Bez rozgrzewki. Poprzeczka Bańki wisi wysoko

 

Będąc w środę Warszawie, usłyszałem od kolegów po fachu, że tekę ministra sportu ma objąć Dagmara Gerasimuk, szefowa Polskiego Związku Biathlonu. Ponieważ tenże związek funkcjonuje w Katowicach, koledzy uznali za stosowne zapytać katowiczanina właśnie, co ja na to? Nie żebym panią Dagmarę znał nadzwyczaj dobrze, ale z bezpośrednich kontaktów, a i na bazie rozlicznych opinii środowiskowych, mogłem wyrażać się o niej wyłącznie dobrze. Konkretna, merytoryczna, ciepła, miła, reprezentacyjna…

W duchu pomyślałem sobie, że zwłaszcza te ostatnie cechy niekoniecznie są zaletą w świecie polityki, ale skoro kapitalnie dała sobie radę w ministerialnej roli inna wywodząca się ze Śląska postać – Witold Bańka konkretnie – to może i pani Dagmara nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. No i będzie równie dobrym szefem resortu, jak jej poprzednik. Swoją drogą, na każdym kroku i w każdym towarzystwie podkreślałem przez minione lata – i podkreślać będę nadal – że Witold Bańka był najjaśniejszą postacią poprzedniego rządu. Nie sposób się dziwić, że przy swojej wiedzy oraz zdolnościach przywódczych i organizacyjnych sięgnął po tak eksponowane stanowisko, jak prezydentura Światowej Agencji Antydopingowej. Nie wiem, czy zdołam dożyć, ale z dużą pewnością zakładam, że w dalszej przyszłości kolejnym awansem Witolda Bańki może być członkostwo we władzach Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Młody, zdolny, ambitny.

Wracam z Warszawy do Katowic, odpalam w domu komputer, a tam na każdym portalu informacja – za Polską Agencją Prasową – że Dagmara Gerasimuk nie zamierza objąć funkcji ministra sportu, bo „to nie znajduje się w jej najbliższych planach zawodowych”. W pierwszym momencie poczułem coś na kształt rozczarowania, że osoba, z którą od czasu do czasu przyjemnie było porozmawiać lub przynajmniej zamienić kilka słów, nie obejmie tej teki. Do tego doszło coś w rodzaju żalu, że z takiego stanowiska zrezygnowała osoba niewątpliwie kompetentna, ze znajomością rzeczy (z bardzo różnych perspektyw), no i wielce sympatyczna.

Trudno wnikać w motywy jej decyzji, tym bardziej że mogą być one bardzo rozległe. Od rodzinnych, poprzez psychologiczne, aż do – trudno to wykluczyć – politycznych. Może kiedyś panią Dagmarę uda się namówić na coś w rodzaju spowiedzi. Nie sposób jednak przy tej okazji nie wyrazić swego rodzaju zdumienia, że rządzącym z tak wielkim trudem przychodzi obsadzenie tego stanowiska, które – szczerze podchodząc do sprawy – nie jest najważniejsze w rządzie. Można zatem domniemywać, że zostało ono wystawione na coś w rodzaju targowiska, na które przyjdą politycy z opozycji, z którymi będzie się można pohandlować. Ceną miałyby być profity i zaszczyty w zamian za lojalność wobec miłościwie panujących, a zwłaszcza głos za nimi, czy to Sejmie czy to (bardziej) w Senacie.

Nazwisk kandydatów do funkcji ministra sportu przewinęło się przez media już sporo, nie tylko polityków, ale i osób ściśle związanych ze sportem, na przykład Monika Pyrek; czyż trzeba przedstawiać? Prowokuje to do postawienia pytania – dlaczego pani (pana) to stanowisko nie interesuje? Być może nigdy nie usłyszymy na nie odpowiedzi, bo… życie, w tym polityczne, niesie ze sobą rozmaite wyzwania, niespodzianki, stresy. Ale być może jest po prostu tak, że Witold Bańka tak wysoko postawił poprzeczkę, że rozsądny człowiek wychodzi z założenia, że lepiej dać sobie spokój. Przynajmniej tu i teraz.