Bez rozgrzewki. Bagaż Miśków i Miśkopodobnych

Pisanie kolejnego odcinka serialu związanego z (domniemanym) upadkiem Wisły Kraków uznacie zapewne za pójście na łatwiznę. Rzeczywiście, temat samograj. Nic lepszego mediom wszelakim w takim okresie, jak styczeń – w Polsce teoretycznie jałowym w odniesieniu do piłki – zdarzyć się nie mogło. Wybaczcie więc, że i ja swoje trzy grosze dołożę, bo to nie – za przeproszeniem – Groclin, Amica, Sokół czy inne efemerydy polskiego futbolu, ale Wisła właśnie. Wisła rozumiana jako wielka historia, tradycja, nieprzebrane emocje nieprzebranych ludzkich tłumów zmierzających przez dziesiątki lat na ul. Reymonta. I jeszcze Wisła przeliczalna na pieniądze – jako niebagatelna wartość marketingowa i wartość dodana rozgrywek o mistrzostwo Polski. Mimo wszystkich skaz, jakie na marce „Białej gwiazdy” się pojawiały i kłopotliwych tego konsekwencji.

Co to za skazy? Te same co gdzie indziej, w innych klubach, może tylko w Krakowie pojawiające się z większym natężeniem, w sposób mało sympatyczny, odrażający wręcz i szczególny – kibolstwo. To zresztą określenie mało precyzyjne, choć w swoim uogólnieniu chwytliwe. Bo może w jakiejś części tworzy je po prostu ktoś, kto uwielbia zwykłą drakę, zlać komuś mordę, a i samemu w nią dostać. Co do zasady jednak, w organizacji, strukturze, celach i sposobach działania mamy do czynienia ze zorganizowanymi grupami przestępczymi. Dla nich piłka nożna to przykrywka i przestrzeń do prowadzenia pozaprawnej działalności. W niej zapewne na pierwszym miejscu są narkotyki, papierosy i alkohol bez akcyzy, haracze, wymuszenia…

Być może zarobione w ten sposób miliony pomagają tym grupom założyć już biznesy o legalnym charakterze.  A ponieważ najbliżej im do klubów sportowych, to i legalizują się w działalności na ich rzecz. Czyż nie jest standardem, że powierza się im catering, ochronę, sprzątanie, produkcję, sprzedaż pamiątek związanych z klubem i cokolwiek nam jeszcze wyobraźnia podpowie? No i bardzo poważne funkcje w strukturach klubowych? W ten też sposób daje się im daleko idącą swobodę w poruszaniu się w (szeroko rozumianej) przestrzeni klubowej i niejako powierza wizerunek klubu. Z wszelkimi tego konsekwencjami, również natury regulaminowej, prawnej, obyczajowej.

Piłka nożna oczywiście się broni – dlatego że z samej swej istoty jest fascynująca. Ale łatwo też dostrzec, że coraz bardziej obrasta niezwykle trudnymi do wyplenienia chwastami, które rzutują na jej powszechne postrzeganie. Wisła Kraków – choć nie tylko ona – jest właśnie tym przypadkiem, który wskazuje, jakie w istocie są cele chwastów i jak łatwo mogą dokonać dzieła zniszczenia. A chodzi im wyłącznie o to, by na okoliczność piłki nożnej i emocji tysięcy ludzi obłowić się, nażreć.

Po wycofaniu się z finansowania Wisły przez Bogusława Cupiała w normalnych okolicznościach pewnie byłoby doszło do aktu kupna-sprzedaży klubu z podmiotem co najmniej równie godnym zaufania i oczywiście zasobnym w gotówkę. Problem w tym, że nikt poważny w ten wiślacki biznes nie chciał wejść – albo mu to wybijano z głowy – właśnie ze względu na niejasne powiązania i rozmaite zależności w klubie. Innymi słowy, ostrzegano przed wejściem, bo oznaczałoby to konieczność układania się ze światkiem przestępczym.

Dzisiaj słychać o rozmaitych inicjatywach różnych ludzi, którzy chcą podać Wiśle pomocną dłoń. Być może, na swój sposób sytuacja, w której musi (powinno) dojść do radykalnego oczyszczenia w układach właścicielskich w klubie, im sprzyja, bo biznesowy start nastąpi z innego miejsca, może nawet punktu zerowego, bez bagażu Miśków i Miśkopodobnych. Ale czy nastąpi to na pewno? Czy Miśki i Miśkopodobni w jakiejś perspektywie nie podniosą głów i nie zaczną znów domagać się „swoich praw”?

Wisła stanowi najbardziej spektakularny dowód na to, jak kończą się jakiekolwiek układy ze światem kibolskim. A w sumie – jak bardzo są kosztowne. Czy jednak stanowić będzie dla innych równie znaczące przed tymi układami ostrzeżenie i memento?