Bartosz Jaroszek: Zimą ktoś na pewno od nas odejdzie

Do niedawna nie miałem wątpliwości, że jest pan pomocnikiem. Ale teraz biję się z myślami… A pan czuje się nadal pomocnikiem, czy obrońcą?

Bartosz Jaroszek: – Miniona runda pokazała, że zarezerwowany jest dla mnie środek obrony. Latem długo kalkulowaliśmy i kombinowaliśmy, by na kilka kolejek zastąpić Kamila Szymurę. Rehabilitacja „Szimiego” jednak przeciągała się, a potem pech dopadł Adama Wolniewicza i z konieczności zostałem partnerem Michała Bojdysa na środku obrony. Na środku pomocy imponująco prezentowali się Łukasz Norkowski i Marek Mróz, a przed nimi Damian Tront, nie można się było do nich przyczepić. Udało nam się zdominować środek boiska, więc dla mnie została tylko obrona.

Mimo słabego finiszu, trener Jarosław Skrobacz i pańscy koledzy z drużyny są zadowoleni z dokonań zespołu w rundzie jesiennej. A pan podziela ich opinie?

Bartosz Jaroszek: – Na pewno była to udana runda. Trzeba jednak patrzeć z pokorą na nasz dorobek, chociaż mamy do siebie pretensje o ten słabszy finisz. Z Miedzią Legnica powinniśmy odnieść przekonujące zwycięstwo, a wzbogaciliśmy się tylko o jeden punkt. Mam podobne odczucia, co Dawid Gojny, który stwierdził, że gdyby mecz potrwał kilka minut dłużej, mogliśmy stracić trzecią bramkę i przegrać to spotkanie. Podobnie wyglądał nasz mecz w Niecieczy, chociaż to akurat my mieliśmy piłkę meczową. Daniel Liszka nie wykorzystał jednak sytuacji sam na sam z bramkarzem. Moim zdaniem zimny prysznic w końcówce rundy nam się przydał, więc przed rundą wiosenną jestem… optymistą.

Motywujące „manko”

Czuje pan niedosyt, że zagrał tylko w 14. meczach ligowych? Liczył pan na znacznie więcej?

Bartosz Jaroszek: – Czuję bardzo duży niedosyt, ale pozostaje mi tylko pogodzić się z decyzją trenera Jarosława Skrobacza. Liczyłem na więcej minut na boisku, ale skoro mam „manko”, to muszę ciężej pracować w okresie przygotowawczym. W rundzie jesiennej grałem chyba nieźle i czułem, że wszystko idzie w dobrym kierunku, dlatego wiosną liczę na kolejne szanse. Zapewniam jednak, że nikt i nic nie jest mi w stanie zabrać przyjemności gry w piłkę nożną.

Występ, z którego był pan najbardziej zadowolony?

Bartosz Jaroszek: – To był mecz z Olimpią Grudziądz, w którym zdobyłem swojego jedynego gola w rundzie jesiennej. Nie przegrałem w nim żadnego indywidualnego pojedynku, miałem wrażenie, że wszystko mi wychodzi. Może zdobyta bramka podziała pozytywnie na mnie w tym meczu. Nawet pan wyróżnił mnie jako piłkarza meczu, tymczasem w następnym pojedynku ligowym usiadłem na ławce rezerwowych.

Sugeruje pan, że to moja wina? Może zatem powinienem wyróżniać tych piłkarzy, którzy mi się w jakikolwiek sposób narazili?

Bartosz Jaroszek: – To byłoby jakieś rozwiązanie… (śmiech).

Wstyd po Stali

Mecz w rundzie jesiennej, który Bartosz Jaroszek chciałby wymazać z pamięci?

Bartosz Jaroszek: – Katastrofa, która przydarzyła się w Mielcu. Graliśmy katastrofalnie taktycznie i nie tylko. Po prostu to był fatalny występ całego zespołu, a ja miałem nieprzyjemność uczestniczyć w nim, nie odstając od reszty kolegów. Wszyscy chyba wstydziliśmy się swojej postawy w potyczce przeciwko Stali.

