału, naprędce organizowany mecz ze Szkocją, w Glasgow…

Bartosz BOSACKI: – Żyjemy w trochę dziwnych czasach i to ma wpływ na sport. Wierzę jednak, że mamy na tyle dobry i doświadczony zespół, że wszystkie perturbacje nie wpłyną na drużynę. Niewątpliwie nikt nie przypuszczał, że tak to może wyglądać, ale życie nas zaskoczyło. Trzeba stanąć i się z tym zmierzyć, bo nie widzę innego wyjścia.

W finale spotkają się drużyny, które przejdą inną drogę. Czy lepiej jest zagrać w nim, mając za sobą optymizm po wygranym półfinale, czy lepiej skupić się tylko na tym jednym spotkaniu, wcześniej rozgrywając jedynie niezobowiązujący sparing?

Bartosz BOSACKI: – Jeżeli piłkarze podejdą do tego tak, że sparing ze Szkocją jest niezobowiązujący, to mam obawy, że potem będzie to wyglądało podobnie. Nie wierzę jednak, żeby w ogóle przeszło im to przez myśl. Mecze reprezentacji nigdy nie są niezobowiązujące; nieważne, czy jest to spotkanie towarzyskie, czy na dużej imprezie. Trzeba do tego podjeść na poważnie. Wierzę, że chłopaki tak do tego podejdą, i że trener Michniewicz odpowiednio zmotywuje zespół. Nie wyobrażam sobie, żeby na tym poziomie było inaczej.

A w finale barażu wolałby pan Szwecję czy Czechy?

Bartosz BOSACKI: – Trudno powiedzieć, bo nie obserwowałem tych zespołów na tyle, aby powiedzieć, co mogą zaprezentować, i w jakiej są dyspozycji. Byłoby to więc wróżenie z fusów. Chciałbym, aby nasza reprezentacja zagrała dobry mecz, i żebyśmy mogli po nim powiedzieć, że jedziemy na mistrzostwa świata.


Na zdjęciu: Czesław Michniewicz od zawsze wiedział, jak dotrzeć do piłkarzy.
Fot. Adam Starszyński/PressFocus