Bez rozgrzewki. Grygierczyk: Lokomotiw spadł mu z nieba

A to koszulka w samolocie jakoby już dla niego przygotowana, a to zdjęcie z lekko zamazaną twarzą piłkarza, a to news o badaniach przeprowadzanych w specjalistycznym ośrodku. I wszystko to podlane najwyraźniej entuzjastycznym sosem, że oto pozyskuje się gracza na miarę marzeń, z wyższej europejskiej półki. Jakby nie baczyli na to, co i jak Grzegorz Krychowiak zagrał akurat w Rosji, w trakcie mundialu, o którym tam będą chcieli pamiętać jak najdłużej, a z lewej strony Bugu, jak najkrócej.

Czy to ruch dobry, zarówno dla piłkarza, jak i dla klubu, to okaże się w tak zwanym praniu. Krychowiak zaczął sportowy zjazd w momencie, w którym – wydawało się – wdrapał się na szczyt; tak przecież można było traktować jego przeprowadzkę z Sewilli do Paryża. Przyspieszenie zjazdu nastąpiło niedługo później, kiedy – jako zawodnik w stolicy Paryża zbędny – został wypożyczony do West Bromwich Albion, gdzie też się nie mógł odnaleźć, ale i tak do CV musiał sobie wpisać spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej. W WBA go więcej nie chcieli, dla PSG też był mało pożądanym spadochroniarzem. No, gdyby jeszcze z innej strony zaprezentował się na mundialu… Ale nie! Popłynął wizerunkowo bodaj jeszcze bardziej niż cała nasza reprezentacja.

W tych okolicznościach Lokomotiw spadł mu chyba z nieba. Bo oferta konkretna, bo stolica wielkiego kraju – fakt, że dość uciążliwa w codziennym życiu, ale która metropolia taka nie jest – bo mistrz z prawem występów w Lidze Mistrzów, bo wreszcie gra (a nie tylko jest) tam Maciej Rybus, notabene też mający za sobą nieudany epizod na francuskiej ziemi.

Nie da się ukryć, że Grzegorz Krychowiak wkracza w niezmiernie ważny moment swojej kariery. Relatywnie młody, w pełni sił, wciąż z perspektywami rozwojowymi, ale też jakby pogubiony. Może dlatego, że sportowo wziął swego czasu zbyt wielki na siebie ciężar; taki nie do uniesienia, a jednocześnie dołujący, głównie oczywiście psychicznie. Niech więc wszystkie siły naturalne i ponadnaturalne (czyli niebiosa – jakkolwiek je rozumieć) będą dla niego wsparciem, by w Moskwie mu się powiodło. Bo jeśli nie, to… biada mu. No i selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi, który pewnie ma swoje rachuby związane z jego osobą.

Punktem odniesienia tych rachub są występy Grzegorza Krychowiaka w Sewilli i w kadrze narodowej sprzed dwóch-trzech-czterech lat. Bardzo dobre występy, znakomicie rokujące. Tylko niewiele z tego zostało, a historią żyć się nie da. Ani w piłce, ani w ogóle. To dlatego albo pan Grzegorz pogna z Lokomotiwem naprzód, albo ten Lokomotiw go do końca rozjedzie.