Mecz z Miedzią Legnica oglądał pan z perspektywy ławki rezerwowych. Co pan czuł po końcowym gwizdku sędziego? Wściekłość? Trzy punkty wymknęły wam się z rąk…

Bartosz Jaroszek: – Przesiedziałem cały mecz na ławce rezerwowych i nie docierało do mnie, co się wydarzyło na boisku w końcowych minutach. Każdy z nas miał problemy z interpretacją tych wydarzeń. Przejmująca cisza panująca w naszej szatni po zakończeniu spotkania była dobijająca. Duże rozgoryczenie i żal, że podaliśmy tlen przeciwnikowi, który był już praktycznie na łopatach. Dwie zmarnowane „setki” będą długo śniły mi się po nocach. Jeżeli myślimy o tym, by zachować etykietkę solidnego zespołu pierwszoligowego, takie „wpadki” nie mają prawa nam się zdarzać.

W pana przypadku liczba żółtych kartek jest w normie?

Bartosz Jaroszek: – Zostałem upomniany tylko pięć razy, co biorąc pod uwagę pozycję, na której gram, nie jest oszałamiającą liczbą. Niepotrzebnie złapałem ostatnią kartkę, za dyskusję z sędzią naszego meczu ze Stomilem Olsztyn. Wszyscy widzieli, a powtórki to potwierdziły, że naszemu przeciwnikowi rzut karny się nie należał, bo Kuba Wróbel nie dotknął Gancarczyka. Powinna być żółta kartka dla piłkarza Stomilu za próbę wymuszenia rzutu karnego. Ogólnie muszę zauważyć, że liczba żółtych kartek na moim koncie jest mniejsza, bo w ostatnim okresie poprawiłem grę obronną, gram bardziej „czysto”.

Wróbel architektem sukcesu

Farid Ali został uznany za najlepszego prawego pomocnika Fortuny 1 Ligi w rundzie jesiennej. Głosował pan na kolegę?

Bartosz Jaroszek: – Oczywiście, bo „Fara” zasłużył na to wyróżnienie. Nie jestem zdziwiony, że został wybrany do jedenastki jesieni w I lidze. Zobaczymy, jaka przyszłość się przed nim maluje.

W jedenastce jesieni I ligi znalazł się także napastnik GKS-u 1962 Jastrzębie, Jakub Wróbel. Zasłużenie?

Bartosz Jaroszek: – Nie wyobrażałem sobie, by Kuby w tym towarzystwie zabrakło. Dlatego nie jestem zaskoczony jego obecnością w tym doborowym towarzystwie. To przecież on jest głównym architektem naszego sukcesu w rundzie jesiennej, mówiąc kolokwialnie – „odpalił”. Nieprzyjemny dla obrońców przeciwnika, doskonale gra głową, aktywny w grze obronnej całej drużyny. Wyróżnienie dwóch naszych zawodników to docenienie nas jako zespołu i budujące na przyszłość. Jeżeli w tym składzie będziemy grali wiosną, to możemy w pierwszej lidze jeszcze „namieszać”.

Skoro już poruszył pan temat natury personalnej… Ja nie przyjmę zakładu, że za niespełna dwa miesiące GKS 1962 Jastrzębie będzie miał do dyspozycji tych samych piłkarzy, którzy grali w tym zespole jesienią. A pan? Nie obawia się pan, że w rundzie wiosennej zabraknie kogoś, z kim pan grał jesienią? Na przykład wspomnianych już wcześniej Farida Alego i Jakuba Wróbla, albo jakiegoś innego zawodnika?

Bartosz Jaroszek: – Jestem przekonany, że na pewno w przyszłym roku nie spotkamy się w tym samym składzie. Dojdzie do głośnego transferu, jeden z moich kolegów odejdzie do lepszej drużyny pierwszoligowej, a może nawet do ekstraklasy. Zresztą może nie skończyć się tylko na jednym nazwisku, bo kilku chłopakom kończą się kontrakty w czerwcu przyszłego roku, a chętnych na nich nie brakuje. Jeżeli więc klub zechce cokolwiek na nich zarobić, to musi ich sprzedać zimą. Nazwisk nie muszę podawać, bo zainteresowani wiedzą, o kogo chodzi. Pocieszające jest to, że nie stracimy Łukasza Norkowskiego, bo on jest wypożyczony z Lecha Poznań. Ale dla kilku piłkarzy koszulka GKS-u Jastrzębie może wkrótce być za ciasna.