Bez rozgrzewki. Każdy wiek ma swoje uroki

Fakt jest faktem: Lewy w jakimś sensie wyrósł ze statusu piłkarza i stał się kimś więcej. Oczywiście postacią ważną dla całej polskiej piłki, w końcu w liczbie strzelonych bramek dla reprezentacji przegonił samego Włodka Lubańskiego i generalnie – trudno naszą narodową jedenastkę w ciągu minionych kilku lat bez niego sobie wyobrazić; trudno też sobie wyobrazić bez niego najbliższe kilka lat. Ale też stał się wyznacznikiem powodzenia życiowego, bogactwa, a przy okazji ikoną kultury i… świata reklamowego. Mocno też wchodzi w biznes i podobno nieźle mu idzie.

Patrzcie więc dzieci, dokąd można dotrzeć dzięki temu, że poważnie traktujesz siebie, swoje życiowe powołanie, obowiązki itd. Poważnie, czyli z wszelkimi niezbędnymi elementami profesjonalizmu. No fakt, talent trzeba mieć, ale jak zwykł powiadać wspomniany Włodek, u niego na placu w Sośnicy było wielu chłopaków bardziej utalentowanych od niego. O czym warto pamiętać i z czego warto wyciągać dla siebie wnioski. Przyda się oczywiście jeszcze trochę osobistego szczęścia, przejawiającego się m.in. w tym, że na swojej drodze życiowej spotka się fajnych i rozsądnych ludzi, od rodziców (nieoszalałych) poczynając.

30 lat… W karierze sportowca to już nieuchronnie bliżej końca niż dalej, choć oczywiście przy dobrym prowadzeniu się, czyli mądrym traktowaniu swojego organizmu – co można i trzeba rozumieć na wiele różnych sposobów – przy pomocy dzisiejszej medycyny, przy szczęściu sprowadzającym się do unikania groźnych urazów, przy rozsądnych trenerach i kolegach, można jeszcze swoim drużynom (klubowym, narodowym) dać bardzo wiele i przez jeszcze dobrych kilka lat. Ostatecznie też – już jako 30-latek – jest się już człowiekiem dojrzałym, na ogół z łatwością i powodzeniem odsiewającym ziarno od plew, a w sumie wiedzącym, czego się chce. Od siebie, od życia, w ogóle…

Ale tak patrzę na pana Roberta i zastanawiam się, czy może o sobie powiedzieć, że jest sportowcem spełnionym. Bo człowiekiem zdecydowanie tak. Udane, ciekawe i bogate życie, rodzina – jak wynika z przekazów medialnych – wspaniała, złożona z pięknej i aktywnej żony, tudzież sprawiającej każdym swoim kroczkiem niewysłowioną radość córki. Czegóż chcieć więcej? A może… mniej? Czego mniej? Na przykład stresów, tych zawodowych, a konkretnie rozczarowań związanych z brakiem najbardziej spektakularnych sukcesów z klubem czy reprezentacją. To ciążenie po panu Robercie widać coraz bardziej, chociażby poprzez rozmaite przejawy zniecierpliwienia, tak bardzo widoczne zwłaszcza w minionych miesiącach. Te przepychanki z menedżerami i w klubie, te nie nadzwyczaj szczęśliwe słowa po fatalnym występie drużyny Adama Nawałki w Rosji…

Pewnie to właśnie związane jest z wiekiem. Lata płyną, a tego wielkiego spełnienia brak. No i czy wystarczy nań czasu? Jest to oczywiście problem Lewandowskiego, ale też i problem całej polskiej piłki. Po pierwsze dlatego, że nie widać w kolejnym pokoleniu piłkarzy – tych młodszych, powiedzmy, o 7-10 lat – kandydata na wodza i postać na miarę Lewego, co skłania do pytania, kto go kiedyś zastąpi? Po drugie – czy ta nasza pogrążona w marazmie piłka jest w ogóle dzisiaj w stanie „wygenerować” takie indywidualności; więcej, czy potencjalnych kandydatów do takiego miana i takiej roli wręcz nie dławi, nie przydusza, a po prostu marnuje? Ergo – czy jest w stanie „wygenerować” takie drużyny klubowe i reprezentacyjne, by przynajmniej obciachu nie było?

Tak poza tym – wszystkiego najlepszego, panie Robercie. Z tą nieśmiertelną sentencją, że każdy wiek ma swoje uroki.