U nas mieć kałasznikowa w domu – to jak u was chleb

Maciej GRYGIERCZYK: W czasie sezonu sporo czasu spędzasz na trasie Europa – Azja. To uciążliwe?

Edgar BERNHARDT: – Zależy, skąd i gdzie się leci. Gdy do Kirgistanu – to nie jest to skomplikowane. Z Krakowa – 45 minut do Warszawy, a stamtąd albo do Stambułu, albo do Moskwy. 4-5 godzin – i jestem w Moskwie. Potem jeszcze kolejne 4-5 godzin do Kirgistanu. Tam jest oczywiście inny czas, pięć godzin do przodu w porównaniu z Polską. Każdy, kto kiedyś trochę latał, rozumie, jak się wtedy czujesz. Gdy graliśmy w Australii, to w samolocie spędziłem dobę.

Można się przyzwyczaić?

Edgar BERNHARDT: – To moja praca! Nie ma wyboru, reprezentujesz swoje państwo. Można by powiedzieć: „OK, nie chce mi się grać dla kadry”, ale czemu inni tak nie mówią? Co ma powiedzieć taki Kagawa, który gdy leci na zgrupowanie reprezentacji Japonii, to zajmuje mu to minimum 12 godzin, a w dodatku po wylądowaniu ma jeszcze 9 godzin różnicy?

Podróże odbijają się na twojej formie?

Edgar BERNHARDT: – W Tychach jestem praktycznie cały czas, więc tutaj nie mam problemu. Problem robi się tam – bo jest za krótki czas, by się w pełni przestawić. Gdy mamy mecz wyjazdowy, to przez różnicę czasu mogę stracić nawet dwa dni. Lepsze są powroty. Dajmy na to, że 21 dnia miesiąca wylatuję z Kirgistanu. No to 21 będę w domu. A gdy 21 wylecę do Kirgistanu, to na miejscu mogę być dopiero 22, choć praktycznie nie jestem w drodze tak długo. Niestety, tak to wygląda. Szkoda, że nie gramy przeciw europejskim drużynom. Kiedyś chcieliśmy zagrać z Polską, ale nie wyszło. W ostatnich czterech latach dużo się zmieniło. Przede wszystkim – podejście. Wszystko jest bardziej profesjonalne. Wcześniej kadra nie miała nawet trenera. Teraz jest – i to z wysokiej półki, który pracował w Krasnodarze, rywalizował w ekstraklasie rosyjskiej i Lidze Europy (Aleksandr Kriestinin – dop. red.).

Jak to „kadra nie miała trenera”?!

Edgar BERNHARDT: – Nie było mnie wtedy w kadrze, więc dokładnie nie powiem, ale nie było nawet przedmeczowych zgrupowań. Teraz w Kirgistanie jest prezydent, który powtarza, że sport musi się rozwijać. Wiele osób przyjeżdża do nas z Rosji, zaczyna się wydawać na to pieniądze. Profesjonalni trenerzy muszą zarabiać. Cztery lata temu byliśmy na 206. miejscu w rankingu FIFA, a teraz – jesteśmy koło 90. W Azji plasujemy się w okolicach dziesiątki, a masz przecież takie zespoły jak Korea, Japonia, Australia, Iran… Oni grali na mundialu. Do tego coraz lepsze są Chiny i Tajlandia, pamiętajmy o Arabii i ZEA. Nieźli zawodnicy, fajna kasa.

Jak funkcjonuje kadra Kirgistanu w porównaniu z GKS-em Tychy?

Edgar BERNHARDT: – Mówimy np. o przygotowaniu do meczu? Jest trochę inny poziom, bo… teraz praktycznie każda kadra pracuje tak samo. Biegamy z gps-ami na plecach. Nie można sobie na treningu powiedzieć, że „dziś nie dam maksa”, bo wszystko jest pod kontrolą. Mamy piłki, które pokazują, jak mocne dawałeś podania. Teraz wszystkie reprezentacje to mają, takie są nakazy FIFA. No bo jak tu dokładnie kontrolować zawodników, skoro selekcjoner widzi ich dwa razy na trzy miesiące? My mamy ten problem, że gdy pojawiają się kontuzje, to wraz z nimi – problemy. Jest podstawowa jedenastka, potem już ciężko…

Bernhardt na Pucharze Azji zmierzy się z zespołami prowadzonymi przez takie trenerskie sławy jak Paolo Bento, Sven Goran Eriksson czy Marcelo Lippi. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus

Nasza kadra olimpijska jest dobra, lecz o wszystkim decyduje trener. Widocznie uznaje, że ci młodsi zawodnicy nie są jeszcze na tyle gotowi, by prezentować poziom seniorskiej azjatyckiej piłki. Trzech ważnych zawodników nie pojedzie na Puchar Azji, to dla nas duży kłopot. A jest jeszcze grupa takich, których skasował trener, bo źle się zachowali. Otrzymali powołanie, powiedzieli, że nie mogą przylecieć, po czym zagrali w klubie. Trener takich kasuje. No, ale gdybyśmy byli taką śmieszną reprezentacją, to nie grałaby z nami Japonia, a sama dzwoniła z propozycją. Zasłużyliśmy na to. Wygrywaliśmy z niezłymi przeciwnikami, jak choćby Syria, która walczyła z Australią o mundial. U bukmacherów kurs na nas był 18:1, a byliśmy lepsi w każdej statystyce prócz posiadania piłki. Syria chciała nawet ściągnąć po tym meczu naszego trenera do siebie, oferowali mu masakryczne pieniądze.

I co, nie chciał?

Edgar BERNHARDT: – Przed nami Puchar Azji! Nawet jeśli by chciał, to obowiązuje go kontrakt. Gdybyśmy polecieli na turniej do ZEA jako turyści, to byłaby to porażka nas wszystkich. Zakwalifikowaliśmy się na ten turniej pierwszy raz od 30 lat. Popatrz na nasze wyniki. Widać, że niewiele meczów przegrywamy.

W 2018 roku ponieśliście trzy porażki. To przekłada się na popularność piłki w Kirgistanie?

Edgar BERNHARDT: – Na nasze mecze przychodzi po 20-25 tysięcy. Z Australią graliśmy przy 35 tysiącach. Nie mamy może jakiegoś gigantycznego stadionu, ale jest fajnie. Dobra atmosfera. Niektórzy kibice to świry. Ale odpowiadając na pytanie – mamy sześć milionów mieszkańców. I z tych sześciu milionów ze cztery nie wiedzą nawet, co to jest piłka nożna.

W ogóle?

Edgar BERNHARDT: – Na razie to wszystko się rozwija. To początek.

Jaki sport jest ważniejszy?

Edgar BERNHARDT: – Numer 1? Gwarantuję, że nie będziesz wiedział, co to jest. To taki sport nomadzki. Mieliśmy niedawno olimpiadę nomadów. Nawet USA było! Nasz sport narodowy rozgrywa się na koniach. Kok-Boru. To jak wojna.

Czytam definicję: „W grze biorą udział dwie drużyny jeźdźców na koniach, nie ma z góry określonej liczby zawodników mogących brać udział w rozgrywkach. Zadaniem zawodników każdej z drużyn jest poderwanie podczas jazdy z wyznaczonego na środku boiska kręgu leżących na ziemi zwłok kozła z obciętą głową, przewiezienie ich dookoła boiska i zrzucenie do bramki”.

Edgar BERNHARDT: – Ludzie giną, konie giną… No bo gdy spadniesz z konia przy takiej prędkości, to co ty myślisz? Na to chodzi po 60-80 tysięcy ludzi. Zawodnicy zarabiają chore pieniądze. Taki mamy kraj. U nas się nikt nie pierd… W państwie co kilka lat jest rewolucja, zmienia się prezydent, wszyscy wychodzą na drogi. U nas mieć kałasznikowa w domu, to tak jak u was chleb.

Lubisz kok-boru?

