Bez rozgrzewki. Lewy! Weź wrzuć luz!

Wtorek, późny wieczór i kilka informacji związanych z Robertem Lewandowskim. Właściwie wszystkie złe.


Otóż w meczu Barcelony z Osasuną zobaczył on czerwoną kartę, poprzedzoną dwiema żółtymi; obie jak najbardziej zasłużone. „Barca” przegrywała wtedy 0:1, ale wygrała 2:1, choć grała w dziesiątkę – bez swojego najlepszego snajpera i lidera. Czyli da się i tak. Kolejną złą wiadomością jest zachowanie „Lewego” po czerwonej kartce. Zaczął gwałtownie przekonywać sędziego, że ten się pomylił, karząc go usunięciem z boiska, lecz tylko ślepy mógłby uznać, że sędzia istotnie podjął pochopną decyzję. I na koniec, już przy linii boiska, kapitan reprezentacji Polski przesuwał palcem pod nosem, adresując to i do głównego, i bocznego. Hiszpanie, jak się zdaje, nie bardzo to zrozumieli, w przeciwieństwie do Niemców, którzy takie gesty uznają za aroganckie.

Lewandowski w Hiszpanii… Może kiedyś będzie to dobry temat na pracę związaną i z samą piłką nożną, i z psychologią. Piłkarz przyjęty jak król czy inny zbawca, strzelający bramki niemal jak na zawołanie, ale jednocześnie funkcjonujący ze świadomością, że podstawowy cel „Barcy” – zawojowanie Ligi Mistrzów – kompletnie się nie powiódł. Do tego doszedł marny styl rozstania drużyny z tymi rozgrywkami, bezsilność w rywalizacji z AC Milan i Bayernem, co sprawiło, że stała się obiektem kpin i szyderstw. No i wściekłości, tudzież rozżalenia kibiców.

Lewandowski jakby nie umiał się z tym pogodzić, stąd zapewne wielokrotnie demonstrowana frustracja, na jaką nie pozwalał sobie – albo pozwalał bardzo rzadko – w Niemczech. Co prawda jest na czele listy strzelców LaLiga, ale jakby nie odczuwał pełni smaku zdobytych bramek, bo nie przekładały się one na ważne, a jednocześnie prestiżowe zwycięstwa.

Jeszcze jedną złą wiadomością jest to, że Lewandowski przed rozpoczęciem mistrzostw świata nie zagra już w meczu ligowym. A co tu dużo mówić – trening nie zastąpi gry o punkty. Oczywiście, zawsze można pocieszać się tym, że w ten sposób odpada ryzyko kontuzji, i że kapitan reprezentacji będzie miał więcej czasu na odpoczynek, ale czy na pewno on sam tego chciał? Nie pojechał na ostatni grupowy mecz Ligi Mistrzów – do Pilzna – właśnie po to, by sobie odpoczął, tylko co to dało? No właśnie – taki występ, jak ten przeciwko Osasunie.

I w tym momencie trzeba byłoby przejść do tematu reprezentacji Polski, w kontekście stanu psychicznego jej kapitana. W przeszłości, występując w niej, niejednokrotnie dawał upust swojej frustracji, wywołanej najczęściej nieudanymi albo nie po jego myśli zagraniami partnerów. Napatrzyliśmy się już na jego miny, na machanie rękami, gesty już to zniecierpliwienia, już to rezygnacji. I zastanawialiśmy się jednocześnie, jaki to może mieć wpływ na zawodników młodszych, jeszcze nie całkiem obytych z obciążeniami, jakie rodzą występy w reprezentacji, a także tych bardziej doświadczonych, ale może mniej utalentowanych. Jednych złość kapitana być może motywuje do jeszcze większego wysiłku, innych jednak (i tych chyba jest większość) być może dołuje. A zawodnik rozdygotany zwykle popełnia więcej błędów niż zawodnik przekonany o swojej wartości.

Na stan nerwów naszego kapitana trzeba więc patrzeć nie tylko w kontekście jego występów w Hiszpanii i echa, jakie tam (a i gdzieś w świecie) wywołują, ale przede wszystkim w kontekście meczów w finałach mistrzostw świata w Katarze, do których odliczamy już godziny.

I można sobie wyobrazić, co sobie w związku z tym myślą – i jakie plany snują – w sztabach naszych rywali z Meksyku, Arabii Saudyjskiej i Argentyny. Uruchamiając (niezdrową?) wyobraźnię można przyjąć, że elementem ich gry mogą być prowokacje wobec „Lewego”, oczywiście celem wyprowadzenia go z równowagi, a w konsekwencji wyeliminowania go z gry.

Może pan Robert powinien w związku z tym pogadać z jakimś psychologiem? Spróbować uspokoić emocje – te, które za nim z wiadomymi skutkami; i te, które przed nim – ze skutkami dla niego i dla całej ekipy biało-czerwonych jeszcze nierozpoznanymi? A w sumie niech wrzuci sobie luz. Bo jakkolwiek spojrzeć, wydarzenia w Osasunie muszą być sygnałem ostrzegawczym. I dla niego, i dla całej naszej reprezentacji.


Fot. PressFocus