Bez rozgrzewki. Co się mieści w dwóch punktach?

Jeszcze kilkadziesiąt godzin i rozstrzygnie się, kto będzie mistrzem Polski w piłce nożnej. Wyobrażam sobie, jakie emocje gnają i krzyżują się na linii Gliwice – Warszawa (zahaczając po drodze o Poznań, bo to Lech będzie miał pewien wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie), z których najważniejsze mieszczą się w dwóch punktach przewagi Piasta nad Legią. Co tu dużo mówić: rozwiała nam się z lekka nuda towarzysząca seryjnemu ostatnio zdobywaniu tytułów przez Legię. Co zresztą chciał – i pewnie chce nadal – na różne sposoby zadekretować prezes stołecznego klubu, Dariusz Mioduski.

Skądinąd, siląc się na złośliwość, dekrety by się przydały. Wygląda na to, że przy polityce trenersko-transferowej prowadzonej przy Łazienkowskiej, znaczonej beztroską, niewiedzą i niekompetencją. Na końcu bezładną nerwowością, inaczej, niż za pomocą dekretów, tytułów może nie dać się zdobywać.

Jednak jeśli w stolicy umieją słuchać, może dadzą głos na przykład Jakubowi Czerwińskiemu i Tomaszowi Jodłowcowi, którzy będą w stanie coś powiedzieć, przekazać, wytłumaczyć… Ten pierwszy należy do grona byłych piłkarzy Legii, ten drugi do wciąż aktualnych, nawet w sporej części przez Legię opłacanych, ale mających status wypożyczonych. Obaj od dłuższego czasu grają dla Piasta. Obaj mają niebagatelne zasługi dla jego obecnej pozycji w lidze, obaj też powinni zostać za swoją postawę sowicie wynagrodzeni. Pierwszy z wymienionych należy do grona tych, od których Waldemar Fornalik rozpoczyna ustalanie składu, o drugim można rzec, że pełni rolę fantastycznego dublera (dżokera), niepozbawionego instynktu strzeleckiego. Czy w Legii się na nich nie poznano? Można domniemywać, że raczej uznano za nieperspektywicznych, czyli takich, którzy do jej gry niewiele są w stanie wnieść, ani tu i teraz, ani w przyszłości.

No to poszli do Piasta i lepiej nie mogli trafić, jeśli przyjąć, że pracujący tam Waldemar Fornalik jest – z jednej strony – powszechnie znanym i uznanym specjalistą od przywracania piłkarzy do… świata żywych, z drugiej – od takiego kształtowania młodzieży, że ta zdobywa sobie mocną pozycję w polskim świecie ligowym lub przynajmniej zyskuje ku temu potencjał. King z tej właśnie roboty zasłynął w Ruchu Chorzów. Któż zaprzeczy, że to za jego czasów owym nawrotem do żywych mogli się cieszyć na przykład Marek Zieńczuk, Arkadiusz Piech, Grzegorz Kuświk, Igor Lewczuk…

Bez rozgrzewki. Polski kac przed angielskim finałem

Przypadkiem niejako pośrednim jest Mariusz Stępiński, który na Cichej wylądował po nieudanych przygodach w Nantes i Wiśle Kraków, a teraz gra we Włoszech. A kogo z młodych Fornalik wciągnął na salony? Lista to niepełna, aczkolwiek też ciekawa: Maciej Jankowski, Martin Konczkowski, Filip Starzyński, Jarosław Niezgoda, Kamil Mazek, Łukasz Moneta… Wszyscy prędzej czy później Ruch opuścili, bo niektórzy byli „na wypożyczeniach”, ponadto ten niebieski okręt w pewnym momencie zaczął tonąć, a w sumie poszli tam, gdzie mieli (mieć) pewniej, stabilniej, bogato, bardziej perspektywicznie. Jednym się udało, innym nie… A dlaczego? Odpowiedzi musieliby udzielić sami piłkarze.

A teraz popatrzmy na Piasta. Ktoś całkiem niedawno powiedział, że jest to zespół stworzony w dużej części przez zawodników gdzie indziej niechcianych. Można zacząć od wspomnianych Czerwińskiego i Jodłowca. Do nich dorzućmy Marcina Pietrowskiego, oddanego bez żalu przez Lechię Gdańsk. Zanim trafił do Gliwic, po Europie miotał się Piotr Parzyszek. Duńczyk Mikkel Kirkeskov? Jeszcze kilkanaście miesięcy temu uchodził za transferową pomyłkę, dzisiaj ma status jednego z najlepszych lewych obrońców ligi.

Zresztą defensywa Piasta cieszy się z najmniejszej w ekstraklasie liczby utraconych bramek. Przyczynił się oczywiście do tego Słowak Frantiszek Plach, o którego wcześniej nikt się specjalnie nie zabijał, a dzisiaj jest w trójce najlepszych bramkarzy ligi. I dalej. Czystą przyjemnością jest obserwowanie gry Joela Valencii (a taki był jeździec bez głowy) i Patryka Dziczka, który bardzo szybko dojrzewa do tego, by zainteresował się nim Jerzy Brzęczek. „Rosną” stale Hiszpanie – Gerard Badia i Jorge Felix, o Angliku Tomie Hateleyu nie wspominając. A już najbardziej charakterystyczne jest to, że kto wchodzi z ławki, ten coś do gry zespołu wnosi.

Wszystko to można – ponownie – zamknąć w talentach Waldka Kinga, który na swoją chwałę i na swoją… zgubę, może sprawić, że na piłkarzy Piasta zarzucą sieci silniejsi i bogatsi. Jednak niech też (piłkarze) mają w pamięci losy tych, którzy uciekli spod tych Waldkowych skrzydeł – wielu już się nie odnalazło…

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