Bez rozgrzewki. Co nam zostanie z ery plusów?

Mamy kolejną awanturę wywołaną przez osieroconych piłkarzy. Tym razem tych z GKS-u Bełchatów, którzy ślą w Polskę monity, że dzieje się im krzywda, bo nie płacą im już od kilku miesięcy. Fakt, jak na klub I-ligowy, a kiedyś ekstraklasowy, standardy dość prowincjonalne, ale też precedensów w przeszłości było tyle, że można mówić o zdziwieniu raczej średnim. Bieda bowiem atakuje znienacka i nigdy nie da się przewidzieć w kogo, tak jak nieprzewidywalne są wyroki niebios, w Polsce zwłaszcza. Przekonywały się o tym nie takie legendy, jak GKS Bełchatów (z tą legendą to mała przesada, ale w końcu był kiedyś wicemistrzem Polski, za Oresta Lenczyka), by wspomnieć o Ruchu Chorzów czy Widzewie Łódź; z konsekwencjami ataków biedy kluby te borykają się zresztą do dzisiaj.

Przypadek Bełchatowa dziwi jednak o tyle, że przez lata było to uosobienie stabilności, który to stan zapewniała Polska Grupa Energetyczna, spółka Skarbu Państwa, potentat wśród (państwowych) bogaczy. Wydawać by się mogło, że nic tej stabilności nie jest w stanie zagrozić. A jednak…

Trzeba byłoby znaleźć się w strukturach kierowniczych PGE, by wiedzieć, co się właściwie stało, że źródełko dla piłkarzy z dnia na dzień wyschło. Kłopoty na rynku energetycznym? Mniejsze przychody? Złe perspektywy na najbliższą przyszłość? Może i tak – właśnie na dniach, w notowaniach giełdowych PGE zaryła w dno, podobnie jak kilka innych spółek Skarbu Państwa – ale przecież owo źródełko nie wyschło dla siatkarzy, więc ta bieda wygląda na taką… selektywną. No fakt, siatkarze zrobili dla promocji Bełchatowa dużo więcej niż piłkarze, seriami zdobywali mistrzostwo Polski, można też przyjąć, że mimo to byli (są) tańsi niż kopacze. Ale chodzi o sam sposób dzielenia kasy.

Zwolennicy spiskowej teorii dziejów – a może po prostu bardzo dobrze poinformowani – przekonują, że w ramach wewnętrznych rozstrzygnięć politycznych, zwanych eufemistycznie większą siłą przekonywania, zdecydowano, by rozdysponować pieniądze PGE bardziej sprawiedliwie. Czyli w części wywieźć je z Bełchatowa i zawieźć do Mielca, gdzie mieści się legendarna Stal, a ponadto gdzie ten i ów polityk bardzo dużo znaczy; nie mówiąc o tym, że ścianie wschodniej (południowo-wschodniej) też się coś ze sportowego życia należy. Pewnie to takie tam spiskowe gadanie, trudno przecież nie pamiętać, że i w Stali coś się jesienią ubiegłego roku posypało, a niektórzy piłkarzy skłonni byli zrywać kontrakty z winy klubu, bo ten nie płacił na czas. Generalnie rzecz ujmując, może po prostu PGE inne ma priorytety, co oczywiście może się wiązać z kłopotami ekonomicznymi w ich najczystszej postaci.

Pełne skarg pisma piłkarzy GKS-u Bełchatów nałożyły się na informacje, że gwałtownie dotacje na sport obcięła Ruda Śląska, władze miasta konkretnie, co ma spowodować m.in. wycofanie się z rozgrywek Uranii, a być może w dalszej kolejności Slavii i Wawelu. Skądinąd wiadomo, że nieustannie o przetrwanie walczy Grunwald. Nie wiemy, jaki jest w Rudzie Śląskiej pomysł na sport – nie ten wielki, lecz taki ciut większy, piąto- czy czwartoligowy, faktem jest, że w mieście tym żadnej liczącej się ligowej drużyny dawno nie było – pamięta ktoś o koszykówce czy piłce ręcznej? – i pewnie długo nie będzie.

Zapewne nie sposób możliwości miasta, relatywnie dużego, z ok. 135 tysiącami mieszkańców, z jego rozlicznymi zadaniami, jak również rozmaitymi ograniczeniami, porównywać z potężną spółką Skarbu Państwa. Ale nie sposób też nie odnotować tego, że niemal wszyscy z wolna wycofują się z utrzymywania „winogron” w postaci klubów sportowych. Być może trzeba to zrozumieć, bo przychody spadają, ale przecież z tego zwijania się w dłuższej perspektywie nic dobrego urodzić się nie może. Bo dzisiaj zwija się sport, jutro dotknie to kultury, a potem może służby zdrowia? Same więc minusy… Co nam zatem zostanie z dzisiejszej ery plusów? A właściwie – jakie społeczeństwo?