Bartosz Jaroszek: Dwa tygodnie prawdy

Jest pan zadowolony z remisu w Bełchatowie, czy niekoniecznie?]
Bartosz JAROSZEK:
– Jechaliśmy do Bełchatowa z nastawieniem, by przywieźć stamtąd komplet punktów. Z drugiej strony również z dużą dozą szacunku do przeciwnika, który boryka się z problemami organizacyjno-finansowymi. Trener Jarosław Skrobacz przestrzegał nas, że nie będzie nam łatwiej, bo problemy jeszcze bardziej scementują przeciwnika. Miał rację. Remis – zważywszy na przebieg meczu – uważam za wynik sprawiedliwy, chociaż w końcówce Kamil Adamek miał „piłkę meczową”. Nie zdołał jednak tej szansy należycie sfinalizować. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że tej sytuacji nie wypracowaliśmy sobie, była ona rezultatem błędu przeciwnika przy wyprowadzaniu piłki. Dlatego mimo wszystko szanujemy ten punkt.

Czyste konto strat dobrze świadczy o obrońcach.
Bartosz JAROSZEK: – Nasz blok defensywny, czyli wszyscy obrońcy i Mariusz Pawełek, jesteśmy zadowoleni, że przeciwnik nie zdołał nas zaskoczyć. Każdy mecz na zero z tyłu buduje obrońców, podnosi ich morale i nie ma sensu tego ukrywać.

Proszę powiedzieć szczerze, spocił się pan w tym meczu?
Bartosz JAROSZEK: – Szczerze? Grałem bardziej intensywne mecze niż ten sobotni w Bełchatowie. Przyznaję uczciwie, że tempo nie było zawrotne.

Kiedy dowiedział się pan, że wybiegnie w podstawowej jedenastce? Dopiero na odprawie, czy znacznie wcześniej „czuł pan pismo nosem”?
Bartosz JAROSZEK: – Dopiero na odprawie, ale jak pan trafnie zauważył, pewne rzeczy się czuje już w tygodniu podczas treningów. Na przykład w piątek ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry i spodziewałem się, że wybiegnę na boisko od pierwszej minuty, chociaż piłka nożna cały czas uczy pokory i niczego do końca nie można być pewnym. Uwierzyłem dopiero w momencie, gdy zobaczyłem swoje nazwisko na kartce wywieszonej przed meczem.

Mam nadzieję, że po inauguracyjnym meczu rundy wiosennej pańskie relacje z Michałem Bojdysem nie pogorszyły się.
Bartosz JAROSZEK: – Z Michałem kumplujemy się, nie ma między nami zawiści. Nie obrażamy się na siebie, gdy to ten drugi dostaje miejsce w podstawowym składzie. Ja zawsze kibicuję „Bojdiemu” i trzymam za niego kciuki. W naszych relacjach jest zawsze miejsce i czas na żarty, w ogóle atmosfera w naszej szatni jest znakomita i nie mówię tego, bo tak wypada. To szczera prawda.

Ma pan zagwarantowane miejsce w podstawowej jedenastce w najbliższym spotkaniu przeciwko Radomiakowi?
Bartosz JAROSZEK: – Nikt z nas nie może być go pewnym, bo trener Skrobacz jest nieprzewidywalny i lubi zaskakiwać. Konkurencja jest ostra, ale na zdrowych zasadach. Niedługo będzie jeszcze bardziej zacięta, bo wkrótce wróci do kadry Adam Wolniewicz. Taka konkurencja jest motywująca i mobilizująca, podnosi umiejętności poszczególnych zawodników, co jest bardzo ważne z punktu widzenia interesu drużyny. Żaden z nas nie składa, roni, więc trener Jarosław Skrobacz ma ból głowy przy wyborze podstawowej jedenastki. Wielu zawodników daje mu sygnał, że chce zagrać w najbliższym meczu i że trener może na nich liczyć.

W najbliższych dwóch kolejkach podejmiecie na swoim boisku dwa czołowe zespoły – wspomnianego już Radomiaka i aktualnego lidera, Wartę Poznań. To kandydaci, jeżeli nie do bezpośredniego awansu, to przynajmniej do występu w barażach. Pańskie refleksje na temat tych potyczek?
Bartosz JAROSZEK: – Zaryzykuję i powiem, że najbliższe dwa tygodnie przyniosą odpowiedź na pytanie, o co będziemy walczyli w tej rundzie. To są bardzo ważne mecze w kontekście całego sezonu. Na razie jednak skupiamy się tylko na tym najbliższym pojedynku.

Na zdjęciu: Bartosz Jaroszek jest przekonany, że kluczowe dla losów jego drużyny będą dwa najbliższe mecze – z Radomiakiem i Wartą Poznań.

Zobacz, jak i co zmienia się na stadionie w Jastrzębiu!