Edgar BERNHARDT: – Ani razu nie byłem na meczu. Mieszkałem w Kirgistanie tylko do piątego roku życia. Urodziłem się, ale szybko rodzice wyjechali do Niemiec. Stadion znajduje się przy jeziorze Issyk-kul, daleko w górach, na wysokości jakichś 1500 metrów. Pięknie tam jest. W tym właśnie miejscu była ta olimpiada. W Kirgistanie – już któryś raz. Najlepsze drużyny w kok-boru to Kirgistan i Kazachstan. Zawsze grają finał. Mamy w kraju trochę dzikich koni, silnych. Wykorzystuje się je. Drugi narodowy sport to zapasy. Na igrzyskach walczymy o medale. Rosja, Kirgistan, Kazachstan, USA – to elita.

Kok-boru to na tyle ważny element waszej kultury, że jest tematem rozmów podczas – dajmy na to – zgrupowania piłkarskiej kadry Kirgistanu?

Edgar BERNHARDT: – Niespecjalnie. Kok-boru to ludzie gór. Tam pracują, tam – nierzadko w ciężkich warunkach – mieszkają. W stolicy, Biszkeku, więcej jest pasjonatów zapasów. Od razu to widać, ilu jest takich „kafarów”. Każdy patrzy na swój sport. U nas w kadrze żyje się z piłki, więc interesujemy się nią. Ci zawodnicy, którzy grali pięć lat temu, teraz są już trenerami. Prawie wszyscy moi koledzy z kadry robią licencje trenerskie. Chodzi o to, by promować piłkę. Albo ona, albo zapasy – to sport nr 1 w szkołach. Jest też boks. Taka trójka. Każdy może coś wybrać, ale wiadomo, że wielu woli dyscyplinę drużynową, a nie indywidualną. Gdy przylatuję do Kirgistanu, praktycznie zawsze widzę jakieś nowe boiska, w nowych miejscach. Sporo tego powstaje. Ale każdy chce zarobić. Nie wejdziesz za darmo, musisz wynająć. To problem, bo wielu ludzi nie stać.

Rodaków mocno dotyka bieda?

Edgar BERNHARDT: – Gdyby porównywać do naszego poziomu – to można by powiedzieć, że nie mają pieniędzy. Patrząc z perspektywy Kirgistanu, Polska jest w ch… bogata. To tak, jakby zestawiać ze sobą Rumunię i Anglię.

Wielu zawodników powoływanych do reprezentacji gra na co dzień w klubach z Kirgistanu?

Edgar BERNHARDT: – Pół na pół. Ktoś gra w rosyjskiej ekstraklasie, ktoś na jej zapleczu, ktoś w Turcji., w Malezji, Serbii, Kazachstanie… O, Kazachstan. Tam nie ma złej ligi. Nie chodzi tylko o kasę. Te drużyny grają w Lidze Europy. Nawet tak kiedyś gadaliśmy z Konradem Jałochą, to wspominał, jak Legia dostała w Kazachstanie po d… Mamy bramkarza, który grał w Uzbekistanie. Na nasz poziom to jedna z najlepszych lig, grają w azjatyckiej Champions League. Ludzie nie byli, nie widzieli, to nie uwierzą i nie docenią. Kiedyś lecieliśmy do Indii. Byłem pewien, że ich rozbijemy, a potem zobaczyłem, że każdy jest o głowę wyższy, silniejszy, a w indyjskiej lidze niektórzy zarabiają miliony.

Edgar Bernhardt w Tychach nie boi się trudnych rozmów z kibicami, a w reprezentacji nois kapitańską opaskę. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus

A w lidze kirgiskiej jak się zarabia?

Edgar BERNHARDT: – Najpierw powiedzmy, że wiele nie potrzeba. U nas jak zarabiasz 500 dolarów na miesiąc, to żyjesz dobrze. Gdy więc piłkarz zarobi 1500 – to żyje bardzo dobrze. Wszystko zależy od punktu widzenia. Gdybym w Niemczech miał żyć za to, co zarobię w Polsce, to miałbym przerąbane.

Nie no, bez przesady.

Edgar BERNHARDT: – No jak nie? Córce płacę za szkołę, płacę za to, że rozstałem się z kobietą… To są na polskie chore pieniądze. Ale to normalne, że gdy ktoś usłyszy o kimś „piłkarz”, to myśli: „O k…! Bogaty!”.

Duża jest różnica między zawodnikami z ligi kirgiskiej a tymi występującymi poza krajem?

Edgar BERNHARDT: – Zwłaszcza taktyczna. Technika? Wielu z ligowców dawniej grało w futsal. Nasz kraj jest w tej dyscyplinie w czołowej siódemce Azji, niedawno pokonaliśmy Japonię. Kiedyś duże były też różnice w przygotowaniu fizycznym, ale dziś największy problem jest taktyczny. Trenerzy pracujący w Kirgistanie, którzy nigdzie nie wyjeżdżali, nie mają jakiegoś świetnego taktycznego poziomu. Zawsze graliśmy 4-3-3. Teraz jest inaczej, bronimy w piątkę. Jasne, że wolałbym bardziej grać w piłkę, ale nie jest tak prosto. Aspekty piłkarskie to jedno. Gdy polecisz do Malezji, gdzie jest 35 stopni i wilgotność na poziomie 96-97 procent, to tak jakbyś wchodził do sauny. Problem kwadrans wysiedzieć, a co dopiero biegać. W głowie się kręci, a grać trzeba.

Gdzie pod względem warunków grało ci się najtrudniej?

Edgar BERNHARDT: – Wiadomo, że wiele zależy od miesiąca. Brunei, Myanmar – masakra! Indie – to samo. U nas jest dobrze. W Dubaju na turnieju nie będzie gorąco, ale spora jest wilgotność.

W Dubaju ile razy wcześniej byłeś?

Edgar BERNHARDT: – Z dziesięć. Ale nie na wakacjach, a zgrupowaniach! Gdy gramy przeciw arabskim drużynom, to tam się przygotowujemy. Bo ciężkie warunki są! Kiedyś zaliczyliśmy w Dubaju sparing, a potem lecieliśmy do Jordanii na mecz. I tam to było eldorado. Sucho, 24 stopnie. A w Dubaju wieczorem było 38 stopni i 90-procentowa wilgotność.

Same miasta, które przychodzi ci odwiedzać, robią wrażenie?

Edgar BERNHARDT: – A ja na to nie zwracam uwagi. Byłem w USA. Gdy grałem w 2. Bundeslidze, mieliśmy przedsezonowe zgrupowanie w Kalifornii. I nawet zdjęcia sobie żadnego nie zrobiłem!

Czyli wrażenia nie ma.

Edgar BERNHARDT: – Jestem trochę zmęczony tymi podróżami, ale kocham grać w piłkę, za Tychy, za swój kraj. To moja praca, lecz nie widzę już za mocno tego, co dookoła. Bywałem w takich państwach jak Bangladesz. Kraj dwa razy mniejszy od Polski, a ma cztery razy więcej ludzi. Bieda taka, że szkoda gadać. Nie chciano nas tam wypuścić na ulicę, a my z kolei chcieliśmy zobaczyć, jak to wygląda. Chodziliśmy razem z uzbrojoną policją. Uczulano nas, żeby do nikogo nie podchodzić. Mała dziewczynka chodziła i prosiła o jedzenie. Miałem przy sobie 20 dolarów, to jej dałem. A tam to są chore pieniądze, skoro ludzie zarabiają miesięcznie po 3 dolary. Już kilkadziesiąt metrów dalej obili ją i te 20 dolarów zabrali. Nikt nie reagował. Szok. Zatem – wiele zależy od punktu widzenia. Jestem zdrowy i się z tego cieszę. Widywałem ludzi, którzy chodzą jak psy, bo inaczej już nie potrafią. W Indiach też było sporo przykrych obrazków, choć wiadomo, że organizuje się tam wycieczki i można pięknie spędzić urlop. Ale ze świadomością, że nie zawsze jest tak złoto, jak pokazują.

„Nie wszystko złoto, co się świeci”.

Edgar BERNHARDT: – A ja mam swoje przysłowie: „wszędzie jest jakieś getto”.

Pamiętasz jakieś z czasów dzieciństwa w Kirgistanie?

Edgar BERNHARDT: – Ja to niewiele mam z tego okresu wspomnień. Najmocniejsze jest jedno: zima! Urodziłem się w Biszkeku, stolicy, mieszkaliśmy na przedmieściach, w domu od dziadka. Była taka zima, że drzwi się nie dało otworzyć, tak było wszystko zasypane. Chciałem wyskoczyć przez okno, starsza o rok siostra mi pomogła. Gdy wpadłem w ten śnieg, to nie umiałem się wydostać!

Masz tam jeszcze rodzinę?

Edgar BERNHARDT: – Ciotkę. Od strony taty. Reszta poumierała. Różne wypadki się zdarzają. Babcia zmarła w 2016 roku, miała ponad 90 lat. Dziadek – znacznie wcześniej. Ciotkę staram się odwiedzić zawsze, gdy tylko jestem w Biszkeku. Przywożę jakieś pieniądze, przekazuję coś od taty, jeśli mnie poprosi. Ona do nas do Niemiec przyjechała chyba tylko raz z 15 lat temu.

„Różne wypadki się zdarzają”. To znaczy?

Edgar BERNHARDT: – Jak weźmiesz kredyt i nie zapłacisz, to różne rzeczy się dzieją. Tam jest trochę inne podejście do życia. Nikt nie powie niewłaściwie o twojej mamie, bo to się zawsze źle skończy. Jak zadrzesz z gościem, który ma wysoko postawionego tatę czy wujka, to możesz nie przeżyć. Jesteśmy muzułmańskim państwem, ale… Muzułmanin a Muzułmanin – to duża różnica. Arabowie są inni. My mamy wielu Tatarów. Niebezpieczni ludzie. Można z nimi pogadać, ale nigdy nie denerwować. Nie powiedzieć czegoś niestosownego. Trzeba myśleć, pilnować się. Gdy jesteś obcy, to zaproszą cię do domu, napoją, postawią jedzenie. Będziesz czuł się jak członek rodziny, ale musisz trzymać poziom. Jeśli ktoś szuka problemów, to bardzo łatwo je znajdzie.

Wyobrażasz sobie, byś mógł wrócić do Kirgistanu na stałe?

Edgar BERNHARDT: – Kraj mi się podoba. Dużo natury, jeziora, góry… Sam dla siebie mógłbym zamieszkać, ale mając córkę – wolałbym nie. Może na starość… Zobaczymy.

Jak jesteś odbierany w Kirgistanie, skoro od dawna tam nie mieszkasz?

Edgar BERNHARDT: – Oni rozumieją moją mentalność. Mój tata pochodzi z Syberii. Wyjechał wcześnie do Kirgistanu, ale wychował mnie tak, jak wychowywano jego. Gdy przyszedłem do domu z kolczykiem, to dostałem tak po głowie, że na bardzo długo go odłożyłem. Dopiero mając 18 lat mogłem robić, co chcę. Gdy teraz tata patrzy na moje „dziary”, to tylko kręci głową, że takich rzeczy nie rozumie. A ja to lubię.

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Wielu Kirgizów ma tatuaże?

Edgar BERNHARDT: – W kadrze może ze czterech. I patrzy się na nas jak na „innych”.

Język znasz?

Edgar BERNHARDT: – Kirgiski? Ciężko. Mogę przeklinać, ale nie ma szału (śmiech).

Lepiej niż polski?

Edgar BERNHARDT: – Co ty. Mam prababcię z Polski. Mój tata miał w sobie polską krew. Czasy wojny, prababcia uciekała do Rosji. Wiadomo, jak to było. Ja mam tak pomieszaną krew, że długo by gadać. Na kadrze rozmawiamy po rosyjsku. Drugi język to kirgiski. Ludzie z gór gadają po rosyjsku kiepsko. Ale z kirgiskim jest trochę tak jak z gwarą śląską. To taki dialekt. Niektóre słowa – jak, nie wiem, lodówka – mają tylko rosyjskie odpowiedniki.

