Bartosz Nowak: Raków boli Legię, jak i wiele innych zespołów

Rozmowa z pomocnikiem Rakowa Częstochowa, Bartoszem Nowakiem po przegranym finale Pucharu Polski z Legią Warszawa.


Czerwona kartka nie zepsuła wam planu na mecz?

Bartosz NOWAK: – Nie, po prostu mieliśmy szybko zmienić nasz plan na to spotkanie. Myślę, że w kilku aspektach powinna nam ona pomóc i ułatwić wiele elementów gry, a nawet to zrobiła. Kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Stworzyliśmy sobie okazje strzeleckie. Albo dobrze bronił Kacper Tobiasz lub też sami nie potrafiliśmy z nich skorzystać. Karne są zawsze loterią i nie ma się na nie wpływu. Wszyscy dobrze je egzekwowali. Szkoda, że się nie udało.

Jak z pana perspektywy wyglądało zachowanie Legii na boisku i jak je pan ocenia?

Bartosz NOWAK: – Nie chcę tego komentować. Trzeba umieć zachować się po zwycięstwie i po porażce. W mojej opinii tego zabrakło niektórym zawodnikom Legii. To, co wydarzyło się później, pokazało, jak bardzo zależało im na tym, by utrzeć nam nosa. Ja bym się tak nie zachował, ale w takich sytuacjach każdy musi spojrzeć w lustro. On firmuje to swoim nazwiskiem.



Czy pamięta pan sytuację w przeszłości, gdy był tak „zagotowany”, jak dzisiaj, gdy podbiegł pan do jednego z rywali po meczu? Kto to był?

Bartosz NOWAK: – Nie powiedziałbym, że byłem „zagotowany”. Chodziło o „Mladena” między innymi. To nie jest jeden zawodnik, ale też nie jest tak, że wszyscy się tak zachowywali. Nigdy tak nie jest. Nie będę w tym momencie wskazywał jednego gracza palcem. W każdym buzują emocje. Dla nich, jak i dla nas strzelenie zwycięskiego gola było bardzo ważne. Trzeba jednak wiedzieć, jak zachować się po zwycięstwie, jak i po porażce.

To będzie mecz, który będzie was gryzł bardziej sportowo, czy przez otoczkę?

Bartosz NOWAK: – Otoczka była fajna. Pokazywała, jak ważne było to dla wszystkich spotkanie – jak bardzo chcieliśmy wygrać my, jak bardzo pragnęli tego oni. Jak bardzo Raków boli z tyłu Legię, jak i wiele innych zespołów. To dla nas coś fajnego. Pokazuje, że być może nie każdy jeszcze nas docenia, jednak robimy swoje. Myśl, że na boisku była fajna atmosfera.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus