Bez rozgrzewki. Fenomen zaklęty w Puszczy

Za pretekst do napisania niniejszego wypracowania niech posłuży zwycięstwo Puszczy Niepołomice nad Wisłą w Krakowie (3:2).


Ale może właściwszym określeniem byłby „świeży pretekst”, albowiem Puszcza – obiektywnie rzecz biorąc – od dłuższego już czasu zasługuje na to, by obdarzyć ją ciepłym słowem. A była – i jest – jakby omijana, jakby zapominana, jakby niemieszcząca się w medialnym mainstreamie. Gdy mowa o Niepołomicach, to ci wszyscy, którzy mieli jakikolwiek związek m.in. z historią i geografią, raczej kojarzą je z królewskim zamkiem z XIV wieku, a co niektórzy ze wspaniałymi… sylwestrami, jakie dane im było na tym zamku przeżyć, a nie z piłką nożną.

Pochylmy się zatem nad Puszczą, bo jest swoistym fenomenem, zresztą na wiele sposobów. Klub mieści się w niewielkim mieście – stan na 2020 rok to ponad 14 tysięcy mieszkańców. Nie jest oparty o żaden wielki, tudzież bogaty zakład przemysłowy, a głównie – jak powiadają – o… pasję burmistrza Romana Ptaka, który pełni tę funkcję od 2010 roku, a w 2023 roku dobiegnie końca jego trzecia kadencja na tym stanowisku.

Mimo tej przychylności Puszcza należy do najuboższych pod względem wysokości budżetu na zapleczu ekstraklasy. Wniosek z tego, że pewnie wyżej niż 1. liga nie podskoczy, ale sam fakt, że na tym poziomie rozgrywkowym jest w stanie przeciwstawić się klubom o pięknej historii i równie pięknym budżecie, o kibicowskim zapleczu nie wspominając, mówi dużo i skłania do refleksji.

Ta musi wiązać się z osobą Tomasza Tułacza, niegdyś solidnego gracza ligowego, dzisiaj trenera, od sześciu lat w Puszczy, z którą awansował do 1. ligi i niemal wbrew wszystkiemu jest w niej nadal. Oczywiście, różnie w tych wszystkich pierwszoligowych latach bywało. Na przykład w ubiegłym sezonie było ciężko, o utrzymaniu zadecydowała ostatnia kolejka. Tyle że specyfika pracy w Puszczy sprowadza się nie do bicia się o najwyższe cele (czyli o awans do ekstraklasy), lecz do takiego kształtowania drużyny, by wychodzili z niej w świat dobrze zapowiadający się piłkarze. Tylko po sezonie 2021/22 – tym przecież ciężkim – odeszło do ekstraklasy trzech: Szymon Kobusiński (do Zagłębia Lubin), Gabriel Kobylak (do Radomiaka), Kamil Kościelny (do Warty Poznań).

Wyobraźmy sobie, że po każdym sezonie z każdego klubu pierwszoligowego do ekstraklasy wędruje trzech zawodników. Albo tyluż z klubu drugoligowego do pierwszoligowego. I tak schodźmy coraz niżej. Naiwnie można sobie wyobrazić, że inaczej by ta polska piłka wyglądała, a drużyny ekstraklasy niekoniecznie musiałyby się składać z ośmiu czy dziewięciu graczy zagranicznych i rodzimej reszty, w tym – z musu – młodzieżowców. A warto dodać, że w poprzednich latach z Puszczy na większy świat wyfrunęli Dawid Abramowicz, Karol Niemczycki, Krzysztof Drzazga, Maciej Domański.

To musi skłaniać do refleksji nad zawodowymi losami Tomasza Tułacza. Jak się rzekło, pracuje on w Puszczy od sześciu lat, jego dorobek jest godny szacunku i podziwu, wydawałoby się więc, że naturalną koleją rzeczy powinien stać się kandydatem do pracy w którymś z klubów ekstraklasy. Pytanie, czy on sam tego nie chce, czy też „w wielkim futbolowym świecie” nie w takich kategoriach myśli się – jeśli w ogóle się myśli – o trenerze z niewielkiego (choć znanego) miasta. Patrząc na to, ile „trenerskich wynalazków” znajdowało w minionych latach zatrudnienie w polskich klubach, można dziwić się nieustannie, że przynajmniej nie spróbuje się skarbów znajdujących się na wyciągnięcie ręki.

No ale może trener Tułacz nie chce… Wejście na ekstraklasową karuzelę bez wątpienia okupione jest innym poziomem stresu, acz oczywiście nagrodzone inną pensją. Może się wiązać ze zmianą służbowych układów i zależności, w których rola trenera jest najsilniejsza; a niekoniecznie taki właśnie układ jest dla trenera akceptowalny. Pojawia się też wiele innych czynników wpływających na wynik, na które żadnego… wpływu nie ma trener. Słowem – brak poczucia stabilizacji może w tym odgrywać niebagatelną rolę.

Mimo wszystko warto, a nawet trzeba, śledzić dalsze losy trenera Tomasza Tułacza. To bowiem jedna z tych osób – nie z pierwszych stron gazet – która ma istotny wpływ na kształt, na jakość, a w sumie na przyszłość polskiej piłki.


Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus