Bez rozgrzewki. Może trzeba pogadać z Siemianowskim?

Trzeba mieć nadzieję, że ktoś kiedyś postara się fatalne w skutkach dla Ruchu Chorzów wydarzenia nazwać i uporządkować, dotrzeć do źródeł, zbadać, dlaczego tyle trupów wypadało z szaf. Chodzi o sporządzenie rzetelnego studium upadku – aby zapobiegać…


Z Seweryna Siemianowskiego, prezesa Ruchu Chorzów, bije optymizm. No bo jak inaczej interpretować takie m.in. słowa, które padły dwa dni temu na naszych łamach: „Fajnie, że ciężka praca, którą wykonujemy w klubie codziennie, jest przez nas wszystkich odbierana w weekendy w formie satysfakcjonujących wyników. Niech to trwa cały czas. Niech ta nasza bajka się nadal pisze. Pojawia się coraz więcej kibiców, przychylnych ludzi, coraz więcej osób wierzy w nasz projekt odbudowy Ruchu, coraz więcej firm dochodzi. Otrzymujemy od ludzi pozytywną energię. Obyśmy parli do przodu i zatrzymali się… sam nie wiem, gdzie”.

Prezes oczywiście wie, gdzie on i jego ekipa chcieliby się zatrzymać, podobnie jak wszyscy, którzy dobrze życzą Ruchowi. Nie może chodzić nic innego, jak o ekstraklasę, bo 14-krotny mistrz Polski nie może myśleć o innym poziomie rozgrywkowym, jak tylko o tym najwyższym.

To będzie niechybnie długa droga, z wielu rozmaitych powodów. Pierwszy – oczywisty – jest taki, że wspinanie się z założenia trwa dłużej niż… spadanie. Ruch tego zresztą doświadczył jak mało który zespół. Leciał i leciał, i nikt nie był w stanie tego procesu zatrzymać.

Patrząc z perspektywy II-ligowych bojów, trzeba zadać pytanie: dlaczego tak się działo? Czy chodziło tylko o siłę bezwładu? O kompletny brak pomysłu na powstrzymanie degrengolady? O gry i gierki toczące się pod pretekstem miłości do Ruchu? A może o to, że za bary z problemami klubu brali się nieodpowiedni (nieodpowiedzialni) ludzie? Rzecz jasna – to wszystko z pieniędzmi w tle. Trzeba mieć nadzieję, że ktoś kiedyś postara się te wszystkie fatalne w skutkach wydarzenia nazwać i uporządkować, dotrzeć do źródeł, wreszcie zbadać, dlaczego tyle trupów wypadało z szaf. Nawet nie tyle, by dokonać rozliczeń winnych czy współodpowiedzialnych za to, co się działo, ile o sporządzenie rzetelnego studium upadku, które samo w sobie mogłoby być pouczającą lekcją, jak działać, by nie psuć; i by zepsuciu zapobiegać.

Ruch jest może w połowie drogi w górę, może nawet dopiero w 1/3 i – jak się rzekło – wiele trudów, przeszkód i barier jeszcze przed nim, na czele z brakiem stadionu. Ale jedno jest nie do podważenia: w Chorzowie tęsknota za większą piłką jest niewyobrażalna. Te 2,5 tysiąca kibiców „Niebieskich” na stadionie w Kaliszu podczas meczu z tamtejszym KKS-em mówi więcej niż jakiekolwiek słowa. Nie trzeba specjalnie kolejnych impulsów; taki wyraz przywiązania jest impulsem mającym pod sobą wszystkie inne.

Pora przenieść się kilka kilometrów dalej, do Sosnowca. Na meczu Zagłębia z Puszczą Niepołomice było 1011 kibiców. Da się to usprawiedliwić. Fatalne wejście w sezon, kiepskie wyniki, spadkowe miejsce, no i rywal taki, że przyspieszonego bicia serca nie wywołuje. No ale taki to był rywal, że z Zagłębiem dał sobie radę. Bo jak nie idzie, to nie idzie – za co zapłacili już prezes Marcin Jaroszewski i trener Kazimierz Moskal. Zagłębie już kiedyś przechodziło tę drogę, którą właśnie przechodzi Ruch, w związku z czym wydawało się, że przerobiło wszystkie możliwe lekcje, również sprowadzające się do przerabiania studium upadku. Gwarancją, że historia się nie powtórzy, miało być otoczenie klubu miłosnym uściskiem przez miasto, które na dodatek stawia obiekt, o jakim w Chorzowie mogą na razie wyłącznie marzyć. I co? I w ubiegłym sezonie rozpaczliwa walka, by nie zaliczyć kolejnej – po ekstraklasowej – degradacji; i strach, że w tym sezonie historia może się powtórzyć.

Znów zatem pojawiają się banalne pytania (acz o odpowiedzi pewnie trudno): co poszło nie tak przez te lata, dlaczego tak szybko wyparował entuzjazm, kto to wszystko spieprzył, no i czy nie grozi to taką zapaścią, jakiej doświadczył Ruch, i z której z najwyższym trudem się wygrzebuje. I czy z szaf wypadną trupy…

Może dlatego trzeba pogadać z prezesem Siemianowskim? Wymienić poglądy, doświadczenia, poskarżyć się, pocieszyć, zaczerpnąć od niego choć trochę optymizmu.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus