Bez rozgrzewki. Ładne opakowanie. Ale ta zawartość…

Zbigniew Boniek, żegnając się po 9 latach z funkcją prezesa PZPN, w swoim stylu stwierdził, że zostawia tę organizację w bardzo dobrym stanie, o wiele lepszym niż była wtedy, kiedy – w 2012 roku – ją przejmował.


No, specjalnym skromnisiem to on nigdy nie był, ale też trudno nie zauważyć, że PZPN stał się całkiem sprawną maszynką do zarabiania pieniędzy, że odbyło się u nas sporo znaczących imprez (w tym m.in. finały mistrzostw świata i Europy drużyn młodzieżowych i dwa finały Ligi Europy), że wreszcie na tej bazie Boniek mógł z powodzeniem ubiegać się o stanowisko wiceprezydenta UEFA. Gdyby zawalił jedno z drugim i gdyby go nie doceniano, tak wysoko w strukturach europejskiej piłki na pewno by się nie znalazł.

I do tej organizacji „w bardzo dobrym stanie” wchodzi teraz człowiek będący poniekąd zaprzeczeniem Zibiego, przynajmniej w medialnym odbiorze. Cezary Kulesza wielkiej kariery jako piłkarz nie zrobił, bo trudno w tych kategoriach ulokować jego 14 meczów rozegranych w ekstraklasie. Nigdy też nie pchał się na pierwszy plan ze swoimi przekonaniami i mądrościami, co albo wynikało z jego skromności, albo z przekonania, że talentów oratorskich nie posiadł; albo i z tego, i z tego. Patrząc jednak na jego dorobek życiowy, trudno mu odmówić umiejętności poruszania się w biznesie. Opanowanie rynku muzyki disco polo, kiedy ta jeszcze raczkowała i była spychana w artystyczne podziemie (nie to, co dzisiaj), świadczy o jego intuicji. Zarobił na niej – pewnie w dalszym ciągu zarabia – kokosy; akurat takie, by móc później się mierzyć z innymi biznesami (nieruchomości), a nade wszystko za pośrednictwem Jagiellonii Białystok z klubową piłką nożną, co samo w sobie jest wyzwaniem. Finansowym, psychologicznym, każdym innym. Dużo na ten temat mogliby powiedzieć Bogusław Cupiał (Wisła Kraków), Józef Wojciechowski (Polonia Warszawa) czy Zbigniew Drzymała (Groclin Grodzisk Wlkp.), którym długoletnia przygoda z piłką niespecjalnie się udała. Wbrew wszystkiemu trwają w niej i wciąż przeżywają wzloty i upadki Dariusz Mioduski (Legia Warszawa) czy Janusz Filipiak (Cracovia).

Czy wspomniana umiejętność poruszania się biznesie pomoże Kuleszy w dziele prowadzenia PZPN ku lepszym czasom dla niego czasom, ale przede wszystkim ku lepszym czasom dla polskiej piłki? Bo z jednej strony mamy ładnie opakowany produkt, z drugiej średniej jakości jego zawartość. Inaczej – średniej jakości to może jest reprezentacja, cała reszta to już w kontekście europejskim marność nad marnościami, o czym świadczy miejsce polskiej klubowej piłki w rankingu UEFA, gdzieś w ogonie.



To właśnie się Bońkowi zarzuca, podsumowując jego dwie kadencje: że ściany zewnętrzne są pięknie wymalowane, ale od środka tynki się sypią, rury rdzewieją, podłogi gniją. Co można odnieść głównie do szkolenia. Niby coś w minionych latach się działo, ale te wszystkie szkoły i akademie sprawiają wrażenie, że są pełne kiepskich nauczycieli wypuszczających kiepskich absolwentów, którzy nawet w konfrontacji z seryjnie sprowadzanymi do Polski III-ligowcami z Hiszpanii stają na przegranych pozycjach. Po prostu – o wiele mniej umieją; i niekoniecznie można to tłumaczyć klimatem. No bo czy np. Czesi mają lepszy?

I tu jest główne zadanie dla Cezarego Kuleszy: zrobić porządek w piłkarskim szkolnictwie. Może nowy prezes być nieefektowny, może z trudem publicznie wygłaszać swoje przemyślenia, może nie brylować w towarzystwie, czy to krajowym, czy to zagranicznym, ale jeśli za cztery lata, przy okazji następnego zjazdu sprawozdawczo-wyborczego, będzie się mógł pochwalić pierwszymi na niwie szkoleniowej efektami, to rzeczonych słabości natury salonowo-dyplomatycznej nikt mu wypominać nie będzie.


Fot. Michal Kosc / PressFocus