Bez rozgrzewki. Co zależy od „obcych języków”?

Dzisiaj nietypowo, z tabelką – nie ma lepszego sposobu, by udowodnić tezy, które już inni dawno udowodnili, ale co zrozumienia w Polsce wciąż nie znajduje, z tradycyjnego zamiłowania do cudzoziemskości.


W zasadzie można byłoby tylko do tej tabeli się ograniczyć, nie silić na żadne słowo wstępne albo końcowe podsumowanie; jak mawiali mieszkańcy Lipiec (tych z Reymontowskich „Chłopów”): „po co mielić ozorem po próżnicy”. Tyle że raz po raz ktoś wywołuje temat, prowokując dyskusję, kto lepszy na posadzie trenera kadry narodowej: swój czy cudzoziemiec.

Ostatnio za obstawanie przy polskim trenerze oberwało się Antoniemu Piechniczkowi i Jerzemu Engelowi. Że tacy konserwatywni, wsteczni, zatrzymani w myśleniu o piłce w swoich latach, czyli gdzieś w okolicach epoki kredy (a więc i mojej młodości). Na tę ławę oskarżonych można byłoby jeszcze wsadzić Grzegorza Latę, który również obstaje przy krajowcu. Od kogo tym legendom polskiej piłki się dostało? Od paru ludzi. A to od Galla Anonima, który wie wszystko lepiej, i pewnie też będzie wiedział lepiej za ileś lat. Nawet jeśli się okaże, że mylił się raz po raz. A to od Ryszarda Komornickiego, który wygłasza pouczające sądy z perspektywy Szwajcarii… Żeby nie było: internetowa gawiedź biła im brawo, bo przecież zagrali na ich melodię.

To proste i przyjemne – tak przywalić. Ja jednak – dla odmiany – stanę w obronie wspomnianych panów, jakkolwiek bowiem spojrzeć fakty przemawiają za nimi. Pisałem już o tym zresztą kilka tygodni temu, ale powtórzę się. Mieliśmy w minionych kilkunastu latach dwóch trenerów z zagranicy: Leo Beenhakkera i Paulo Sousę. O tym drugim nie warto nawet wspomnieć, a dokonania pierwszego? Jego zasługą był pierwszy w historii awans biało-czerwonych do finałów mistrzostw Europy w 2008 roku. Pożegnaliśmy się z nimi szybko – po porażkach z Niemcami i Chorwacją oraz remisie z Austrią. Został zwolniony po kompletnie nieudanych eliminacjach mistrzostw świata 2010.

To rzeczywiście godny zapamiętania i zasługujący na pokorę dorobek? I to rzeczywiście bardzo obiektywny punkt odniesienia i argument za domaganiem się obsadzenia reprezentacyjnego stołka kolejnym cudzoziemcem? Temu właśnie przyklaskuje prezes PZPN, Cezary Kulesza, który ogłosił, że z krajowcami o objęciu kadry nie gada; i że już tylko czeka na zgodę od kontrahenta z zagranicy. Nie wiem, kto to, mogę się domyślać, ale cykl wydawniczy zobowiązuje mnie do zsyłania niniejszego wypracowania z dużym wyprzedzeniem; w każdym razie zanim oficjalnie nazwisko nowego szkoleniowca zostało ogłoszone.

Mówi się, że to drużyna tworzy trenera, kreuje jego wielkość, a w dalszej kolejności sławę. No ale trener bez dobrych, ambitnych, chętnych do pracy i świadomych swojej roli wykonawców daleko nie zajedzie. I oczywiście – drużyna bez dobrego trenera też skazana jest na porażki. Nie wyważajmy więc drzwi w przekonaniu, że tylko od skończonego szkoleniowego guru zależy sukces. Jest zbyt wiele zmiennych, które wpływają na wyniki. I niekoniecznie wielkie znaczenie ma gadanie w „obcych językach” – jak swego czasu powiedział pewien świeżo upieczony klasyk.

Wspomniana tabelka w pewnym sensie to ilustruje. Ciekawej lektury.

Kto trenował mistrzów świata, wicemistrzów, drużyny z trzecich miejsc?

  • 1970 – 1. Brazylia (Mario Zagalo), 2. Włochy (Ferruccio Valcareggi), 3. RFN (Helmut Schoen)
  • 1974 – 1. RFN (Helmut Schoen), 2. Holandia (Rinus Michels), 3. Polska (Kazimierz Górski)
  • 1978 – 1. Argentyna (Cezar Luis Menotti), 2. Holandia (Ernst Happel – Austria), 3. Brazylia (Cláudio Coutinho)
  • 1982 – 1. Włochy (Enzo Bearzot), 2. RFN (Jupp Derwall), 3. Polska (Antoni Piechniczek)
  • 1986 – 1. Argentyna (Carlos Bilardo), 2. RFN (Berti Vogts), 3. Francja (Michel Hidalgo)
  • 1990 – 1. RFN (Franz Beckenbauer), 2. Argentyna (Carlos Bilardo), 3. Włochy (Azeglio Vicini)
  • 1994 – 1. Brazylia (Carlos Parreira), 2. Włochy (Arrigo Sacchi), 3. Szwecja (Tommy Svensson)
  • 1998 – 1. Francja (Aime Jacquet), 2. Brazylia (Mario Zagallo), 3. Chorwacja (Miroslav Blażević)
  • 2002 – Brazylia (Luiz Felipe Scolari), Niemcy (Rudi Voeller), Turcja (Senol Gunes)
  • 2006 – 1. Włochy (Marcelo Lippi), 2. Francja, 3. Niemcy (Juergen Klinsmann)
  • 2010 – 1. Hiszpania (Vincente del Bosque), 2. Holandia (Bert van Marwijk), 3. Niemcy (Joachim Loew)
  • 2014 – 1. Niemcy (Joachim Loew), 2. Argentyna (Alejandro Sabella), 3. Holandia (Louis van Gaal)
  • 2018 – 1. Francuz (Didier Deschamps), 2. Chorwacja (Zlatko Dalić), 3. Belgia (Roberto Martinez, Hiszpania)
  • 2022 – 1. Argentyna (Lionel Scaloni), 2. Francja (Didier Deschamps), 3. Chorwacja (Zlatko Dalić)

Podsumowując: 14 mistrzostw, 42 trenerów, dwóch zagranicznych: Ernst Happel, Austriak, trener wicemistrza świata Holandii w 1978 roku i Roberto Martinez, Hiszpan, trener Belgii, trzeciej drużyny MŚ w 2018 roku.

Oczywiście było wielu różnych trenerów zagranicznych w innych reprezentacjach, które wyjście z grupy lub awans do 1/8 czy 1/4 finału traktowały jako sukces.


Fot. TimGroothuis/SIPA USA/PressFocus