Gdy grałeś w 2. czy 3. Bundeslidze, kluby robiły ci problemy z wylotami na zgrupowania kadry?

Edgar BERNHARDT: – W SV Roedinghausen proponowano mi przedłużenie kontraktu. Prezes powiedział, że chce, abym został, ale na kadrę nie będzie mi pozwalał. Odparłem, że nie mogę tego podpisać, bo przed nami kwalifikacje do Pucharu Azji. W międzyczasie odezwał się trener Zbigniew Smółka ze Stali Mielec i wróciłem do Polski.

Zgarnęliście premię za awans na Puchar Azji?

Edgar BERNHARDT: – Gdybyśmy zrobili z GKS-em ekstraklasę – to byłoby coś zupełnie innego. Dla pieniędzy nie warto byłoby latać do Kirgistanu i ja tak tego nie traktuję. Może ludzie nie rozumieją, co to jest Puchar Azji. A to tak jak Euro, jak Copa America, jak Puchar Narodów Afryki. Duża rzecz!

W grupie macie Chiny, Koreę i Filipiny.

Edgar BERNHARDT: – Zobacz, kogo oni mają za selekcjonerów. Zobaczysz, a zwariujesz. To nie jest takie amatorstwo jak się wydaje.

Sven Goran Erikkson w Filipinach, Marcelo Lippi w Chinach, Paolo Bento w Korei.

Edgar BERNHARDT: – Ale nazwiska, co? Już wiesz, o co chodzi. To nie taka zabawa, jak wszyscy myślą. Oni zarabiają chore pieniądze. Filipiny mają ze 20 razy wyższy budżet niż nasza federacja. Ale jak z nimi przegramy, to będą w nas kamieniami rzucać (śmiech).

Zdarzyło się?

Edgar BERNHARDT: – Nie no, przesadzam.

W Tychach też nikt nie był zadowolony z minionej rundy.

Edgar BERNHARDT: – Ja kibiców GKS-u rozumiem. Ale wśród nich pewnie nie brakuje chłopaków, którzy walczą w klatkach. Czasem dostaną po głowie. Czy kumple, którzy przyjechali im kibicować, też krzykną mu „ty trupie!”? To jest sport. Milion czynników składa się na różne sukcesy. Brakowało nam niewiele, żeby odpalić. Jest wynik – są pieniądze. Niech nikt nie myśli, że ktoś tu w GKS-ie zarabia chore kwoty. Tak nie jest. Ludzie myślą, że jak spadniesz, to będziesz miał to gdzieś i co najwyżej zmienisz klub. Ale kto cię wtedy zechce? Co się stało z zawodnikami, którzy latem musieli od nas odejść? Trafili do drugiej ligi!

No dobra, to tak na sam koniec: chciałbyś doczekać meczu Kirgistan – Polska?

Edgar BERNHARTD: – Bardzo! Tak samo, jak Tychów w europejskich pucharach.

 

Edgar BERNHARDT

Fot. Press Focus

urodzony: 30.03.1986
pozycja: pomocnik
klub: GKS Tychy
kraje, w których występował: Niemcy, Holandia, Finlandia, Tajlandia, Oman, Polska (Cracovia, Widzew, Stal Mielec, GKS Tychy)
w kadrze Kirgistanu: 25 meczów/1 gol Azji

 

Najpierw Chiny

Kirgistan w ostatniej fazie eliminacji Pucharu Azji uporał się z Makau, Myanmarem i Indiami. Wygrał grupę z dorobkiem 13 punktów w 6 meczach. Na turnieju finałowym w ZEA zmierzy się w grupie z Chinami (7.01), Koreą Południową (11.01) i Filipinami (16.01). Podczas grudniowych przygotowań Edgar Bernhardt i spółka pokonali Palestynę (2:1) i Jordanię (1:0), a także ulegli Katarowi (0:1). W listopadzie nie sprostali na wyjeździe Japonii (0:4).