Bez rozgrzewki. Kto się boi młodych?

Kolega Łukasz Olkowicz pochylił się w „Skarbie kibica” nad tematem przymusowej obecności na boisku – w ekstraklasowych meczach – co najmniej jednego młodzieżowca w każdej z drużyn. Wskazał na kontrowersje, jakie w klubach wzbudził ten przepis forsowany przez Zbigniewa Bońka. Postawił tezę, że „może być tak, że młodzieżowcy zaczną odstawać od pozostałych w drużynie, a trener będzie musiał ich trzymać na boisku z braku lepszego wyboru”.

Kolega Bogdan Nather pochylił się z kolei w „Sporcie” nad postawą młodzieżowców w pierwszej kolejce ekstraklasy sezonu 2019/20 i wyszło mu na to, że kilku z nich było czołowymi postaciami w swoich zespołach. Inni może się nie wyróżniali, ale też nie pojawiły się sygnały, że odstawali in minus od boiskowych partnerów. Oczywiście, jedna kolejka nie może być żelaznym argumentem za słusznością świeżo wprowadzonego przepisu. Jednak też pokazuje, że nie warto z góry go podważać i dyskwalifikować, co w minionych tygodniach i miesiącach czyniono w niektórych klubach, skądinąd ustami tęgich – przynajmniej sądząc po nazwiskach – fachowców.

Teza banalna: to czas będzie tym czynnikiem, który najlepiej zweryfikuje, kto miał rację, a zwłaszcza jak bardzo taki przepis jest przydatny polskiej piłce; czy też – jak bardzo jej szkodzi. I chodzi nie o perspektywę kilku tygodni, a co najmniej całego sezonu.

W tym ubiegłym ze spełnieniem właśnie wprowadzonych regulacji nie miałyby kłopotów Górnik Zabrze, Zagłębie Lubin, Legia Warszawa, Wisła Kraków, Pogoń Szczecin, Lech Poznań i Lechia Gdańsk. Pierwszy z wymienionych klubów – rewelacja sezonu 2017/18 – na swój sposób zaczął wyprzedzać epokę, przy średniej wieku drużyny ok. 21 lat. Nie sposób było ukryć podziwu dla Marcina Brosza, że tak zdołał poukładać młody zespół, iż ten zamieszał w ekstraklasie. Jednak następny sezon – 2018/19 – był czasem dla Górnika o wiele trudniejszym; tak trudnym, że w zimie trzeba było dokonać kilku transferów dojrzałych piłkarzy, by zachować status ekstraklasowca.

Bez rozgrzewki. Przypadek Rafała Góraka i nie tylko

Co też się udało, dając zarazem sporo do myślenia. I w Zabrzu, i w ogóle. Tyle że bez kwestionowania głównego kierunku, w którym postanowiono kroczyć przy Roosevelta. Żal tylko tego, że na swój sposób ta radosna, młoda i budząca powszechną sympatię drużyna przestała istnieć: wielu zawodników poszło na wypożyczenia do klubów niższych lig, inni zostali wytransferowani, czyli sprzedani definitywnie, co zdaje się dowodzić, że ich dłuższa obecność w najwyższej klasie rozgrywkowej nie znajduje sportowego uzasadnienia.

Przypadek Górnika pokazuje, że w budowie drużyny ważne są proporcje jakościowe, zdrowotne, wiekowe, mentalne. Słowem – chodzi o wyeksponowanie atutów i zniwelowanie słabości. Jednak też ów zabrzański przypadek powinien wskazywać i zarazem silnie podkreślać, że unikanie stawiania na młodych najczęściej jest grą na alibi – zwłaszcza w wydaniu trenerów. Ergo: strach przed wpuszczaniem jednego (powtórzmy – jednego) młodzieżowca do drużyny jest odmianą tchórzostwa.

Tak dla precyzji – wedle dzisiejszych reguł młodzieżowiec to zawodnik urodzony w 1998 roku (i młodszy). Umówmy się więc, że jeśli piłkarz ma 21 lat, jest szkolony wg odpowiednich standardów i oczywiście w dostatecznym stopniu utalentowany, nadto z poukładaną głową – to wszystko to powinno wystarczyć, by w ekstraklasie sobie poradzić. To już nie „łepek” 17- czy nawet 18-letni, pełen strachu przed narażeniem się starszym kolegom, tylko ktoś ze stosownym bagażem doświadczeń, w tym z odpornością na stres.

Dyskusja w Polsce o młodych piłkarzach – czy już gotowi na ligę, czy jeszcze nie – ma zresztą długą tradycję. Odżyła teraz z całą mocą właśnie za sprawą rzeczonego przepisu. A tak na zdrowy rozum tej dyskusji w ogóle być nie powinno, bo odpowiedź na pytanie, czy stawiać na młodych, czy nie stawiać, wydaje się oczywista. Zasadniczo nad polską ligą unosi się zapach strachu – przed odpowiedzialnością, złym wynikiem, ryzykiem. Szczęśliwie najwięcej zyskują ci, którzy (o) młodych się nie boją, m.in. Waldemar Fornalik, Marcin Brosz, Piotr Stokowiec… A dzięki nim zyskuje polska piłka, choć rzecz jasna niekoniecznie – w dłuższej perspektywie – polskie kluby. Jednak to już temat na inne opowiadanie.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem