Będą leciały iskry

Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw i zakończy najpóźniej – gdyby doszło do meczu numer siedem – 8 czerwca. Przewagę własnego parkietu ma Anwil, który dwa pierwsze mecze oraz ewentualnie piąty i ostatni zagra w roli gospodarza.

Bez faworyta
W finałowej rywalizacji trudno wskazać faworyta. W rundzie zasadniczej dwukrotnie wygrał Anwil, w listopadzie we Włocławku 78:76 i w marcu w Ostrowie 83:76, ale ostatnio ostrowianie prezentują wyborną formę. Sezon regularny zakończyli z kapitalnym bilansem 15 zwycięstw i 1 porażki, a ćwierćfinał i półfinał przebrnęli tylko z jedną przegraną, odprawiając z kwitkiem kolejno King Szczecin i Polski Cukier Toruń. Anwil tymczasem po planowym pokonaniu PGE Turów Zgorzelec (3-0), stoczy pasjonującą i niezwykle wyczerpującą walkę ze Stelmetem Eneą BC Zielona Góra. O jego awansie do finału zdecydował dopiero piąty mecz. Decydująca o jego losach była czwarta kwarta, którą włocławianie wygrali aż 38:18. – Graliśmy w obronie na całym boisku, przechwyciliśmy jedną, drugą piłkę. Wyrwaliśmy kilka punktów, byliśmy na fali, a rywale nie mieli pomysłu i poszybowali w dół. To niesamowita sprawa w taki sposób awansować do finału – cieszył się po pokonaniu Stelmetu Paweł Leończyk, podkoszowy włocławskiej ekipy.

To jeszcze nie koniec
Anwil doświadczenie gry w finale ma. Już 9 razy występował w nim, ale wygrał tylko raz. Mistrzem Polski został w 2003 roku. W „złotym” składzie był wówczas… obecny szkoleniowiec Anwilu Chorwat Igor Milicić, zaś trenerem Andrej Urlep, który prowadził Stelmet. Tak więc uczeń pokonał mistrza. Dla ostrowian natomiast będzie to pierwszy finał w historii. – Jeszcze się nie cieszymy, bo nie osiągnęliśmy tego celu, który sobie wyznaczyliśmy. Chcemy mistrzostwa – podkreślił Emil Rajković, szkoleniowiec BM Slam Stali. – macedoński szkoleniowiec. – To jeszcze nie koniec. Gramy bardzo mądrą koszykówkę na wysokim poziomie. To robi wrażenie. W finale będziemy gryźć parkiet – zadeklarował z kolei Łukasz Majewski, kapitan zespołu.
We Włocławku także szykują się na trudny bój. – Nie da się cały czas grać tak, jak w ostatnich pięciu minutach spotkania ze Stelmetem. Wówczas wszystko zadziałało. Tak na pewno nie będzie. Musimy zejść na ziemię. W finale czeka nas piekielnie trudne zadanie – przyznał bez złudzeń Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu.

Zabójczy duet
Dla Stali kluczowe będzie zatrzymanie Ivana Almeidy i Quintona Hosleya. Duet ten jest motorem napędowym Anwilu. Almeida może być niewidoczny przez większość spotkania, ale gdy rozstrzygają się losy rywalizacji, gra jak natchniony. Seryjnie potrafi zdobywać punkty. Hosley z kolei jak na warunki naszej ligi, to gracz z „innej planety”. Pokazał to w starciu ze Stelmetem. Przechwytywał piłkę, wymuszał błędy, zbierał i punktował. Po prostu był niezastąpiony.
Atutem Stali jest natomiast szeroka kadra. Obojętnie kto wchodzi na parkiet, poziom gry i intensywność są utrzymane. A to mogą być kluczowe elementy. Anwil bowiem na pewno jest wyczerpany po półfinale. Czy wytrzyma tempo narzucone przez ostrowian?

Brąz pocieszenia
Przegrani z półfinałów Stelmet Enea BC Zielona Góra i Polski Cukier Toruń zagrają o brąz dwa spotkania (27 maja i 29 maja). Liczy się lepszy bilans zwycięstw, a w przypadku remisu – różnica małych punktów. W sezonie zasadniczym Stelmet pokonał u siebie Polski Cukier 100:76, a w Toruniu lepsza była ekipa trenera Dejana Mihevca 83:74.